Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wyzwanie klasyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wyzwanie klasyka. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 marca 2023

"Opowiadania" Tomasz Mann



 Zawartość zbioru: 

- Pajac (1897r)

 - Tonio Kroger

 - Katastrofa kolejowa

 - Pan i pies

  - Mario i czarodziej (1930)

Twórczość Noblisty zaczęłam poznawać może nieco nietypowo, bo od opowiadań, a nie od monumentalnych dzieł, którymi zasłynął. Jednak chciałam sprawdzić, czy styl, język Manna przypadnie mi do gustu najpierw na małej próbce ;)

Świat opowiadań Manna przesycony jest smutkiem, niepokojem, panuje tu melancholijny nastrój. Autor opisuje świat z przełomu wieków, schyłek pewnej epoki, w której powstało wiele wspaniałych dzieł, myśli, nurtów, rozwijała się sztuka i kultura. W przyszłość patrzy pełen niepokoju, świadomy chorób dręczących Europę. 

Daje się tu zauważyć motywy autobiograficzne. W losy bohaterów opowiadań autor wpisuje własne udręki, smutki, beznadzieję. Cierpią, są inni, wykluczeni, niespełnieni. Mają w sobie poczucie niejakiej wyższości, wynikającej z talentu, intelektu, przez co stają się wygnańcami społecznymi. Skazani na samotność, z rozdartymi duszami, szukają bezskutecznie radości płynącej z codziennej zwyczajności.

Lektura przygnębiła mnie, osnuła mgłą smutku. 

Czy sięgnę po "Czarodziejską górę" albo "Doktora Faustusa"? Nie wiem, być może kiedyś do nich dojrzeję. 


wtorek, 28 lutego 2023

"Budowa Jalny. Rodzina Whiteoaków" Mazo de la Roche

 Rok pierwszego wydania: 1944

Ocena: 4,5/6



Pierwszy tom obszernej (16 tomów!) sagi kanadyjskiej powieściopisarki nie zachwycił mnie ani nie wciągnął tak od razu. Głównych bohaterów, Adelinę i Filipa, poznajemy w pewien wieczór, kiedy to wychodzą z teatru w Anglii. Właśnie przybyli z Indii, gdzie Filip pełnił służbę wojskową. Stanowią piękną parę, ona młoda, miedzianowłosa, smukła i wesoła, on starszy od niej, ale nadal bardzo przystojny i tolerancyjny. Mimo ciągłych kłótni, spowodowanych głównie wybuchowym charakterem Adeliny, żyją szczęśliwie, beztrosko i spokojnie. Po krótkiej wizycie w Irlandii u rodziców Adeliny, małżonkowie wraz z malutką córeczką, jej hinduską nianią, dwoma braćmi Adeliny, w towarzystwie gadającej papugi i kozy,  wyruszają w długą podróż statkiem do dziewiczej jeszcze Kanady, by zamieszkać w pięknym domu odziedziczonym po wuju Filipa. 

Przyznam, że przez tą część opowieści brnęłam z pewnym niesmakiem, lekkim znudzeniem, wręcz odłożyłam książkę po przeczytaniu kilkudziesięciu stron. Kojarzyła mi się z płytkim harlequinem... Na szczęście kilka tygodni później dałam jej jeszcze jedną szansę. 

Od momentu, kiedy Adelina i Filip podejmują decyzję o przeniesieniu się w głąb Kanady i budowie własnego domu w otoczeniu dzikiej przyrody i sąsiedztwie podobnych im osiedleńców ze Starego Kontynentu, lektura nabiera całkiem innego uroku. Codzienne zmagania, radość z każdego kolejnego etapu powstawania wymarzonego domu, małżeńskie spory, drobne romanse, tajemnice z przeszłości, skandale obyczajowe -to wszystko nadaje opowieści przyjemnego kolorytu. Postacie stają się wyraziste, zwłaszcza Adelina, kobieta, która swoim temperamentem i podejściem do konwenansów niejednego sąsiada przyprawiła o rozstrój nerwowy, a młodych mężczyzn o szybsze bicie serca ;) 

Z dużym zainteresowaniem czytałam o zwyczajach sprzed ponad stu lat. Zaskoczyło mnie np. to, że kobieta ściskała się gorsetem praktycznie do końca ciąży, tak, żeby nie było widać zmieniającej się sylwetki...Wspaniale opisana kąpiel całego towarzystwa w jeziorze przy blasku księżyca, ich stroje kąpielowe przedstawione ze szczegółami-pokazują, ile zmieniło się w naszym podejściu do ciała przez te dziesięciolecia. Sposób wychowywania dzieci- tak różny od znanego nam, relacje damsko-męskie i cały katalog reguł, co wypada, a co zdecydowanie nie...

