środa, 5 grudnia 2018

"Śniadanie mistrzów" Kurt Vonnegut

Rok pierwszego wydania: 1973
Ocena: 4/6


Zacznę od tego, że dziwna to książka. Inna. Niebanalna.   Przez wielu określana jako "wielka literatura".
Pierwszoosobowy narrator relacjonuje nam przebieg znajomości dwóch bohaterów: Kilgora Trouta, niespełnionego pisarza, autora fantastycznonaukowych powieści drukowanych w pismach erotycznych oraz Dwayna Hoovera, bogacza cierpiącego coraz bardziej na chorobę psychiczną.
Nie ma tu głównej opowieści. Jest za to mnóstwo równorzędnych wątków, które się non stop przeplatają, przerywają nawzajem. Miałam wrażenie, że nie są ze sobą w żaden sposób powiązane. Za to nie raz autor wracał do tego samego tematu. Jakby chciał jeszcze bardziej podkreślić śmieszność i absurdalność jakiegoś zjawiska czy zachowania.
Vonnegut obnaża wiele ludzkich wad oraz obala mnóstwo mitów. Satyrą przekłuwa napompowane do granic wytrzymałości baloniki amerykańskiej kultury narodowej. Trafnie diagnozuje wiele chorób nękających społeczeństwo Stanów. Prawdopodobnie uderza w psychikę niejednego czytelnika, czy to przedstawiając naturalistyczne sceny erotyczne, czy wyśmiewając sztandar.
To nie tylko satyra, ale i metafora dziwnego świata, w którym żyjemy. Uzupełniona rysunkami autora. Prostymi, trywialnymi. Nie zabraknie tu np. obrazka majtek czy świni.
Doceniam kunszt Vonneguta, bo udało mu się napisać opowieść zupełnie wykraczającą poza kanony powieści. Doceniam pomysłowość autora. Jego wyobraźnię. Ale zmęczyła mnie ta książka. To chyba nie jest rodzaj literatury, który do mnie przemawia...

wtorek, 4 grudnia 2018

"Panie z Cranford" Elizabeth Gaskell

Rok pierwszego wydania: 1853
Ocena: 4,5/6


Cranford, malutkie miasteczko w XIX-wiecznej Anglii, zamieszkane głównie przez kobiety: stare panny, bezdzietne wdowy w podeszłym wieku, siostry i przyjaciółki. Damy panują tu niepodzielnie. Mężczyźni pojawiają się tylko marginalnie. Cranfordzkie panie to nie wyzwolone emancypantki, czy heroiny. To całkiem zwyczajne, ciepłe osóbki, może chwilami nieco naiwne i dziecinne, borykające się z codziennymi problemami, których najistotniejszym powodem są niezbyt wysokie dochody....Przedstawicielki klasy średniej, i to zubożałej, wciąż pretendują do wyższych sfer, zapominając chwilami, że czasy się zmieniły, a im przybyło lat...Nie chcą się przyznać do swego statusu materialnego, choć jest on wiadomy wszystkim sąsiadkom;) Oszczędzają na podstawowych rzeczach, zmyślnie ubierając tą oszczędność w śmieszne zachowania, mające świadczyć o ich elegancji (np. panna Matty spędzając wieczory przy jednej świecy, zapala na przemian dwie świece, by w razie odwiedzin którejś z przyjaciółek wydawało się, że co wieczór palą się obie ;) ).
W miasteczku trzeba przestrzegać konwenansów, które świadczyć mają o klasie mieszkanek Cranford. Niektóre zachowania urastają do rangi rytuałów, ceremonii.

Powieść napisana jest lekko, z dużą dawką humoru. To świetne świadectwo czasów, w jakich osadzona jest akcja. Nie ma tu wyjątkowych wydarzeń, scen mrożących krew w żyłach. To zestaw scenek rodzajowych z codzienności, opisy strojów, zwyczajów, zachowań. Wszystko to jednak ma swój niezaprzeczalny urok i czar, który poszedł dziś w zapomnienie.

wtorek, 6 listopada 2018

"Syzyfowe prace" Stefan Żeromski

Rok pierwszego wydania: 1897
Ocena: 3+/6


Lektura szkolna, przez którą trudno przebrnąć większości uczniów. Sięgałam po nią z pewną dozą obawy, czy przebrnę, czy nie zanudzi. Było lepiej niż się spodziewałam;)

Marcinka Borowicza, głównego bohatera, poznajemy jako małego chłopca, wiezionego przez rodziców do szkoły na roczne przygotowanie do klasy I. Cóż to były za trudne czasy...XIX wiek, zabory, czas po powstaniu styczniowym, zubożała szlachta i możliwość edukacji tylko dla wybranych, których było na to stać...Rodzice Marcinka byli w stanie dużo zrobić dla swego jedynaka, by go wykształcić i dać mu szansę na życie lepsze niż to, które sami wiedli...
Towarzyszymy Marcinkowi przez cały okres szkoły. Obserwujemy, jak z malca wyrasta na młodzieńca, dojrzewa, zmienia się sposób jego myślenia i zachowanie. Poznajemy jego kolegów, nauczycieli, szkołę i stancje, na których mieszkał.
Żeromski pokazuje w swej powieści system wychowawczy panujący w szkołach, mający na celu rusyfikację od podstaw, czyli dzieci i młodzieży. Tytułowe "syzyfowe prace" mogą obrazować bezcelowość działań zaborców. Młodzi ludzie, świadomi swoich korzeni i historii, nie poddawali się łatwo zabiegom mającym zabić w nich wszelkie ślady polskości. Wiele trudu kosztowała uczniów obrona swojej tożsamości, ale i zaborcy nie raz spotykali się z zaprzepaszczeniem wysiłków mających wieść do celu. To starcie dwóch grup, z których każda musiała, niczym mityczny Syzyf, co chwila podejmować od nowa swoje wysiłki.
Mamy tu całą plejadę ciekawych, wręcz niezwykłych bohaterów, zarówno uczniów (począwszy od Marcina Borowicza, przechodzącego przemiany wewnętrzne, przez Andrzeja Radka, tak bardzo świadomego wartości nauki, aż do młodego patrioty Bernarda Zygiera walczącego o prawo do używania języka polskiego), jak i nauczycieli klerykowskiego gimnazjum. Nawet postacie epizodyczne, matka Marcina, jego kolega Figa, są barwnie przedstawione.
Powieść napisana jest dość trudnym językiem, chwilami nuży. Jednak cieszę się, że sięgnęłam po nią raz jeszcze po wielu latach. Teraz czytałam ją z zupełnie inną wiedzą i nastawieniem niż w latach licealnych.

poniedziałek, 5 listopada 2018

"Śniadanie u Tiffany'ego" Truman Capote

Rok pierwszego wydania: 1958
Ocena: 4/6



Holly Golightly - niespełna dwudziestoletnia gwiazdeczka filmowa, panienka do towarzystwa bogatych, starszych nowojorczyków, których potrafi rozkochać na zabój. Dziewczę radosne, rozrywkowe i bardzo tajemnicze. Femme fatale.
Holly mieszka w zabałaganionym apartamencie w nowojorskiej kamienicy. Kilka pięter nad nią mieszkanie zajmuje początkujący pisarz. Przez przypadek ich drogi się przecinają, zostają przyjaciółmi, a z czasem młody mężczyzna zaczyna darzyć ją coraz silniejszym uczuciem. Jednak Holly nie w głowie ustatkować się. Chociaż...może przystojnemu Brazylijczykowi uda się ją wreszcie usidlić?
Niewiele dowiadujemy się o przeszłości dziewczyny. Jedynie to, że jako 14-latka uciekła z domu w towarzystwie brata. Wygłodniali i wynędzniali trafili na farmę starszego pana, za którego dość szybko zgodziła się...wyjść za mąż i zostać macochą jego dzieci, starszych od niej samej, a potem równie szybko uciec. Tak trafiła do Nowego Jorku, w którego wielkomiejskim klimacie doskonale się odnalazła.
Capote kreśli rewelacyjny obraz psychologiczny Holly ( i to jest największy atut tej książki). Najlepszym podsumowaniem jest wizytówka przy skrzynce pocztowej: "Panna Holiday Golightly. W podróży". Infantylna  Holly, wiecznie uciekająca przed dorosłością i odpowiedzialnością, goni nieuchwytne szczęście. Jego symbolem ma być sklep z biżuterią u Tiffany'ego, symbol prestiżu i zamożności.
Kolejnym atutem tej króciutkiej powieści jest świetnie oddany klimat Nowego Jorku lat 40-tych XX wieku.
Niby nie ma w tej książce nic szczególnego. Ot prosta, wolno tocząca się opowieść młodego pisarza o krótkiej znajomości z sąsiadeczką. Jednak tak jak postać Holly zapadła w pamięć i serce narratora na resztę życia, tak i czytelnikowi nie pozwala przejść obojętnie wobec siebie.

środa, 31 października 2018

"Jądro ciemności" Joseph Conrad

Rok pierwszego wydania: 1902
Ocena: 3/6



Końcówka XIX wieku. Marlow, żeglarz, Anglik, wyrusza do dzikiego serca Afryki, gdzie ma zostać kapitanem parowca pływającego rzeką Kongo. Podczas podróży do celu, Marlow ma okazję obserwować wybrzeże Afryki i ludzi. Skłania go to do wielu refleksji. Gdy dociera do stacji centralnej, dowiaduje się o awarii swojego statku. Zmuszony jest spędzić w tym miejscu kilka miesięcy. Daje mu to niepowtarzalną okazję do poznania prawdziwego oblicza kolonizacji. Pyszni, chciwi biali, myślący tylko o zyskach z kości słoniowej i czarni umierający z głodu i wycieńczenia...Do Marlowa wciąż docierają wieści o tajemniczym Kurtzu, agencie z odległej stacji, który szczyci się ogromnymi ilościami zdobytej kości słoniowej. Teraz leży chory, a Marlow ma pospieszyć mu z pomocą przez pierwotną dżunglę. Kim w rzeczywistości okaże się Kurtz? Geniuszem postępu czy niebezpiecznym szaleńcem?
Historię poznajemy z ust Marlowa, który opowiada ją po latach przyjaciołom zebranym na pokładzie jachtu zakotwiczonego na londyńskim nabrzeżu Tamizy.
Tytuł ma wydźwięk symboliczny. Oznacza zarówno środek czarnego kontynentu, jak i ciemność głębi duszy człowieka.
Ta krótka powieść zmęczyła mnie. Opisy makabrycznych zachowań, pełnej dominacji kolonizatorów nad tubylcami, niskich instynktach, które wyzwalają się w ludziach w tych ekstremalnych warunkach, z drugiej strony- dzikość czarnoskórych, traktowanych gorzej niż zwierzęta -  czynią lekturę  mało przyjemną i trudną.
Z pewnością wiele tu wątków autobiograficznych. Conrad pracował w zawodzie marynarza,  lata spędził na żaglowcach i parowcach. W powieści wykorzystał wspomnienia z sześciomiesięcznego pobytu w Kongu Belgijskim.
Styl pisania Conrada nie przypadł mi do gustu. Brak dialogów, monotonia opowiadania powodowały znużenie. Być może dam jeszcze kiedyś szansę autorowi, ale na pewno minie sporo czasu, zanim sięgnę po kolejną jego powieść.