I choć "Budowa Jalny" nie należy na pewno do literatury wysokiej klasy, choć ma sporo niedociągnięć, czytałam  ją ostatecznie z przyjemnością. Nie raz ulotnie kojarzyła mi się klimatem z Zielonym Wzgórzem, a buntowniczy charakterek Adeliny ma w sobie coś z Ani ;) 

Przede mną wiele kolejnych tomów. Liczę na dalsze przyjemne chwile spędzone wśród przedstawicieli kolejnych pokoleń rodziny Whiteoaków, ich przyjaciół i sąsiadów. 

środa, 22 lutego 2023

"Noce i dnie" Maria Dąbrowska

 Rok pierwszego wydania: 1934

Ocena: 5/6



Nie wiem, jak to się stało, że ja, tak lubiąca klasykę, do tej pory nie sięgnęłam po to wielotomowe dzieło! Może przerażała mnie objętość? Może zapadły w pamięć jakieś nieprzychylne opinie? Na szczęście wreszcie się przemogłam i...zauroczyłam!

Powieść obejmuje 30 lat życia rodziny Niechciców, tytułowe noce, dnie, powszedniość i święta. Ambitna, wciąż niezadowolona, niespełniona pani Barbara i zakochany w niej, prosty, niewykształcony, pracowity Bogumił. Ona przekonana o tym, że to małżeństwo to mezalians, nieumiejąca zapomnieć o dawnej, niespełnionej miłości, wciąż marząca o pełnym rozrywek życiu w mieście. I on - zakochany we wsi, spełniony w pracy na roli, w zarządzaniu majątkiem. 

Czasy tak się zmieniły przez te 150 lat, ale ludzie, ich namiętności, słabości - nie. 

Saga napisana jest pięknym językiem. Nie nużą przedłużające się opisy. Trzy pierwsze tomy, opisujące głównie domowe życie Niechciców, czytało mi się szybko, przyjemnie, czwarty i piąty znacznie bardziej skupiły się na polityce, przemianach w kraju, przez to utraciły nieco na atrakcyjności.

Teraz czeka na mnie serial sprzed lat, który też, o dziwo, ominęłam :)

wtorek, 7 czerwca 2022

"Narodziny dnia" Colette

 Rok pierwszego wydania: 1928/1977

Ocena: 4/6



Ta książka jest po prostu piękna. Trudno powiedzieć, żeby była porywająca, bo raczej nie ma w niej akcji. Nie jest  romansem ani kryminałem. Słowo: piękna najlepiej oddaje jej charakter.

Pięćdziesięcioletnia autorka snuje autobiograficzną opowieść o swoim życiu, domu w Prowansji. Żegna się z młodością, aktywnością.   Refleksje dotykają przemijania, starzenia się, miłości. Colett wspomina też matkę, cytuje jej listy, analizuje ich relację i podobieństwo. Przygląda się przyrodzie, skupia na szczególe. Troszkę przypomina mi w tym Prousta.

Jest to powieść poetycka i bardzo melancholijna. Snuje się wolno jak upalne, prowansalskie popołudnie, pełne brzęczenia owadów, zapachu dojrzałych owoców i kwiatów, jak leniwa sjesta czy powolny posiłek. Opisy są niezwykle plastyczne, niby wprost z obrazu impresjonisty.  

To książka, którą można się delektować. Prawdziwa uczta w zalewie współczesnych powieściowych fast foodów. 

czwartek, 26 maja 2022

"Rebeka" Daphne du Maurier

 Rok pierwszego wydania: 1938

Ocena: 5/6

Źródło: biblioteka


Młodziutka narratorka powieści, której imienia nigdy nie poznamy, jest damą do towarzystwa gderliwej starszej pani. W trakcie pobytu ze swoją chlebodawczynią w Monte Carlo poznaje Maxima de Wintera, przystojnego, czterdziestoletniego wdowca, właściciela ogromnej posiadłości Manderley. Niespodziewanie i w sposób dość przyziemny Maxim oświadcza się nieśmiałej, zahukanej dziewczynie bez majątku, a ta nie może uwierzyć we własne szczęście. Czar pryska, gdy po podróży poślubnej małżeństwo przyjeżdża do rodzinnej posiadłości, w której nadal unosi się duch pierwszej żony Maxa, zmarłej tragicznie przed rokiem Rebeki. Młoda pani de Winter popada wręcz w obsesję ciągłego porównywania jej z Rebeką (oczywiście zawsze wypada niekorzystnie) i tonie w kompleksach, podsycanych jeszcze wspomnieniami pełnej energii, pięknej kobiety, zauroczonej nią służby, sąsiadów i znajomych. Do tego dochodzi troska o konwenanse, lęk przed pomówieniami. 