wtorek, 30 października 2018

"Dwór" Isaac Singer

Rok pierwszego wydania: 1967
Ocena: 5+/6


Rewelacyjna opowieść noblisty z 1978 o życiu Żydów po powstaniu styczniowym.
Po zesłaniu hrabiego Jampolskiego na Syberię, zarządcą jego dworu zostaje pobożny Żyd Kalman, prosty, pracowity kupiec. We dworze pozostaje żona hrabiego, pełna wiary w szczęśliwy powrót męża, i dwójka jego dorastających dzieci, Lucjan i Felicja. Dzięki swej przedsiębiorczości i pracowitości Kalman szybko staje się jednym z najbogatszych kupców w okolicy. Za sprawą umów podpisanych z władzami rosyjskimi na dostarczanie materiałów do budowy kolei, błyskawicznie pomnaża swój majątek, co chwilami wprawia go w zakłopotanie i obawy, czy nie stanie się grzesznikiem.
Losy tych dwóch rodzin, hrabiego i Kalmana, nieoczekiwanie się splatają. Piękna córka Żyda, po odmowie wyjścia za mąż za mężczyznę przeznaczonego jej przez ojca,  ucieka z młodym hrabią Lucjanem, staje się przechrztą, a w Paryżu, w którym Lucjan musi się ukryć po powstaniu, dopada ją bieda, głód i hulaszcza nieodpowiedzialność męża...To nie jedyna troska w życiu Kalmana, ojca czterech córek...Jego kolejny zięć, syn rabina i dobrze zapowiadający się młodzieniec, zamiast poświęcać czas na studiowanie świętych pism, oddaje się nauce i po wielu latach zostaje lekarzem. Oddala się od żony i jej rodziny, co napełnia smutkiem i goryczą serce Kalmana...A i on, tak przecież pobożny, po śmierci żony żeni się po raz drugi z Klarą, kobietą o niezbyt dobrej reputacji...To,co miało być radością i spełnieniem marzeń po niezbyt udanym pierwszym małżeństwie, okazuje się przekleństwem i wstydem dla całej rodziny...Ani dzieci, ani znajomi Żydzi nie chcą już utrzymywać kontaktów  z Kalmanem...Interesy idą coraz gorzej, a w miasteczku zaczyna narastać antysemityzm...
Historia, która na początku wydaje się prosta i napawa optymizmem, z każdym rozdziałem gmatwa się i zaskakuje.
Singer stworzył wspaniałe osobowości, każda z nich ma wyrazisty charakter i reprezentuje inny wymiar ludzkiego losu. Dobro zderza się ze złem, postępowość z tradycją, nauka z zacofaniem, bieda z przepychem.  Czytając "Dwór" możemy się przekonać, że każda decyzja w życiu człowieka pociąga za sobą konsekwencje. Często zupełnie inne, niż się w pierwszej chwili spodziewamy...
Autor rewelacyjnie zobrazował również życie małego miasteczka po powstaniu styczniowym oraz sytuację społeczną w Europie w tym okresie . Nie raz miałam wrażenie, jakbym przeniosła się do tego tętniącego życiem, a dziś już zapomnianego świata, na zatłoczone uliczki, śmierdzące pomyjami i śmieciami podwórka, gwarne od krzyków wędrownych kramarzy czy szewców stukających młotkami na progach warsztatów. Bardzo interesujące były dla mnie opisy żydowskich obyczajów, strojów, ale także sposobu myślenia, stosunku do wiary, Boga, współwyznawców.
To jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w tym roku. Lektura bardzo bogata, zarówno w piękne słownictwo, wydarzenia, opisy, postacie. Brnie się przez nią dość powoli, a mimo to nie chce się jej odkładać.
Dalsze losy Lucjana i Felicji można poznać w "Spuściźnie" tego samego autora.

poniedziałek, 29 października 2018

Jesień z klasyką i noblistami

Jesień-długie, ciemne popołudnia i wieczory. Deszcz uderza w szyby, wiatr gwiżdże w kominie. A w domu ciepło, przytulnie...Idealny czas na lektury. Bardziej ambitne niż "babskie lekkie czytadła", po które chętnie sięgałam w letnie upały. Jakby umysł domagał się jesienią bardziej treściwego pożywienia:)

Jesienią mam ochotę na nowe wyzwania książkowe. Tym razem chcę się zmierzyć z noblistami i to tymi "starszymi". A dodatkowo-po dłuższej przerwie wrócić do klasyki. Mam chyba przesyt literatury współczesnej, z jej przewidywalnością, językiem i "bylejakością" (nie generalizuję, widocznie ja na taką trafiałam przez ostatnie miesiące lub celowo po taką sięgałam w okresach wielkiego zmęczenia).
Są dzieła, o których myślę od długiego czasu. Głównie klasyka rosyjska. Ale i dawne szkolne lektury, na które chciałabym spojrzeć po wielu latach innym, bardziej dojrzałym okiem;)
Może tej jesieni się uda?

piątek, 26 października 2018

"Nanga Dream: Opowieść o Tomku Mackiewiczu" Mariusz Sepioło

Rok pierwszego wydania: 2018
Ocena: 3/6


Po akcji ratunkowej, którą żyła cała Polska kilka miesięcy temu, nazwisko Mackiewicza jest znane chyba większości. Himalaista, bohater. Człowiek, o którym wcześniej nikt za bardzo nie słyszał, nagle trafia na pierwsze strony gazet i do najświeższych wydań newsów telewizyjno-internetowych.
Kim był tak naprawdę? W "Nanga Dream" poznajemy Tomka - małego chłopca, wychowywanego na wsi przez dziadków, wolnego, nie poddającego się żadnym schematom. Poznajemy nastolatka, który nie potrafi się odnaleźć w nowym życiu w Częstochowie. Buntuje się, nie chce się uczyć, trafia w środowisko mocno patologiczne. Alkohol, narkotyki, leczenie w Monarze, próby powrotu do "normalnego" życia. Wyjątkowo wrażliwy człowiek? A może leniwy buntownik, który niechęć do pracy, wysiłku i jakiegokolwiek przystosowania się ubiera w ideologiczne frazesy?
Wyjątkowo drażniła mnie ta książka. Po pierwsze: jakoś nie odbieram Mackiewicza jako bohatera, a raczej egoistę. Po drugie: zniechęcił mnie styl pisania Sepioło. Mam wrażenie, jakby chciał "na szybko" wykorzystać gorący temat. Powycinał mnóstwo fragmentów rozmów, wypowiedzi, filmików (wyjątkowo bogata bibliografia na końcu książki...), wymieszał je i próbował zrobić z tego bestseller, trafiający do ludzkich emocji. W książce jest wg mnie chaos. Mieszają się wątki, w opowieść o dzieciństwie wkrada się fragment o alpinizmie. Pojawia się dużo dygresji, niepotrzebnych wątków, postaci. Zabrakło za to jakiś głębszych przemyśleń.
Zmęczyła mnie ta książka.

poniedziałek, 22 października 2018

"Światła września" Carlos Luiz Zafon

Rok pierwszego wydania: 1995
Ocena: 3+/6


Po śmierci męża, życie pani Sauvelle i dwójki jej dzieci popada w ruinę. Poznają, co to bieda, ciężka praca, głód. Gdy w 1936 roku kobieta dostaje propozycję pracy w zamku wynalazcy i producenta mechanicznych zabawek na francuskiej prowincji na wybrzeżu, przyszłość wreszcie zaczyna się jej jawić w jaśniejszych barwach.
Pierwsze spotkanie z nowym pracodawcą robi niesamowite wrażenie zarówno na niej, jak i na jej dzieciach. Tajemnicza budowla pełna jest szokujących, mechanicznych urządzeń i postaci, patrzących na przybyłych swoimi sztucznymi oczami.
Kilkunastoletnia Irene poznaje Ismaela, mieszkańca pobliskiej wioski. Szybko łączy ich przyjaźń, wystawiona na próbę przez makabryczne wydarzenia, jakie mają miejsce w lesie dzielącym zamek od domu wynajętego przez rodzinę Sauvelle. Chłopak zabiera Irene na wycieczkę do opuszczonej latarni morskiej, w której, zgodnie z legendą, pojawiają się tajemnicze światła września w każdą rocznicę tragicznej śmierci młodej kobiety. Irene znajduje stary dziennik zaginionej kobiety. A okolicy zaczyna krążyć czarny, groźny cień. Jego historię zna tylko wynalazca mechanicznych zabawek. Cień zagraża życiu mieszkańców zarówno zamku, jak i małego domku na wybrzeżu...Ismael i Irene próbują stawić mu czoła i zapobiec kolejnym nieszczęściom.
To powieść bardziej młodzieżowa niż "dorosła". Zafon buduje napięcie, tworzy klimat grozy i mroku, czego odzwierciedleniem jest nawet przykuwająca uwagę okładka.  Czyta się szybko, ciekawie, ale na pewno nie ma tu głębszych przemyśleń ani ponadczasowych wartości. To tylko czytadło, napisane prosto i przyjemnie, do pochłonięcia w dwa wieczory.

środa, 17 października 2018

"Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza" Bjornstjerne Bjorson

Rok pierwszego wydania: 1857
Ocena: 3/6


"Pośród wielkich dolin Norwegii znajduje się niekiedy odosobnione duże wzniesienie, które słońce oświetla przez cały dzień (...). Mieszkańcy siedzib leżących bliżej stoków górskich, nie zalewanych tak hojnie potokami słońca, zwią takie wzniesienia Solbakken -  czyli "słoneczne wzgórze". Ta, o której opowiedzieć tu zamierzam, mieszkała właśnie na takim wzgórzu, w zagrodzie zwanej Solbakken".
To opowieść o miłości młodzieńczej, zakazanej. Torbjorn od urodzenia był "niegrzeczny", wychowywany więc twardą ręką ojca, bity, tym bardziej skory był do bojek i zacięty. Od małego słyszał o pięknej dziewczynce z sąsiedniego wzgórza, rozpieszczanej jedynaczce, o którą rodzice bardzo się troszczyli. Gdy dzieci dorosły, ich wzajemne uczucie zaczęło rosnąć w siłę. Jednak rodzice Synnowe nie chcieli nawet widzieć chłopaka w swoim domu, mając go za rozbójnika i awanturnika. Skromna, cicha dziewczyna cierpliwie czekała, by jej wybranek zmienił swoje zachowanie.
Drugi wątek to opisy pięknej, dzikiej przyrody Norwegii.
Trzecim elementem powieści są opisy mieszkańców norweskich wiosek w XIX wieku. Byli oni bardzo wierzący, bogobojni, związani ze swoją ziemią i działający zgodnie z rytmem przyrody.
Autor wspomina też norweskie legendy, pełne skrzatów i dziwnych zdarzeń.
Całość napisana jest prosto, wręcz naiwnie. Brak tu ciekawej akcji, przygód. Opowieść snuje się wolno, leniwie.
Autor jest laureatem Nagrody Nobla (1903).