Po powrocie do Manderley zmianie ulega zachowanie Maxa. Młoda żona uświadamia sobie, że niewiele o nim wie. Wątpi w jego uczucia. Pewnego dnia wypadek sprawia, że na jaw wychodzi mrożąca krew w żyłach tajemnica dotycząca śmierci Rebeki. Nagle cała przeszłość jest inna. Rebeka okazuje się daleka od ideału, za jaki wszyscy ją uważali. Druga żona Maxima w ciągu kilku godzin przeistacza się z nieśmiałego, niedoświadczonego dziecka w pewną siebie kobietę, walczącą za wszelką cenę o szczęście swoje i ukochanego mężczyzny.

Pierwsza połowa powieści mocno się dłuży. Na dobrą sprawę niewiele się dzieje. Jednak czytelnik ma okazję przyjrzeć się psychice narratorki. Potem następuje nagły zwrot akcji i wydarzenia nabierają tempa.

Ogromnym atutem są opisy Manderley i okolicy, tajemnicze, mroczne, dające odczuć, że groza wisi w powietrzu. Wraz z narratorką słyszałam wręcz szum morza, huk rozbijających się o skały fal przypływu, czułam zapach kwitnących rododendronów, a spojrzenia pani Danvers, zarządczyni w zamku, przeszywały mnie na wskroś.  Autorka rewelacyjnie oddała klimat i styl życia angielskiej wyższej klasy lat 30-tych XX wieku. Bale, podwieczorki, plotki, którymi żyli wszyscy, konwenanse, nuda, brak poważniejszych problemów, "niewidoczna" służba zaspokajająca wszelkie zachcianki bogatych pracodawców. 

Wg mnie "Rebeka" to przede wszystkim powieść psychologiczna. O wyborach i ich konsekwencjach, dumie, braku wolności w odniesieniu do wielu aspektów życia, samotności, desperacji. Wciągała mnie powoli, a jednak zauroczyła i nie daje o sobie zapomnieć.

wtorek, 12 października 2021

"Mister Di" Jerzy Broszkiewicz

 Rok pierwszego wydania: 1972

Ocena:




Przyznam, że informacja, że to książka dla młodzieży, jest wg mnie nieco myląca ;) Nie jestem pewna, czy młody czytelnik rozsmakuje się w różnych niuansach na tyle, by docenić walory powieści.

Jest głęboki socjalizm, lata 60-te. Narrator, głowa rodziny, profesor, wraca właśnie z kolejnego naukowego kongresu ze Stanów. W samolocie spotyka dziwnego człowieka, który zdecydowanie przypomina mu (czytelnikowi też;) ) Wolanda z "Mistrza i Małgorzaty". Rzeczywiście, przebiegły nieznajomy to wcielenie diabła. Niespodziewane i zawsze arcydziwne spotkania powtarzają się na kolejnych etapach podróży. Wreszcie mister Di, alby udowodnić profesorowi swoje moce, zamienia jego ciało z ciałem 16-letniego syna. Od tego momentu zaczyna się seria zaskakujących, emocjonujących przygód. 

Dorosły w ciele nastolatka jest trochę zagubiony, ale i ciekawy świata swojego syna. Im więcej czasu upływa, tym bardziej dociera do niego, jak mało wie o swoim dziecku, o jego życiu, jak mało je zna...

Z jednej strony to wciągająca, przygodowa lektura z odpowiednią dawką humoru. Z drugiej: gorzka lekcja dla rodziców. Bo czy naprawdę znamy swoje dzieci tak, jak twierdzimy?

wtorek, 15 czerwca 2021

"Dzikuska: Historia miłości" Irena Zarzycka

 Rok pierwszego wydania: 1928

Ocena: 3,5/6



Książka jakiś czas temu trafiła trochę przypadkiem do mojego domu, z bazarku wspierającego rehabilitację niepełnosprawnej dziewczynki. Nic nie wiedziałam ani o jej autorce, ani o samej książce. Po prostu została taka sama, samotna, nikt jej nie chciał, więc za kilka złotych przygarnęłam ją ;) A teraz przypomniałam sobie o niej, kiedy zapragnęłam sięgnąć po coś lekkiego z klasyki. 

Tytułowa Dzikuska to Ika, szesnastoletnia córka pana Kruszyńskiego, właściciela niedużego folwarku Kruszelnicy, a zarazem zarządcy majątku barona Ziemskiego. Matka jej zmarła, gdy ta była jeszcze malutkim dzieckiem. Od tego momentu dziewczynka była zostawiona sama sobie, zdana na opiekę prostych chłopów pracujących w folwarku. Załamany śmiercią żony Kruszyński jakby całkiem zapomniał o córce. Starsi bracia Iki zajęci byli swoim życiem. I tak wyrosła Dzikuska, potargana, bosa, ubrana w byle jakie ubrania, łażąca po drzewach i nieprzebierająca w słowach. Na pewno daleko jej do eleganckich, odpowiednio wychowanych i wykształconych panienek z dobrych domów. Niedługo przed szesnastymi urodzinami Iki ojciec postanawia zainwestować w nauczyciela dla niej. Kolejnego. Liczy, że tym razem młody student poskromi nieokrzesaną panienkę, co nie udało się wielu jego poprzednikom. 

Jak łatwo się domyśleć, na wieś przybywa ideał ;) Kulturalny, wykształcony, sympatyczny, ciepły, cierpliwy i do tego bardzo przystojny;) Dość szybko udaje mu się nawiązać kontakt z dziewczyną i stopniowo doprowadzić do tego, że przynajmniej nie przynosi już wstydu rodzinie. Z czasem Ika zaprzyjaźnia się z młodą baronówną, a swoją egzotyczną urodą i bardzo naturalnym zachowaniem rozpala serca okolicznych młodzieńców. Jednak to uczucie, które budzi się między nią i belfrem staje się tym najsilniejszym, jedynym i odmieniającym życie kilku osób.

Oprócz wątku miłosnego, z powieści wyłania się obraz ówczesnego życia ziemiaństwa. Na takich ludzi, jak młodzi baronostwo czy inni sąsiedzi Kruszyńskich, dziś mówimy: bananowa młodzież. Ich głównie zajęcia to "bywanie", balowanie, romansowanie i inne tego typu atrakcje. Jako dziedzice sporych majątków, nie kwapili się ani do nauki, ani do jakiejkolwiek pracy. Spędzali życie na przyjemnościach. Mieli też na to przyzwolenie rodziców, o czym świadczy choćby rozmowa Iki z baronem i jego synem:

"(...)- Ale dlaczego pan Janusz nie pomaga swemu tatusiowi...zawsze razem prędzejby się skończyło robotę.

Janusz w tej chwili miał niezbyt mądrą minę, ale usiłował się wytłumaczyć:

- Ja jestem z zawodu prawnik...

- Ty jesteś z zawodu próżniak synku...ale to głupstwo. Majątek ci zostawię, możesz próżnować, choć wcale nie szkodziłoby, gdybyś cośniecoś robił." (str 95)

Ta krótka powieść jest mocno ckliwa, przewidywalna, pełna humoru i bardzo przyjemna w odbiorze. Przypominała mi trochę "Pannę z mokrą głową" Makuszyńskiego, a tematyką ziemiańską może "Nad Niemnem" i inne tego typu wielkie powieści pozytywistyczne.  Atutem jest fakt, że w ręku trzymam dokładny przedruk z 1928 roku (wydany w 1990), z zachowaniem ortografii i stylu z początku XX wieku. 

wtorek, 8 czerwca 2021

"Dwanaście prac Herkulesa" Agatha Christie

 Rok pierwszego wydania: 1947

Ocena: 3,5/6


Agata Christie-Królowa Kryminału. Nazwisko znane mi od dzieciństwa. Ale muszę przyznać - czytałam chyba tylko jedną jej książkę i to tak dawno, że zupełnie jej nie pamiętam! Tym razem skorzystałam z okazji, ponieważ "Dwanaście prac Herkulesa" okazało się lekturą szkolną mojego dziecka. Pokusiłam się więc i przeczytałam ją razem z nim.