wtorek, 16 października 2018

"Sowa Wesley" Stacey O'Brien

Rok pierwszego wydania: 2009
Ocena: 4/6


O'Brien, młoda badaczka, pracuje naukowo z sowami w Caltech. Pewnego dnia potrzebna jest stała opiekunka dla małej, kilkudniowej sówki, rannej i bezbronnej, nie mającej szans na samodzielne życie na wolności. Stacey podejmuje bardzo odpowiedzialną i wiążącą decyzję. Bierze Wesleya do domu, organizuje mu odpowiednie warunki do rozwoju i opiekuje się nim przez kolejne 19 lat! Stają się sobie bardzo bliscy, Wesley traktuje Stacey jak matkę, uczy się od niej wielu nietypowych dla sowy płomykówki rzeczy, choćby kąpania się w wodzie;) Kobieta zaś porównuje życie z sówką do wychowywania dziecka. Przez długi czas nie może nigdzie zostawić Wesleya, nosi go ze sobą w odpowiednio przygotowanym pudełku, gdyż każda rozłąka jest powodem przeraźliwego skrzeku sówki! Przystosowuje się do trybu życia nocnego zwierzęcia.
 Nie da się ukryć, że oprócz wielu przyjemnych, wesołych chwil, wspólne życie niesie też pewne utrudnienia, jak choćby staje na przeszkodzie związkom z mężczyznami, którzy nie są skłonni godzić się na życie z sową u boku przez kolejnych kilkanaście lat...Zwłaszcza, że sowa ta odżywia się...nieżywymi myszami, z kośćmi i futrem (wypluwanymi po strawieniu posiłku...), które często  trzeba jej zabić i odpowiednio pokroić. Tylko zagorzały biolog-naukowiec jest w stanie znosić takie rzeczy;)
Książka jest bardzo intymnym zapisem wspólnego życia Stacey i Wesleya. Opowieścią o niesamowitej więzi człowieka i zwierzęcia. Oczywiście wychowywanie sowy było dla badaczki znakomitą możliwością obserwacji zwyczajów sowy. Jednak o wiele większe znaczenie miała chyba przyjaźń i bliskość, jakie ich połączyła. Wrażenie robi odpowiedzialność i oddanie młodej kobiety. Można powiedzieć, że Wesley uratował jej życie, gdyż w obliczu ciężkiej choroby postanowiła walczyć o zdrowie i życie właśnie dla niego, by nie zostawić go samego i nie zawieść.
Z reguły nie doceniamy inteligencji ptaków i jeśli decydujemy się na ich hodowlę, traktujemy raczej jako ozdobę niż przyjaciół. Ta opowieść, niezwykłe źródło informacji o sowach, jest dowodem na to, że ptasi móżdżek jest w stanie ogarnąć dużo więcej niż nam się wydaje:)
W książce znajdziemy wiele zdjęć głównych bohaterów, co umila lekturę i daje lepsze wyobrażenie o Wesleyu.

poniedziałek, 15 października 2018

"Walden" Henry Thoreau

Rok pierwszego wydania: 1854
Ocena: 3+/6


Nazwałabym to dzieło klasyką minimalizmu. To zbiór reportaży-wspomnień, przemyśleń z dwuletniego okresu życia w drewnianej chacie nad brzegiem jeziora Walden. Autor postanowił oderwać się od społeczeństwa i cywilizacji z założeniem,że do szczęśliwego życia wystarczy dach nad głową, skromna odzież i żywność pochodząca z pól i lasów, ewentualni wyhodowana własnoręcznie. Thoreau krytykuje pracę zarobkową, jako zniewalającą i odbierającą szczęście oraz zabijającą rozwój duchowy i umysłowy. Twierdzi, że większość światłych, otwartych umysłów wyrosło w nędzy, dlatego też wysunął wniosek, że majątek ogranicza myślenie.
To bardzo kontrowersyjne poglądy, za takie mogły uchodzić nawet za życia autora czyli w połowie XIX wieku. A sam autor nieco przeczył sam sobie, zabierając do chaty jednak rzeczy materialne, które nabył wcześniej za zarobione pieniądze.
Pierwsza część wynurzeń Thoreau ma charakter zdecydowanie filozoficzny, ponadczasowy. Nawet dziś wiele ze zdań można uznać za aktualne. Druga część to opis osobistych doświadczeń w trakcie minimalistycznego życia nad jeziorem - codzienne czynności, obserwacje przyrody.
"Walden" w dużej mierze kojarzyło mi się ze współczesną historią Francuza "W syberyjskich lasach" ze zdecydowaną przewagą tej drugiej pozycji. "Walden" wydało mi się bardzo przegadane. Liczne dygresje i kwiecisty styl dość szybko nużą. Jednak warto zapoznać się z klasyką, która daje pogląd na sposób myślenia przedstawiciela pokolenia sprzed 150 lat. Zwłaszcza dziś, w dobie coraz bardziej popularnego dążenia do minimalizmu w świecie zasypanym bodźcami i dobrami materialnymi.

czwartek, 11 października 2018

"Kroniki Jakuba Wędrowycza" Andrzej Pilipiuk

Rok pierwszego wydania: 2001
Ocena: 3-/6


Nie wiadomo dokładnie, ile Jakub Wędrowycz ma lat. Urodził się około 1900 roku, więc jest już staruszkiem. Nie wiadomo dokładnie, gdzie mieszka, gdzieś na wschodnich kresach Polski. Ma kilka profesji: jest bimbrownikiem, domorosłym egzorcystą, kłusownikiem. Napoje własnej produkcji konsumuje w ilościach hurtowych. Od samego rana pije wszystko, co ma procenty. Nie jest wybredny. W lokalnej knajpie spotyka się ze znajomkami. Prowadzą tam pijackie dyskusje i wpadają na "ciekawe" pomysły.

To zbiór 12 opowiadań, niepowiązanych ze sobą, doprawionych elementami fantasy i iście pijackim humorem.
Nie rozumiem fenomenu tej książki. Od wielu lat natykam się na kolejne tomy opowiadań o Wędrowyczu w dużych, znanych księgarniach. W końcu postanowiłam poznać tego pana o błędnym wzroku, z widłami w ręce i czapką uszatką na głowie. Jednak nasza znajomość nie trwała długo. Szkoda mi czasu na historyjki o pijaczkach, napisane średnim językiem. Jest tyle dobrych książek czekających na spotkanie:)

środa, 10 października 2018

"Lewą ręką przez prawe ramię" Selma Lonning Aaro

Rok pierwszego wydania: 2008
Ocena: 5/6


Scena pierwsza: mężczyzna całuje na chodniku młodą kobietę, po czym niespodziewanie wybiega na jezdnię wprost pod koła pędzącego samochodu.
Dlaczego to zrobił? Co sprowokowało go do tego nagłego ruchu? Kim jest mężczyzna, w którego oczach można dostrzec w tej ostatniej chwili świadomości panikę? zdziwienie? I kim jest kobieta, którą całował? Jaką wiadomość właśnie mu przekazała?
Z każdą stroną do opowieści dodajemy kolejne elementy. Pojawiają się odpowiedzi, często zaskakujące, często chwilowo mylne i sprowadzające czytelnika na błędny trop. Ale rodzą się i kolejne pytania. Jak puzzle, które stopniowo dają cały obraz. Czasem chwilę potrwa, zanim klocek trafi na właściwe miejsce. Układających jest kilku. Bo narratorem każdego rozdziału jest inna osoba. Scen nie jest specjalnie dużo, ale na każdą z nich mamy okazję spojrzeć z innego punktu. I każdy z układających dodaje swój malutki element do całości. Przekonujemy się, że żadne zdarzenie nie ma jednej wersji. Przez to i ocena postaci i ich wyborów, zachowań ulega zmianie.
Losy narratorów-bohaterów zadziwiająco, niekonwencjonalnie się splatają. A wydarzenia, jakie mają miejsce, mogą dotyczyć każdego z nas. Zdrada. Romans z żonatym mężczyzną. Samotność. Śmierć dziecka. Wypadek. Opieka nad żoną chorującą na Alzheimera. Mąż pogrążony w śpiączce. Nastolatka, która uważa, że okaleczyła matkę i zabiła ojca....Emocje, wzajemna niechęć, pragnienie miłości, brak porozumienia.
Wydaje się, że główną bohaterką powieści jest Helen, która staje się punktem wspólnym wydarzeń,  osobą, która w jakiś sposób łączy innych bohaterów. Kochanka żonatego mężczyzny, o którym wie, że raczej nie zostawi  rodziny. Przyszła samotna matka. Niespełniona miłość rybaka sprzed 10 lat. Córka kobiety, która nic już nie pamięta. Jednak każdy znajdzie tu być może innego bohatera, który stanie mu się bliski, z którym może w jakiś sposób będzie się identyfikował, którego zapamięta. Może osamotnioną, skupioną na sobie, oszpeconą w pożarze matkę ratującą życie dziecku, która wie, że mąż ma kochankę? Tą samą matkę, która kilka lat później jest towarzyszką choroby i śmierci własnej córki? A może samotną nastolatkę, która czuje się winna wypadkowi matki i śmierci ojca, zapomniana i odepchnięta w obliczu choroby i śmierci siostry? A może ojca Helen, który samotnie opiekuje się chorą żoną, aż w końcu skumulowane emocje wybuchają w niespodziewany sposób?

To powieść pisarki norweskiej, więc stworzona została w charakterystycznym dla tego kraju oszczędnym stylu, napisana chłodnym wręcz językiem. Porusza bardzo trudne, "ciężkie" tematy. I serwuje pesymistyczne zakończenia. Problemów jest dużo, bohaterów niewielu, dlatego życie każdego z nich nie jest sielankowe.
Autorka skupiła się zdecydowanie na odczuciach, przeżyciach, przemyśleniach postaci. Nie ma w tej powieści opisów miejsc, zbędnych "rozpraszaczy". Są scenki. A każda z nich dosłownie uderza w czytelnika. I niby to wszystko już było i nie raz będzie gdzieś indziej, u kogoś innego. Ale forma jest niepowtarzalna.
Dawno nie czytałam tak innej, dobrej, zaskakującej książki. Dla mnie to majstersztyk. 

wtorek, 9 października 2018

"Dom na skraju nocy" Catherine Banner

Rok pierwszego wydania: 2016
Ocena: 3+/6


Amedeo Esposito jako noworodek podzielił los wielu dzieci urodzonych w  XIX wieku we Florencji: został podrzucony do przytułku. Od małego uwielbiał słuchać opowieści, a gdy tylko nauczył się alfabetu, zaczął je spisywać w grubym zeszycie. Gdy przyszła pora na naukę zawodu, trafił pod opiekę starego lekarza, który stał się dla niego nie tylko mentorem, ale wręcz zastępczym ojcem. Jako świeżo upieczony lekarz, Amedeo trafił na maleńką wysepkę Castellamare na południowym skraju Włoch. Tam zaczął budować swoje życie, opierając się na szczątkowej stabilizacji. Po zawierusze I wojny światowej nabył na wyspie tytułowy Dom na skraju nocy,  zrujnowany bar, szczycący się mianem miejsca przeklętego. Doktor, nie ulegając przesądom, postanawia przywrócić to miejsce do życia. I to właśnie Dom na skraju nocy stanie się świadkiem rodzinnego życia, narodzin i śmierci kolejnych pokoleń rodu Esposito.
W tej dość grubej sadze znajdziemy wszystko to, czego czytelnik oczekuje po tego typu powieści: trochę plotek, trochę romansów, zdrad, zawirowań historii, wzlotów i upadków. Opowieść snuje się lekko i spokojnie w typowo włoskim klimacie, pod czujnym okiem świętej Agaty-patronki wyspy:)
Nie jest to na pewno literatura wysokich lotów, ale przyjemne czytadło, z którym można spędzić kilka wieczorów:)

poniedziałek, 8 października 2018

"Wyprawy marzeń: Indie" Elżbieta Dzikowska

Rok pierwszego wydania: 2009
Ocena: 4/6


Kraj przeciwieństw. Czasem skrajnych. Uboga wieś (bez wody, dróg, samochodów itp) i bogate miasta. Odurzający zapach przypraw i smród brudu. Bogaci przechodzący obok żebraków. Kolorowy przepych sari i zabytkowych świątyń obok szarości slumsów.
Elżbieta Dzikowska świetnie uchwyciła na zdjęciach te kontrasty. Dodała do nich opisy. Podzieliła na kilka części i opatrzyła każdą z nich wstępem. Tak powstał wielki, ciekawy album o Indiach. Można w nim zatonąć, zapomnieć o otaczającym świecie. I tylko tego zapachu i upału Indii brak;)




poniedziałek, 24 września 2018

"O wolnym podróżowaniu: Droga jest celem" Dan Kieran

 Rok pierwszego wydania: 2012
Ocena: 5/6



Urlop. Ten wymarzony, wyczekany okres w roku. Odliczamy do niego dni już od momentu zakończenia poprzedniego. A potem, gdy przychodzi, chcemy go wykorzystać maksymalnie, wycisnąć ile się da, upchnąć tyle atrakcji, że pęka w szwach. A potem...okazuje się, że prawie nic nie pamiętamy, po powrocie minione dni zlewają się w jedno, mylą się widziane zabytki. Nie mówiąc o zmęczeniu...
Dan Kieran zachęca nas do czegoś zupełnie innego. Do powolnego podróżowania. Do tego, żeby sama droga stała się celem i przygodą. Do zamiany samolotu, który przenosi pasażerów z miejsca w miejsce bez szans delektowania się samą podróżą, na pociąg. Opowiada o tym, czego sam doświadczył i co sprawdził:)
Swe wyprawy rozpoczął od zwiedzenia najbliższej okolicy domu. Tyle razy przejeżdżał samochodem te same ulice i trasy, nie mając pojęcia, co jest kilkaset metrów w bok. By to zmienić, wyruszył w całodzienną pieszą podróż po okolicznych lasach, wzgórzach i drogach. Odkrył mnóstwo ciekawostek!
Niesamowita była również miesięczna "przejażdżka" po Anglii starą elektryczną platformą do rozwożenia mleka:) Pojazd poruszał się z oszałamiającą prędkością maksymalną 24km/godz, narażając pasażerów dodatkowo na wszelkie niedogodności pogodowe i stres związany z ładowaniem akumulatora. Nie da się chyba nie zwolnić pod każdym względem podczas takiej podróży:) Autor zachwala również wtopienie się w krajobraz, co jest niemożliwe w czasie przemierzania kraju samochodem po autostradach.
Jaką przewagę ma podróż pociągiem przez Europę w porównaniu do teleportacji samolotem?;) Daje szansę na stopniowe wtapianie się w nową rzeczywistość. Jeśli w ciągu kilku godzin znajdziemy się na takim samym bezdusznym lotnisku, jak to, z którego startowaliśmy, tyle, że na drugim końcu świata,  nie jesteśmy w stanie zostawić za sobą wszystkich nawyków, problemów itd. Jesteśmy tacy sami, tyle, że w innym miejscu. Kiedy za oknem powoli zmieniają się krajobrazy, kiedy możemy obserwować coraz to innej kultury, zjawiska, mamy szansę całym sobą zanurzyć się w nowym świecie, do którego zmierzamy.
Kolejną rzeczą, do jakiej zachęca Kieran, to zmiana przewodników;) On sam porzucił te znanych wydawnictw, zawierające obok skróconego rysu historycznego listę miejsc koniecznych do "zaliczenia". Budziły w nim zdecydowanie wyrzuty sumienia, jeśli nie udało mu się "przebiec" wszystkich punktów obowiązkowych programu. W zamian zaczął w podróży czytać książki, których akcja działa się lub dzieje w miejscach, do których podróżuje lub opowieści o znanych osobach w danym kraju żyjących. Dzięki temu dojeżdżając do danego kraju jest już "nasiąknięty" jego klimatem, historią, naturą mieszkańców. Świetne rozwiązanie!  Podobno rewelacyjnie sprawdza się podróżowanie nocnymi pociągami, gdyż śpiąca rodzina nie zakłóca lektury;)
Po dotarciu na miejsce Kieran zdecydowanie odradza "zaliczanie" kolejnych atrakcji. Poleca raczej snucie się uliczkami, w które żaden przewodnik nie zaprowadziłby wycieczki, delektowanie się kawą w małej kafejce czy spędzenie czasu na parkowej ławce:)
Im jestem starsza, tym bliższa mi jest idea wolnego podróżowania:) Lektura była dla mnie wielką przyjemnością, inspiracją. Samo zaczytanie się opowieściami Kierana o jego podróżach, lekturach działa jak niezwykły balsam na duszę:)

wtorek, 18 września 2018

"Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy" Paweł Reszka

Rok pierwszego wydania: 2017
Ocena: 3+/6


Od pacjentów można usłyszeć wiele złego na temat lekarzy. Że znieczulica, że brak czasu, że liczy się tylko kasa i kariera itd itp. Pacjent czuje się w Polsce "niezaopiekowany". Lekarz podchodzi do niego przedmiotowo, skupia się na wypełnianiu papierków, a nie na rozmowie z pacjentem.
A jak to wygląda z drugiej strony? Z punktu widzenia młodego lekarza? Dyżur za dyżurem, zmęczenie sięgające zenitu, ręce związane biurokracją, presja czasu.
Autor zatrudnił się jako sanitariusz, by wejść w środowisko lekarzy, poznać je od podszewki. To, co usłyszał w czasie rozmów z nowymi znajomymi, spisał w formie krótkich reportaży-felietonów.
Czy dowiedziałam się z nich czegoś nowego? Nie. Może na chwilę poczułam po raz kolejny współczucie dla medyków. Bo to tacy sami ludzie jak my, o czym często się zapomina. Ze swoimi wadami, słabościami, rzadko-z wielkim powołaniem, którego system nie zabije.
Chwilami miałam wrażenie, że czytam wciąż o tym samym, że tematy są wałkowane do znudzenia, tyle że od nieco innej strony i za pomocą innych słów. Ale przeczytać warto. Chociaż kawałek. Żeby potem w poczekalni przed drzwiami gabinetu zirytować się może chociaż ciut mniej;)

poniedziałek, 17 września 2018

"Jezus mówi do ciebie" Sarah Young

Rok pierwszego wydania: 2004
Ocena: 1/6


Dziś piszę ku przestrodze. Dawno żadna książka tak mnie nie zdegustowała i nie zdenerwowała!
Autorka, chrześcijańska (?) pisarka, zapragnęła doświadczyć Bożej obecności. Zaczęła praktykować modlitwę w ciszy i skupieniu, a wtedy usłyszała Boży głos w swoim sercu. Gdy to się powtarzało, wzięła długopis, zeszyt i zaczęła spisywać Boże przesłanie (?). Dzień po dniu, tak też podzielona jest książka, od pierwszego do ostatniego dnia roku. W pierwszej osobie, po prostu "cytuje" to, co Jezus do niej mówi. Co Jezus chce przekazać w sumie wszystkim ludziom, by uzdrowić ich życie. A Jezus jawi się jako niezłej klasy coach! Zaczyna od słów: "Nie trzymaj się kurczowo starych przyzwyczajeń, wstępując w nowy rok", by dalej kontynuować: "Daj się porwać przygodzie otwierania się na świadomość Mojej Obecności".
Jakże inny Jezusa jawi się w tej książce niż  w Biblii, jakże inne podejście, słownictwo, ton ;)  
Literatura chrześcijańska, w różnym wydaniu, jest mi bliska, jednak dawno nie trafiłam na taki "kwiatek". Drżę, co może wyrządzić w sercach zabłąkanych owieczek, mniej obeznanych w temacie. Opisy w internecie kuszą bardzo: "Fenomen tej książki kryje się w tym, że każdy, kto będzie ją czytał, dostrzeże, że są to słowa skierowane bezpośrednio do niego. To, co Jezus uczyni dzięki tym słowom w Twoim sercu, jak zmieni Twoje życie, jest jeszcze tajemnicą. Zmieni je jednak na pewno." Tym bardziej rosną moje obawy...
Nie byłam w stanie przeczytać w całości tych bzdur. Kojarzą mi się z new age, hipnozą, NLP, a autorka kreuje się na nowego proroka, wykorzystując słabość i zagubienie wielu osób.

piątek, 14 września 2018

"Tysiąc dni w Wenecji" Marlena de Blasi

Rok pierwszego wydania:
Ocena: 3+/6


Spotkali się pewnego dnia. Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością. Ona Amerykanka, turystka zwiedzająca Wenecję z przyjaciółmi. Rozwiedziona matka dorosłych dzieci, mistrzyni kuchni. On-rodowity Wenecjanin. Wystarczyło, że na nią spojrzał i się zakochał...Za pierwszego jej pobytu w Wenecji zniknęła mu z oczu, jednak po kilku miesiącach, gdy wróciła zwiedzać miasto, już nie pozwolił jej odejść. Gdy ona wraca do Stanów, on po kilku dniach leci za nią. Ona zna po włosku kilka słów, on po angielsku niewiele więcej. A jednak postanawiają zacząć wspólne życie. On wraca do Wenecji, by przygotować "grunt", ona rzuca całe swoje dotychczasowe życie-sprzedaje dom, knajpę, zostawia w Ameryce dzieci i przenosi się do Wenecji, by zamieszkać z Nieznajomym, jak nazywa wybrańca swego serca. Okazuje się, że jego mieszkanie to zapuszczona nora, w której jej trudno się odnaleźć. Okazuje się, że na ich drodze do wymarzonego ślubu piętrzy się mnóstwo przeszkód, a codzienne życie w uroczej Wenecji i charaktery sympatycznych Włochów nieco odbiegają od jej wyobrażeń. A jednak im się udaje. Skleić dwa samotne życia w jedno wspólne. Twierdzą oboje, że szczęśliwe:)
Szalona to historia. Nie raz się zastanawiałam, jak można się tak "rzucić na główkę" w nieznane. Zostawić wszystko i bez znajomości języka i kultury zamieszkać w obcym kraju z praktycznie nieznajomym mężczyzną...I nie można tego uznać za wybryk szalonej wczesnej młodości, bo oboje byli już mocno dojrzałymi ludźmi.
To zbeletryzowana autobiograficzna opowieść o tym, jak autorka próbuje zacząć nowe życie w nowym kraju z nowym mężem;)
Książka napisana jest lekko, z pewną dozą humoru. Jedyne, co mnie drażniło, to dość lekceważący stosunek Amerykanki do Włochów i wszystkiego co włoskie, traktowanie ich z góry i nie bardzo uzasadnione poczucie wyższości. Jednak byłam w stanie przejść nad tym do dalszej lektury, która intrygowała mnie odwagą narratorki i jej życiowymi perturbacjami.
Powieść bardzo przypomina mi "Brudną robotę", podobna życiowa rewolucja i determinacja:)

wtorek, 11 września 2018

"Corka Robrojka" Małgorzata Musierowicz

Rok pierwszego wydania: 1996
Ocena: 4/6


Jeszcze jedna część Jeżycjady tego lata:) Tym razem kolejny, 11 tom.
Głównymi bohaterami są Robrojek, znany już z najwcześniejszych części przyjaciel Gabrysi Borejko. Po odrzuceniu oświadczyn przez Kłamczuchę wiele lat wcześniej, Robrojek szybko ożenił się z nie znaną nikomu bliżej muzyczką, wyprowadził do Łodzi i został ojcem. Żona niestety szybko zmarła i młody mężczyzna został sam z malutką córeczką. Daje z siebie wszystko, by dobrze ją wychować i nie za bardzo omotać swoją miłością. Mamy lata 90-te, czas szybkich i dobrych biznesów, które równie szybko potrafią upaść z wielkim hukiem. Doświadczył tego i Robrojek,oszukany przez wspólnika, zostawiony z wielkimi długami. Poczciwy człowiek, czuje wstyd za to, że dał się oszukać. Sprzedaje dom i wraca "na tarczy" do Poznania, gdzie dawny kolega z liceum poligraficznego, Majchrzak, daje mu pracę i możliwość zamieszkania w maleńkim domku ogrodnika w swoim ogrodzie, pod warunkiem, że Robrojek sam go wyremontuje. To tu przyjeżdża po wakacjach spędzonych u babci Bella. Tu zaczyna nowe życie. Poznaje sympatycznego sąsiada i Przeszczepa-syna Majchrzaka, z którym i rodzice, i całe otoczenie mają mnóstwo kłopotów...Bardzo wyraźnie autorka nawiązuje do historii o Pięknej i Bestii, choć w przypadku Belli i Przeszczepa ani ona taka piękna, ani on taka bestia jak się na pierwszy rzut oka wydaje ;)
Oczywiście mamy tu mnóstwo Borejkowych sióstr, Idę-szczęśliwą mamę Józinka i Gabrysię wraz ze statecznym dwuletnim Ignacym Grzegorzem. Oczywiście mamy budzące się uczucie, tym razem całkiem dojrzale, a nie nastoletnie:)
Musierowicz pisze o ważnych sprawach, ale ubiera je jak zwykle w ciepłe, łagodne zdania. Czyta się oczywiście bardzo sympatycznie, choć nie raz żal ściska serce na myśl o problemach Robrojka czy złość ogarnia gdy czyta się o rodzinie Majchrzaków.

poniedziałek, 10 września 2018

"Po prostu bądź" Magdalena Witkiewicz

Rok pierwszego wydania: 2015
Ocena: 3+/6


Dałam jeszcze jedną szansę pani Witkiewicz. Tym razem wypadło nasze spotkanie lepiej :)
To opowieść o miłości. Trudnej, zakazanej miłości między studentką i wykładowcą. Miłości, która gdy mogła już wyjść na świat, skończyła się tragicznie i za szybko. I o trudnych relacja rodzinnych.
Paulina, wychowana na wsi, jest świetną uczennicą. Świetnie rysuje. Marzy o studiowaniu architektury. Jednak rodzice kategorycznie jej tego zabraniają. Pola jest najmłodszą córką, ma zostać na gospodarstwie, pomagać rodzicom, wyjść za mąż i rodzić dzieci. Tak jak starsza siostra. Inny scenariusz nie wchodzi w grę. Jest już nawet wybrany kandydat na męża, prawie zaklepana sala weselna...Jednak Pola stawia na swoim, po kryjomu, z pomocą potencjalnego przyszłego męża, który okazał się prawdziwym przyjacielem, przygotowuje się do egzaminu w Gdańsku, zdaje go i dostaje się na wymarzone studia. Na wieść o tym rodzice zrywają kontakt z córką. Musi zacząć samodzielne, samotne życie w akademiku.
Na uczelni poznaje Aleksandra, wykładowcę starszego od niej o 15 lat. Początkowe "motyle w brzuchu" obojga przeradzają się w gorące uczucie. Ukrywane do momentu, kiedy Aleks przestanie być nauczycielem Poli. A potem...ciąża, szybki ślub, nowe mieszkanie i wielki kredyt. Zaczyna się piękne, bezpieczne życie. Niestety, na bardzo krótko...Aleks ginie w wypadku zanim urodzi się jego syn.
I tu na scenę wkracza Łukasz, przyjaciel Aleksa. Od początku bardzo polubił Polę, a nawet podkochiwał się w niej. Proponuje jej układ: fikcyjne, papierowe małżeństwo, żeby pomóc dziewczynie w stanięciu na nogi (Pola nie ma skończonych studiów, nie ma pracy, za to ma pół miliona kredytu do spłacenia i dziecko w drodze...), zaopiekować się nią i Juniorem.
Naiwność Poli, a tym bardziej lekkomyślność Aleksa w podejmowaniu decyzji, infantylność niektórych sytuacji trochę drażnią, jednak szybko przychodzi myśl: jak ja bym się zachowała w podobnej sytuacji? Łatwo oceniać studentkę, która wchodzi w związek z wykładowcą, ale jak się wyobrazi samotną 20-latkę, która nie może liczyć na nikogo, już mniej dziwi, że szukała schronienia w ramionach starszego mężczyzny...
To dość banalne, prosto napisane czytadło, ale jednak wciąga. Problemy, jakie porusza autorka, są poważne i trudne. Myślę, że niejedna czytelniczka spotkała się z podobnymi sytuacjami w życiu, może nie z kumulacją tylu złych rzeczy w jednym życiorysie, ale w kilku-wielce prawdopodobne.

piątek, 7 września 2018

"Szczęście pachnące wanilią" Magdalena Witkiewicz

Rok pierwszego wydania: 2014
Ocena: 2/6


Zapragnęłam zakończyć wakacje jakimś miłym, babskim, lekkim czytadełkiem, wprowadzającym w przyjemny, leniwy jeszcze nastrój. W moje ręce trafiło akurat "Szczęście pachnące wanilią", zachęcające pyszną okładką i nawet ciekawym opisem. Wydawało się wpisywać w me oczekiwania. Cóż, swą lekkością, a wręcz banalnością i prostotą niestety mnie rozczarowało:(
To historia kilku młodych kobiet, których losy splatają się w jednym z bloków na nowym gdańskim osiedlu. Ada, samotna matka niespełna rocznego Michasia, nie mogąca liczyć na niczyją pomoc, otwiera cukiernię w lokalu podarowanym jej przez ojca. Pieczenie babeczek i robienie tortów-arcydzieł to to, na czym zna się najlepiej. Niestety, hobby nie zapewnia środków wystarczających na utrzymanie lokalu, siebie i dziecka...Jednak to tu, w cukierni, spotykają się kolejno wszystkie bohaterki, tu zawiązuje się przyjaźń między nimi. Tu rozmawiają o problemach z rozbrykanymi dziećmi, z facetami itd.
Tak naprawdę to taka książka o niczym. Ot płynie sobie zwyczajna opowieść o całkiem zwyczajnych kobietach około 40-tki, z wieloma szczegółami typu: gdzie która odstawiła buty po powrocie do domu i gdzie siedziała inna zalewając się łzami. Nie ma tu za bardzo akcji, nie dzieje się nic szczególnego. A do tego napisane to tak prosto, zwyczajnie, językiem tak pospolitym...Nawet tak gdzie potencjalnie miało być dowcipnie, jedynie delikatny uśmieszek z nutką żenady błąka się na ustach...
To trzecia część cyklu Milaczek, ja czytałam książkę niezależnie od pozostałych, stanowi na tyle odrębną całość, że nie brakowało mi wiadomości z poprzednich.
Dużo więcej oczekiwałam nawet po babskim czytadle...
Cóż, pozostaje mi przedłużyć wakacyjny nastrój i szukać dalej;)

środa, 5 września 2018

"Pełnia życia" Agnieszka Maciąg

Rok pierwszego wydania: 2016
Ocena: 5+/6


Dar od kobiety dla kobiet.
Agnieszka Maciąg dzieli się swoimi doświadczeniami, jak osiągnęła pełnię życia. Jak sama mówi, jest tylko pośrednikiem. Przekaźnikiem Dobrej Energii, która płynie do niej z Nieba, a którą chce się dzielić z innymi kobietami, by mogły doświadczyć tego, co ona.
Pierwsza część książki to autobiograficzna opowieść o życiu "przed" i "po" przebudzeniu. Autorka, można powiedzieć, miała wszystko, o czym marzy wiele dziewczyn: sławę, pieniądze, dziecko, szczęśliwy związek, podróżowała po całym świecie. A jednak czuła wewnętrzną pustkę i ból. Wreszcie się poddała, zawierzyła w pełni Boskiemu prowadzeniu, bo sama nie wiedziała już co robić, by poczuć pełnię. Tak zaczęło się jej nowe życie, pełne cudów, przemian, spokoju i szczęścia.
W drugiej i trzeciej części pani Agnieszka dzieli się tym, co robi na co dzień, dążąc do dalszego rozwoju. Porusza mnóstwo ciekawych tematów, które dla mnie będą wytycznymi do dalszego poszukiwania i zgłębiania. Zioła, homeopatia, medytacja chrześcijańska, modlitwa, joga, zdrowe odżywianie - to tylko niektóre z nich. Podaje konkretne metody, które sprawdziły się w jej przypadku. Jednak nie narzuca swojego zdania, nie raz podkreśla, że to, co dobre dla niej, nie musi być dobre dla innych.
Książka napisana jest niezwykle ciekawie, bez zbędnego patosu, zadufania, ale i bez naiwności i infantylności. Autorka powołuje się na wiele tytułów, cytuje osoby, które były dla niej autorytetami na drodze poszukiwania wewnętrznego spokoju.
Tekst opatrzony jest wieloma fotografiami, a całość wydana jest po prostu pięknie. Samo obcowanie z tą książką jest czystą przyjemnością, a czytanie wlewa spokój do duszy:)
"Pełnia życia" trafiła w moje ręce w momencie, kiedy bardzo potrzebowałam takiego przewodnika. To był odpowiedni czas na taką lekturę. Być może nie jestem w związku z tym obiektywna. Nie spotkałam się jednak do tej pory z taką radosną i szczerą afirmacją chrześcijaństwa w wykonaniu polskiej celebrytki czy celebryty.
Mam nadzieję, że słowa pani Agnieszki pomogą kolejnym kobietom, jak to ma miejsce do tej pory.
Ja już szukam kolejnych jej książek, zarówno wcześniejszych jak i ostatnio wydanej:)

piątek, 31 sierpnia 2018

"Wędrowne ptaki" Karolina Wilczyńska

Rok pierwszego wydania: 2017
Ocena: 3/6



To jeszcze jedna z wakacyjnych, lekkich powieści, które kończę u schyłku lata:)
Nowy apartamentowiec na ulicy Kwiatowej w Kielcach. I cztery młode kobiety, bardzo różne od siebie. Malwina-artystka, jedynaczka, która właśnie wyrwała się (w okolicach trzydziestki) spod skrzydeł rodziców i dostała w prezencie pierwsze własne mieszkanie. Wioletta-matka rozbrykanego czterolatka i drugiego maluszka mieszkającego jeszcze w brzuchu, przyjechała na Kwiatową z prowincji, co wyraźnie widać w jej strojach i poglądach. Róża-nieśmiała, skryta, bardzo samotna szara myszka. I ich sąsiadka   -zawsze elegancka biznes women.
Wydawałoby się, że nigdy nie znajdą wspólnego języka, łączących je tematów. Po raz pierwszy spotykają się w czteroosobowym składzie w ...windzie, która utknęła między piętrami.
Takim przydługim wstępem zaczyna się dalsza opowieść z punktu widzenia każdej z młodych kobiet. Bo każda część książki ma inną narratorkę.
Zaczyna Malwina,do tej pory ukochana córeczka rodziców, wiodła prawie beztroskie życie. Jednak nagła śmierć ojca i problemy z matką, które po niej nastąpiły, wywracają jej życie do góry nogami. Początkowo nie umie (nie chce?) się odnaleźć w dorosłym życiu. Na pomoc przychodzą pozostałe z czwórki mieszkanek Kwiatowej, służąc zarówno pomocą w porządkach, rękawem do wypłakania się, jak i miłym towarzystwem.
Powieść czyta się szybko i lekko. Nie zachwyca stylem, jest bardzo prosta i trochę infantylna. Oczywiście wiedzie do happy endu.
Zaskakujący jest przeskok w narracji między wstępem (ok., 40 stron!) a dalszą częścią. Na początku sytuacja przedstawiona jest z perspektywy obserwatora. Dalej opowieść snuje pierwszoosobowa narratorka, zwracając się bezpośrednio do czytelniczki? słuchaczki? Narracja jest prowadzona jak najzwyklejsza rozmowa, z dygresjami, powrotami do przerwanego wątku i wtrąceniami typu: jesteś zaskoczona? Bo ja tak itd.
Bohaterki są bardzo charakterystyczne i trochę wg mnie przerysowane. Jedna zawsze w szpilkach i wąskich sukienkach, jak przystało biznes woman, druga w tandetnych kozaczkach i ze zbyt wyrazistym makijażem jak to kobieta z prowincji lub w drugą stronę-w rozwleczonych ubraniach i bez makijażu, bo przecież jest w ciąży...A wszystkie oceniane dość schematycznie i prostacko przez pozostałe sąsiadki...
Jedyne, co broni powieść to tematyka, życiowa, pełna trudnych, ale jakże prawdziwych sytuacji i dylematów.
Na pewno nie nazwałabym "Wędrownych ptaków" literaturą ambitną. To raczej taka relaksująca "chwilówka", czyta się chwilę i za chwilę po skończeniu ulatuje z głowy;) Ale czasem i takie książki są potrzebne, by oderwać się od zawirowań codzienności:)

czwartek, 23 sierpnia 2018

"Chłopiec duch" Martin Pistorius

Rok pierwszego wydania: 2011
Ocena: 4/6


Martin był wesołym, zdrowym, szczęśliwym chłopcem do czasu, kiedy w wieku dwunastu  lat zachorował na tajemniczą chorobę, która pozbawiła go świadomości. Zaczęło się od bólu gardła, potem zaczęła szwankować pamięć, zanik mięśni powodował przykurcze. Ponad rok lekarze próbowali postawić diagnozę, jednak bezskutecznie. Przyznali się do porażki i namawiali rodziców do oddania Martina do ośrodka opieki i zajęcia się swoim życiem. Jednak ojciec nie stracił nigdy nadziei, podjął się mozolnej opieki nad synem. A ten, po kilku latach nieświadomości, zaczął niespodziewanie wracać do życia. Tyle, że jego ciało zupełnie odmówiło współpracy. Był chłopcem-duchem, świadomym tego, co się wokół działo, myślącym, jednak jakby niewidocznym dla innych osób, przekonanych, że jest rośliną bez kontaktu z otoczeniem. Dopiero jedna z opiekunek zauważyła subtelne oznaki świadomości w niekontrolowanych ruchach ciała chłopca. I tak zaczęła się walka o nawiązanie z nim kontaktu za pomocą nowoczesnych (na tamte czasy, czyli pierwsze lata XXI wieku) urządzeń do komunikacji alternatywnej i wspomagającej. Dzień po dniu, dzięki bardzo ciężkiej pracy i oddaniu rodziny Martin mógł zacząć wychodzić ze skorupy swego ciała, zacząć podejmować podstawowe decyzje dotyczące swojego codziennego życia, a wreszcie zacząć brać aktywny udział w życiu społecznym.
Jest to poruszająca autobiografia człowieka, który wiele lat przeżył w więzieniu niesprawnego ciała. Opisuje tu emocje, trzy Furie swojego życia: Frustrację, Trwogę i Samotność, determinację, nadzieję i walkę o powrót do świata. Opowiada też o relacjach w rodzinie dotkniętej nieszczęściem -nie ominęły jej kryzysy, związane z beznadzieją czy poczuciem winy. I o wielkiej miłości rodzicielskiej, determinacji mimo rozpaczy.
Książka robi wrażenie. Budzi emocje. Momentami tak silne, że trzeba ją na chwilę odłożyć, by zaczerpnąć głębszy oddech...

wtorek, 21 sierpnia 2018

"Nutria i Nerwus" Małgorzata Musierowicz

Rok pierwszego wydania:
Ocena: 4,5/6


Gdy tylko przewróciłam ostatnią kartkę "Dziecka piątku", nie mogłam oprzeć się pokusie, by sięgnąć po kolejny tom Jeżycjady, "Nutrię i Nerwusa". I znów klimat powieści, upalne lato 1994 roku, idealnie skomponował się z wakacyjnym nastrojem:)
Tym razem, po dość sentymentalnym tomie 9, trafiłam prosto w powieść przygodową! Główną bohaterką pani Musierowicz ustanowiła tym razem Natalię zwaną Nutrią, ostatnią niezamężną siostrę Borejko, szczęśliwą studentkę polonistyki. Spotykamy ją w dość trudnym i dramatycznym momencie życia -  właśnie w sposób zdecydowany i burzliwy odrzuciła oświadczyny Tunia Ptaszkowskigo, przekonana, że kilka lat od niej starszy mężczyzna chce ją zdominować i zawładnąć jej życiem. By dojść do ładu ze swoimi emocjami i uczuciami, Natalia postanawia uciec w głuszę i odludzie, gdzie w ciszy zastanowi się, co robić dalej. Jednak tu do akcji wkracza Gabrysia, szczęśliwa świeżo upieczona matka Ignacego Grzegorza i dwóch całkiem już sporych córek z pierwszego małżeństwa. Niestety, Gabrysia po raz pierwszy w życiu boryka się z poważną chorobą, która unieruchomiła ją w domu. Nie ma jak zająć się córeczkami, nie ma jak z nimi wyjechać, a upały panujące w Poznaniu zdecydowanie utrudniają życie. Pechowo Grzegorz wyjechał na kilkumiesięczne stypendium naukowe, rodzice-do sanatorium, dwie zamężne siostry układają sobie nowe życie. W tej sytuacji jedyną deską ratunku pozostaje Natalia, która dostaje wsparcie finansowe na wyjazd nad morze i...dwie małoletnie siostrzenice do towarzystwa:)
Przygoda zaczyna się już w przedziale pociągu jadącego do Gdyni, kiedy to nie znany Nutrii (za to jak się okazuje-znany Tygryskowi;) ) młody mężczyzna niespodziewanie przykuwa się do niej kajdankami! Szaleńcem okazuje się Filip-Nerwus, brat porzuconego Tunia, który za wszelką cenę chce sprowadzić niedoszłą narzeczoną wprost w ramiona zrozpaczonego brata. Nutria wykorzystuje pierwszą nadarzającą się okazję i ucieka z dziewczynkami z pociągu. I tak rozpoczyna się pościg, pełen śmiesznych sytuacji, emocji, zaskakujących przygód i budzących się nowych uczuć.
Świetny relaks na letnie popołudnie:) Leniwa niedziela z tą powieścią gwarantuje odmładzający odpoczynek ;)

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

"Dziecko piątku" Małgorzata Musierowicz

Rok pierwszego wydania: 1993
Ocena: 5/6


Lato w tym roku wyjątkowo nas rozpieszcza. Od kilku miesięcy jest gorąco i słonecznie. Często upał wręcz zniechęca do jakiegokolwiek działania. Najbardziej trafną aktywnością okazuje się wtedy czytanie w hamaku:) A idealną lekturą na leniwe godziny jest Jeżycjada Małgorzaty Musierowicz:)
Tym razem wróciłam do cyklu jakby od środka. Początkowe tomy znam już prawie na pamięć. A "Dziecko piątku" jakoś uleciało mi z głowy. Pora to nadrobić.
Tytułowym "dzieckiem piątku" czyli potencjalnie-panną z miną śledzia, wiecznie smutną i naburmuszoną jest Aurelia Jedwabińska, pamiętna Gieniusia z "Opium w rosole", która jako dziecko leczyła swoją samotność odwiedzając przypadkowych ludzi i wpraszając się do nich na obiadki. Niestety, dorastająca Aurelia jest równie samotna, życie jej nie rozpieszcza:( Jej znerwicowana mama zmarła rok wcześniej, po długiej chorobie. Dziewczyną zajął się ojciec, który rozwiódł się z żoną i wyprowadził, gdy Aurelia była małą dziewczynką. Jednak nastolatka nie umie się odnaleźć w nowym życiu i domu ojca. Czuje się intruzem, unika kontaktu z opiekunami. Dlatego, gdy nadarza się przypadkowa okazja wizyty w Pobiedziskach, gdzie mieszka dawno nie widziana babcia Jedwabińska, Aurelia nie zastanawia się ani chwili, tym bardziej, że właśnie skończył się rok szkolny. W podróży towarzyszy jej nowo poznany Konrad, młody artysta, twórca własnego przestawienia i scenografii do niego;)
W Pobiedziskach Aurelia odnajduje wreszcie spokój, bezpieczeństwo, rodzinne ciepło i babciną miłość. Z "dziecka piątku" przeradza się w atrakcyjną nastolatkę, o której względy konkurują Konrad i Arturek Gburek, jak się okazuje-siostrzeniec Maćka Ogorzałki.
Jak zwykle przez strony powieści przetaczają się wszyscy znani już bohaterowie Jeżycjady. Jak zwykle gościmy w przytulnej kuchni Borejków, gdzie Gabrysia w pierwszych tygodniach ciąży walczy z mdłościami przy pomocy zapachu świeżutkiego koperku, dostarczanego przez zakochanego męża Grzegorza:) To tu, w mieszkaniu na Roosevelta 5 jak zwykle toczy się życie, przyciągające dawnych i nowych znajomych:)
Uważam, że to jedna z poważniejszych części Jeżycjady. Musierowicz porusza tu wiele trudnych tematów, śmierci, osamotnienia, odrzucenia.  Dotykamy tu problemu emigracji rodziców, samotności osób starszych, konfliktów rodzinnych, poczucia odpowiedzialności. Dużo głębsza to powieść niż te ostatnie z cyklu. Dlatego lubię wracać do początków Jeżycjady.

piątek, 17 sierpnia 2018

"Podpalacz" Wojciech Chmielarz

Rok pierwszego wydania: 2012
Ocena: 4,5/6


Dawno nie czytałam kryminału. Chyba kilka lat. A już polskie kryminały, liczące ponad 500 stron, polskie nazwiska z list bestsellerów-omijałam szerokim łukiem.
"Podpalacz" trafił w moje ręce trochę przypadkiem. Korzystając z letniego rozleniwienia upałem, w poszukiwaniu lekkiej rozrywki, postanowiłam zacząć czytać. I jakże się zdziwiłam! Bo to jest całkiem dobry polski kryminał;)
Na warszawskim Ursynowie wybucha pożar domu. Ginie właściciel, biznesmen znany z kontaktów z półświatkiem, a jego żona, przebrzmiała już gwiazdka podrzędnych scen, ulega znacznym poparzeniom. W trakcie wizji lokalnej doświadczony strażak sugeruje podpalenie. Komisarz Mortka, policjant, któremu przyznano sprawę, początkowo nie chce w to wierzyć. Jednak szybko wiąże tą tragedię z kilkoma wcześniejszymi pożarami w okolicy. Zaczyna się dochodzenie. W międzyczasie dochodzi do kolejnego pożaru, w którym ginie dwójka małych dzieci. Tym razem Mortka i jego współpracownicy nie mają już wątpliwości-na Ursynowie działa niebezpieczny podpalacz. Zaczyna się wojna z czasem, żeby nie dopuścić do kolejnych nieszczęść.
Akcja powieści prowadzona jest bardzo ciekawie, wartko, bez zbędnych szczegółów i opisów. Jest spójna, dzięki czemu czyta się szybko i dobrze. Nie ma tu niepotrzebnych pobocznych wątków, nie ma zbyt wielu bohaterów uwikłanych w fabułę. A zakończenie zdecydowanie mnie zaskoczyło ;)
Za jakiś czas chętnie sięgnę po kolejną część cyklu o komisarzu Mortce:)

czwartek, 16 sierpnia 2018

"Ulga" Natalia Fiedorczuk

Rok pierwszego wydania: 2018
Ocena: 4+/6


Karolina, kobieta po trzydziestce, wiedzie, wydawałoby się, całkiem zwyczajne, typowe życie. Mieszkanie w apartamentowcu na zamkniętym osiedlu, mąż, dziecko, praca....No może tylko kilkukrotne poronienia i problemy wychowawcze z synem mogą się kłaść cieniem na jej codzienności.
Czy jednak rzeczywiście taka jest prawda? Czy rzeczywiście nic nadzwyczajnego nie kryje się w życiorysach mijanych na ulicy osób?
Autorka pokazuje piekło, jakie potrafią skrywać cztery ściany ekskluzywnych mieszkanek. Pokazuje zło, jakie może czaić się w duszy zwyczajnego z pozoru sąsiada. Dramaty, które niszczą życie wielu osób.
To bardzo, bardzo trudna książka. Mocna. Zapierająca chwilami dech. Męcząca. Nie pozwalająca na obojętność. Aż ciężka od złych, negatywnych emocji. Udręczenia. A tytułowa ulga? Czy wreszcie przyjdzie?
Autorka nie stworzyła typowej powieści. Pokazuje szereg scenek, zarówno w teraźniejszym życiu Karoliny, jak i w jej przeszłości. Posługuje się przy tym ciężkim, emocjonalnym językiem, nie stroni od wulgaryzmów, które uwypuklają skalę tragedii.
Czy tak wygląda życie dzisiejszych trzydziestolatków? To bardzo prawdopodobne. Tym bardziej-przerażające. Za fasadą idealnego wizerunku społecznego, poukładanego życia kryje się przemoc, problemy psychiczne i nieumiejętność radzenia sobie z życiem...
Fiedorczuk okazuje się bardzo bystrą obserwatorką i świetną psycholożką. Książka, którą napisała, mimo, że jest ciężkiego kalibru, na pewno warta jest poznania. Choćby po to, żeby zmierzyć się z demonami. By zmusić się do refleksji. Stanąć oko w oko z takim a nie innym obrazem tej grupy społecznej.

piątek, 3 sierpnia 2018

"Moja droga Aleksandro" Krystyna Siesicka

Rok pierwszego wydania: 1983
Ocena: 4/6


Lubię książki Siesickiej. I te całkiem młodzieżowe, które pozwalają na chwilę przenieść się w nastoletnie czasy;) I te poważniejsze, bardziej dorosłe, skłaniające do refleksji.
"Moja droga Aleksandro" zdecydowanie należy do tej drugiej grupy. Wraz z główną bohaterką Luizą przenosimy się do roku 1944. Falę wspomnień dorosłej już Ludwiki (Luiza to zdrobnienie którym każe się nazywać) porusza przejazd obok Świętej Magdaleny, podwarszawskiej wioski, w której jako nastolatka spędziła bardzo pamiętne lato. Luiza wraca po raz kolejny do listów pisanych przez jej babcię do mamy-Aleksandry.
W upalnym lipcu 1944 roku Luiza z początkowo tylko sobie wiadomych powodów ucieka z domu do domku-kurnika wujka, właśnie w Świętej Magdalenie. Kilka dni po jej wyjeździe, jej śladem rusza Maryśka-babcia, wydelegowana przez zamartwiającą się matkę nastolatki. I tak babcia i wnuczka spędzają kilka dni w prymitywnych warunkach prowizorycznej chatynki. Rozmawiają, uczestniczą w życiu okolicznych mieszkańców. Są świadkami ukrywania Żyda przez sąsiada i przygotowań do powstania.A potem, ponaglane, wracają do Warszawy dzień przed godziną "W".
Tutaj też, w Świętej Magdalenie, Luiza poznaje Bartka, sympatycznego chłopaka, który, czego się nawet w tej chwili nie spodziewa, w przyszłości zostanie jej mężem, ojcem jej córki Zuzanny.
Ta krótka powieść jest bardzo bogata w tematy. Wojenna rzeczywistość zarówno na wsi, jak i w Warszawie...Pierwsze uczucia...Współegzystowanie trzech pokoleń kobiet zarówno wtedy gdy Luiza była nastolatką, jak i później, gdy sama była matką nastolatki... Relacje wnuczki z babcią, matki z córką-w różnych konfiguracjach...
Narracja prowadzona jest dwutorowo. Wspomnienia dojrzałej Luizy i jej rozmowy z córką przeplatane są listami babci z czasów wojennego lata w Świętej Magdalenie do  córki, a matki Luizy, z których każdy zaczyna tytułowy nagłówek: Moja droga Aleksandro!
Tak, zdecydowanie lubię książki Siesickiej. I lubię do nich wracać co jakiś czas:)

piątek, 20 lipca 2018

"Lala" Jacek Dehnel

Rok pierwszego wydania: 2006
Ocena: 4/6

Hołd złożony babci przez młodego wnuka. Piękna opowieść zlepiona z opowieści;)
Teraz Babcia już odchodzi. Już nie poznaje bliskich, siusia w łóżko, trzeba jej wytrzeć nos i zmienić pampersa. Ale kiedyś, gdy pamięć jeszcze nie zawodziła, Babcia przy każdej okazji opowiadała. O swojej młodości i dojrzałości, o rodzinie, bliskich, o miejscach, w których żyła, mieszkała i bywała.
Teraz wnuk, poeta i początkujący pisarz, mozolnie próbuje spisać te opowieści. Nie są chronologiczne, ale za to piękne i takie prawdziwe.
To opowieść bez dramatycznych zwrotów akcji, nie trzyma w napięciu niczym dobry kryminał. Jest taka zwyczajna, ciepła, jak opowieść babci czy dziadka w zacisznej kuchni pachnącej świeżym ciastem, przy kubku parującej herbaty.
To historia zwyczajnej rodziny, wpleciona w historię kraju, która gdzieś tam w tle, chciał nie chciał, przecież się toczyła. Do tego napisana piękną polszczyzną, jaka rzadko zdarza się we współczesnych powieściach. Język jest wręcz poetycki, płynie niczym pieśń.
Ale to także opowieść o przemijaniu, odchodzeniu, szacunku do osób starszych, o bliskości, która nie mija z młodością. 
I to zdjęcie na okładce, takie sentymentalne.
Niejeden czytelnik odnajdzie tu bliskie sobie klimaty, scenki znane ze swojego życia. Niejeden zatęskni za kochającymi ramionami babci, za jej pełnym miłości głosem...

sobota, 14 lipca 2018

"Droga do Tarvisio" Grzegorz Kozera

Rok pierwszego wydania: 2012
Ocena: 4/6


Powieść drogi w polskim wydaniu.
Narrator i zarazem główny bohater, po kolejnym i tym razem chyba ostatecznym rozstaniu z wieloletnią partnerką Mat, wyrusza w podróż z Polski do Włoch. Po drodze mija Czechy, spędza trochę czasu w Wiedniu, by wreszcie dotrzeć do tytułowego Tarvisio i Padwy. Czemu akurat tam? Chciał przyjechać po raz kolejny do Św. Antoniego, by prosić go o dalsze wstawiennictwo w swoim  życiu i opiekę, którą opłaca kilkoma euro wrzuconymi do kościelnej puszki.
Jest to opowieść niepoprawna politycznie, to pewne. Autor nie szczędzi słów krytyki i szczerości w ocenie przemarszu w Krakowie z okazji jakiejś rocznicy, czy spotkanej w Czechach polskiej pielgrzymki. Nie kryje swojego uprzedzenia w stosunku do Niemców i Austriaków. Jednak nie zostawia swych negatywnych komentarzy bez argumentów.
To równocześnie gorzka spowiedź mężczyzny po 40-tce, który nigdy nie dbał o siebie, przez co znacząco podupada już na zdrowiu. Ma też świadomość bezsensu swojego pracoholizmu.
Ta niewielka objętościowo książka zaskoczyła mnie swą szczerością, prawdziwością i tym, że tak często ocena zjawisk moja i autora są zbieżne.
Czytałam ją z tym większym zaciekawieniem i uwagą, że bohater (mający na pewno sporo cech autobiograficznych autora) przemierzał dokładnie tę samą trasę, którą podróżowałam ja, w trakcie tej lektury:) Bardzo ciekawe doświadczenie!

piątek, 13 lipca 2018

"Masz przyjaciela. Jedz, módl się, kochaj w Rzymie" Luca Spaghetti

Rok pierwszego wydania: 2011
Ocena: 3,5/6



Gdy sięgałam po tę książkę w bibliotece, nie miałam świadomości, kim jest Luca Spaghetti. Dopiero na okładce wyczytałam, że przyjacielem Elizabeth Gilbert, autorki znanego "Jedz, módl się, kochaj" i że to właśnie Lucę Lizz wspomniała na kartach swojej powieści.
Po przekartkowaniu kilku pierwszych stron już nie mogłam się oderwać:) Tak dużej dawki "włoszczyzny", podanej tak  lekkostrawnie i przyjemnie, dawno nie miałam w ręce!
Luca, rzymianin z krwi i kości, pisząc coś na wzór autobiografii, zaprasza nas na wędrówkę ulicami Wiecznego Miasta. I co jest nie lada gratką, patrzymy na nie oczyma kogoś, kto się w nim urodził, dorastał, zna każdy jego zaułek, historię każdego kościoła, zabytku, zna najlepsze knajpki i najbardziej romantyczne miejsca! Przy okazji zdradza nam sekrety codzienności Włochów, opowiada o znanych i nieznanych turystom potrawach, dzieli się rozterkami na temat swojego nazwiska i przedstawia swoich przyjaciół:) Opowiada o swojej miłości do muzyki i o marzeniach.
W drugiej części Luca opisuje podróż swych marzeń, czyli wizytę w Stanach Zjednoczonych i wędrówkę coast to coast różnymi środkami lokomocji. Jednak nie jest to sucha, reporterska relacja, a pełna emocji i zachwytów opowieść o odkrywaniu tajemnic dalekiego kraju.
W trzeciej części pojawia się Elizabeth Gilbert, która mieszkała w Rzymie 3 miesiące w trakcie podróży opisanej w "Jedz, módl się, kochaj". Z Lucą poznali się za pośrednictwem wspólnego znajomego. Połączyła ich wyjątkowa przyjaźń. Tym razem czytelnik jest świadkiem lekcji, jakiej udziela rodowity Włoch Amerykance;)
Nie jest to książka ambitna, mądra, to raczej lekkie czytadło, pełne humoru, radości i włoskich klimatów. Luca opowiada bardzo ciekawie i szczegółowo na temat zarówno rzymskich zabytków, jak i miejsc, które odwiedził w Ameryce. Ja z ciekawością śledziłam je w internecie, a na moją szczególną uwagę zasłużył Amtrak California Zephyr, pociąg, w którym Luca spędził kilka niesamowitych dni w Stanach.
Idealna lektura na wakacje, na lato. Tylko przestrzegam: grozi ochotą natychmiastowego udania się do Rzymu;) We mnie wzbudziła wielką tęsknotę za Wiecznym Miastem...

wtorek, 19 czerwca 2018

"Nic nie zdarza się przypadkiem" Tiziano Terzani

Rok pierwszego wydania: 2004
Ocena: 4,5/6


To kolejna bardzo obszerna książka włoskiego korespondenta, po którą sięgnęłam w ostatnim czasie. Wręcz czytałam ją równocześnie z "Koniec jest moim początkiem" , co było doświadczeniem o tyle ciekawym, że "Nic nie zdarza się przypadkiem" powstawała w początkowym okresie choroby autora, a "Koniec..." to  kolejny etap, więc wiedziałam już, do czego prowadziły wcześniejsze działania.
Gdy Terzani dowiedział się, że jest chory na raka, postanowił sprawdzić, czy istnieje na świecie jakikolwiek lek, metoda, które są w stanie go uleczyć. Nie wzbraniał się przed niczym, niczego nie negował, ale i nie wynosił na piedestał. Po prostu wyruszył w podróż, dowiadywał się i doświadczał. Leczenie rozpoczął  w Stanach Zjednoczonych, gdzie Terzani trafił do nowoczesnej kliniki zajmującej się nowotworami w  konwencjonalny sposób. Jednak poczuł się tam niekomfortowo, traktowany nie jak człowiek, a jak kolejny przypadek, zbiór części ciała. Dlatego też, korzystając z przerw w terapii, wyruszył na Daleki Wschód, gdzie medycy, szamani i inni uzdrowiciele podchodzą do pacjenta holistycznie.
Terzani, oprócz metod leczenia, opisuje też rzeczywistość, w której przyszło mu się znaleźć. Jest bacznym obserwatorem zachowań ludzi zarówno w Nowym Yorku jak i u stóp Himalajów. A swe obserwacje i wnioski pilnie zapisuje. Dzięki temu obszerna opowieść staje się dla czytelnika dużo ciekawsza!
Dodatkowo wtrąca opisy swoich emocji, odczuć. Z chorobą mierzy się samodzielnie, samotnie, co było jego w pełni świadomą decyzją. Oddala się od rodziny, przyjaciół, by skupić się na sobie.
Terzani ostatecznie nie odkrył żadnej medycznej nowinki, jednak w podróży znalazł coś równie ważnego: siebie i harmonię. 
Książka wciąga, mimo trudnego tematu mierzenia się z chorobą.

środa, 13 czerwca 2018

"Ludzie jak wiatr" Krystyna Siesicka

Rok pierwszego wydania: 1970
Ocena: 4/6

Do leśniczówki starego Prota przyjeżdża Jan Sebastian. To nie pierwszy pobyt w tym miejscu. Tym razem 40-letni dziennikarz ma zamiar napisać książkę, czemu, jak przypuszcza, sprzyjać będzie panująca w środku lasu cisza i spokój. Jakże zaskakuje go zastana sytuacja! Oprócz niego w gościnę do Prota przybyły trzy jego wnuczki, rówieśniczki, nastolatki oraz wnuk znajomej, nieco od nich starszy. Jako, że Jan Sebastian ma zamiar pisać książkę o miłości, młode towarzystwo skwapliwie zgłasza chęć pomocy;) Czy jednak rzeczywiście przysłużą się powstaniu dzieła tak,jak planowali?
Jan Sebastian jest bacznym obserwatorem. Nie umykają jego uwadze poplątane uczucia między chłopakiem i jego trzema znajomymi. Rozważna, próbująca utrzymać w porządku cały świat Krystynka, czarująca, kokietująca, choć pusta Monika, roztropna i skryta Babetka...Którą z nich wybierze Tomasz? Czy w ogóle będzie umiał się zdecydować?
W wątek uczuć młodych ludzi wpleciona jest historia zaginionych, cennych witraży z miejscowego kościoła oraz tajemniczej skrzyni, stojącej w leśniczówce Prota. A w tle delikatnie wspomniany tragiczny początek znajomości Jana Sebastiana i leśniczego.
Choć to dość młodzieżowa powieść, przeczytałam ją z przyjemnością, jak wszystkie starsze utwory pani Siesickiej. Zawiera sporo smakowitych kąsków, wrzuconych mimochodem przemyśleń gospodyni Aliny. 
"Ludzie są jak wiatr. Jedni lekko przelecą przez życie i nic po nich nie zostaje; drudzy dmą jak wichry, więc zostają po nich serca złamane jak jakieś drzewa po huraganie. A inni wieją jak trzeba. Tyle, żeby wszystko na czas mogło kwitnąć i owocować. I po tych zostaje piękno naszego świata."

poniedziałek, 11 czerwca 2018

"Koniec jest moim początkiem" Tiziano Terzani

Rok pierwszego wydania: 2006
Ocena: 5+/6

Tiziano Terzani był znanym włoskim dziennikarzem i reporterem. Pochodził z bardzo ubogiej florenckiej rodziny, co, można powiedzieć, odbiło się na całym jego życiu, wyborach, dążeniach. Mimo, że edukację rozpoczął od studiów prawniczych, zawsze marzył o podróżach, Azji, zwłaszcza Chinach i dziennikarstwie. I marzenia te stopniowo realizował.
"Koniec jest moim początkiem" to książka niezwykła. Powstała na podstawie rozmów Tizianiego z synem Folco w Orsigni, w okresie poprzedzającym bezpośrednio śmierć dziennikarza.
To zapis  zwierzeń, dotyczących zarówno podróży po Azji, jak i życia osobistego czy przemyśleń filozoficznych. Znajdziemy tu sporo rozważań dotyczących sensu życia, śmierci, przemijania, co jest pewnie nieuniknione biorąc pod uwagę okoliczności rozmów. Z przyjemnością czytałam też o nieznanych mi bliżej wydarzeniach w Azji, w których dziennikarz uczestniczył nie tylko z racji wykonywanego zawodu, ale także życiowego, świadomego wyboru.
 "Koniec..." nie jest typową biografią, a jednak stanowi niezwykle barwną opowieść o życiu. Życiu dobrym, satysfakcjonującym, wspaniałym, jak określa je sam Tiziano.  Brak tu konkretnych dat, wydarzeń, jest to raczej całościowy obraz czyjejś długiej drogi, podróży przez świat i...życie.
Wiele poglądów Terzaniego okazało się bardzo mi bliskich. Zgadzam się z niejednym jego argumentem dotyczącym choćby  polityki,  pochwały różnorodności, czy dążenia do balansu życiowego.
Mimo dużej objętości (ponad 570 stron) książka nie nudzi ani przez chwilę. Nie jest to ten rodzaj literatury, który czyta się szybko i lekko, przeciwnie, poruszane tematy każą przystanąć i zastanowić się nad niejedną myślą. Poruszyła we mnie wiele delikatnych strun. Nie daje o sobie zapomnieć, mimo, że ostatnią kartkę przewróciłam dobrych kilka dni temu. Myślę, że warto do niej wracać.

poniedziałek, 19 lutego 2018

Zaproszenie

Mimo, że książek czytam sporo, jakoś blog przycichł. Może chwilowe zmęczenie po latach? Potrzeba przerwy? A może przekonanie, że lepiej czas pisania o książkach spożytkować na samo czytanie?
W międzyczasie doszła do głosu kolejna pasja.
Zapraszam do strony z moimi zdjęciami:)

Miłego oglądania w oczekiwaniu na kolejne książkowe wpisy:)

piątek, 19 stycznia 2018

"Książki i ludzie" Barbara N. Łopieńska

Rok pierwszego wydania: 1998
Ocena: 5/6


Barbara N. Łopieńska była znaną i cenioną reportażystką, autorką wielu wywiadów. "Książki i ludzie" to zbiór rozmów z bardziej i mniej znanymi osobami na temat książek. Tych ulubionych, przeczytanych, ale także kiepskich czy wręcz znienawidzonych, które mogły nawet wylądować w piecu;). Na temat stylu czytania (jedni czytają w łóżku przed snem, inni tylko w pozycji siedzącej), celu i powodów zdobywania tych a nie innych tytułów oraz  sposobu organizowania własnej mniej lub bardziej rozbudowanej domowej biblioteczki (czasem książki ustawiane są alfabetycznie, czasem tematycznie, a czasem po prostu w pełni spontanicznie). Można tu znaleźć wiele ciekawostek, smaczków, historyjek dotyczących bogatych księgozbiorów. Poczytać o tym, jaki jest stosunek rozmówców do pożyczania książek (co z reguły grozi nieoddaniem...) czy ich posiadania (niektórzy nałogowo je gromadzą, inni pozbywają się zaraz po przeczytaniu, zostawiając tylko te niezbędne do pracy).
Książki są też okazją do rozmów na inne, poboczne tematy, choćby mediów czy roli pisarza/książki/czytelnictwa w społeczeństwie. Spodobały mi się bardzo trafne uwagi Ryszarda Kapuścińskiego:
„Dawniej oczekiwano od pisarza pisania. Człowiek piszący siedział i pisał. W ciągu ostatnich trzydziestu lat, na skutek ogromnego rozwoju mediów, rola pisarza zupełnie się zmieniła. Wystarczy napisać jedną czy dwie zauważone książki, żeby nie mieć szansy napisania trzeciej. Już media biorą go w obroty. Już wszystko działa przeciwko niemu. Można do końca życia nic więcej nie napisać, tylko jeździć, reprezentować, przemawiać”(str 95)
"Mam do książek bardzo osobisty stosunek. Miasta poznaję poprzez księgarnie, ale nie zdajemy sobie sprawy, że większość świata jest światem bez książki. Książka jest unikalnym fenomenem związanym tylko z kulturą europejską i kulturami, które stanowiły jej odgałęzienia. Cywilizacja książki ginie. Kurczy się dystrybucja książki w świecie, jeśli rozumie się świat tak, jak się powinno, a nie jako coś między Rzymem i Frankfurtem. W Nigerii, w największym kraju Afryki nie ma ani jednej księgarni”(str 96).
„Myślę, że pisanie idzie teraz w kierunku silnej eseizacji. To, co było do opowiadania zabrała telewizja, a miejsce na refleksję jest właśnie w pisaniu. Ważna na świecie literatura jest nasycona refleksją, rozważaniem, zamyśleniem. Bo dziś są dwa typy czytelnika: czytelnik literatury masowej – przedłużenia serialu telewizyjnego, który jak nie może z przyczyn technicznych oglądać serialu, sięga po książkę - i czytelnik wysmakowany, wdzięczny, którego bawi refleksja nad światem."(str 101)
 
Dla mnie, mola książkowego, ta pozycja jest nie lada gratką. Czułam się, jakbym została zaproszona do mieszkań, domów innych miłośników poezji i prozy i mogła przejrzeć zawartość ich półek z książkami, porozmawiać na temat literatury. Przy okazji miałam okazję poznać wiele ciekawych osobowości. Niektóre nazwiska rozmówców są mi doskonale znane (Gustaw Holoubek, Magdalena Tulli, Maria Janion i inni), jednak z niektórymi spotkałam się po raz pierwszy.  Rozmówcami Łopieńskiej są osoby związane w jakiś sposób ze środowiskiem literackim, humaniści, dla których czytanie książek to praca (ach, godne to pozazdroszczenia;): m.in. historycy, tłumacze, krytycy literaccy, jest i wydawca.
Rozmowy prowadzone są lekko, w atmosferze relaksu i ciepła. Mają charakter pogawędki z przyjacielem. Czytelnik ma wrażenie, jakby usiadł z filiżanką herbaty w przytulnym pokoju pełnym książek i mógł porozmawiać z życzliwą osobą na temat wspólnej pasji. Żal, że wielu rozmówców już nie żyje, nic już nie napisze, nie opowie...

Książka stała się też dla mnie źródłem inspiracji do dalszych czytelniczych poszukiwań. Mam wypisaną długą listę tytułów, polecanych przez współautorów. Chętnie poznam też niektóre pozycje napisane przez rozmówców pani Łopieńskiej, chociażby Chądzyńskiej, Janion, Krall czy Kapuścińskiego.
Niezmiernie się cieszę, że miałam okazję i niebywałą przyjemność przeczytać "Książki i ludzi". Ubolewam jednak bardzo, że ta wydana w 1998 roku książka nie doczekała się wznowienia i jest dziś praktycznie nie do zdobycia na rynku księgarskim:( Jedynym ratunkiem i szansą jest biblioteka...