Tym razem Christie nie napisała powieści, lecz zbiór opowiadań. Znany detektyw Herkules Poirot ma zamiar przejść na zasłużoną emeryturę. Jednak zanim to nastąpi, postanawia, zainspirowany dyskusją z przyjacielem na temat swojego imienia, wziąć jeszcze 12 zleceń, wykonać 12 prac niczym mityczny Herkules. Jak można się spodziewać, każde z opowiadań dotyczy jednej z rozwiązywanych przez detektywa zagadek.

Zaczyna się od sprawy bardzo błahej: pewnej damie ginie piesek, a raczej-jest porwany i żądano za niego okupu. Mąż właścicielki czworonoga nalega, żeby wytropić porywacza. Na szczęście kolejne sprawy dotyczą ciekawszych i poważniejszych zbrodni: kradzieży, a nawet morderstw.

Po wszystkich zachwytach, jakie od zawsze słyszałam z ust miłośników prozy Christie, poczułam się rozczarowana opowiadaniami. Nie porwały mnie. Opis intryg i zmierzania ku rozwiązaniu nie raz wydawał mi się zagmatwany, obco brzmiące nazwiska wielu pojawiających się jednocześnie postaci sprawiały, że czułam się nieco zagubiona. Jako lektura szkolna książka też nie spełniła swojej roli. Młody czytelnik nie dał się oczarować Królowej Kryminału. 

Może kiedyś dam jej jeszcze jedną szansę. Tym razem sięgnę na pewno po jedną z głośnych powieści.

środa, 3 lutego 2021

"Lalka" Bolesław Prus - uczta i rodzinna historia

 Rok pierwszego wydania: 1890

Ocena: 6/6 


 

Oto uczta! Oto powieść, jakiej dawno nie czytałam. Delektowałam się nią przez kilka miesięcy. Wędrowałam niespiesznym krokiem po XIX-wiecznej Warszawie. Zaglądałam do salonów i robotniczych mieszkanek. 

Nie będę się rozwodzić nad treścią "Lalki", bo na ten temat powstało już tysiące recenzji, streszczeń i opracowań. Po raz pierwszy czytałam ją w liceum, jako szkolną lekturę. Nie pamiętam za wiele z tamtego spotkania. Tym bardziej zauroczyło mnie powtórne ćwierć wieku później. Jestem pewna, że jako dojrzały czytelnik, zupełnie inaczej odebrałam powieść, zwróciłam uwagę na całkiem inne aspekty.

Na pewno zaintrygowała mnie postać Wokulskiego, miotającego się między euforią i depresją. Czy dziś nie zostałby zdiagnozowany jako człowiek z chorobą dwubiegunową, albo maniakalno - depresyjną? Z bohaterek to nie Izabela zwróciła moją uwagę. Bela jest zwyczajnie znudzona, pusta, szuka rozrywek i pieniędzy na nie. Zdecydowanie ciekawsze są inne damskie kreacje, choćby Krzeszowskiej, Stawskiej czy Wąsowskiej.  Każda z nich może być oceniana po zewnętrznych pozorach, jednak warto zajrzeć w głąb ich psychiki. Każda z nich musiała się zmierzyć z jakąś życiową tragedią, każda próbuje na swój sposób zachować twarz w społeczności stolicy. 

Prus połączył w "Lalce" elementy powieści obyczajowej, psychologicznej, historycznej, sf i romansu. Wspaniale odmalował XIX Warszawę i wszystkie ówczesne grupy społeczne. Przeplatając akcję fragmentami pamiętnika Rzeckiego, w ciekawy sposób wprowadził wydarzenia historyczne i zawirowania polityczne.


Egzemplarz powieści, który czytałam, ma dla mnie wielką wartość sentymentalną. Pochodzi z połowy lat 60-tych XX wieku. Towarzyszył mi od dzieciństwa i przeprowadzał się ze mną kilka razy.  Jest pamiątką po moim ukochanym dziadku, a ten - otrzymał "Lalkę" jako nagrodę za zdanie egzaminu dojrzałości. Niesamowite to uczucie, trzymać w ręce ten sam tom, który kilkadziesiąt lat temu czytał nieżyjący już 30 lat dziadek...

Można by o "Lalce" pisać dużo. Jednak czy warto powielać analizy większych ode mnie znawców? Lepiej pozostać w swym milczącym zachwycie i zadumie.


wtorek, 15 września 2020

"Piętnastoletni kapitan" Julius Verne

 

Rok pierwszego wydania: 1878

Ocena: 4,5/6

 

Zawsze byłam przekonana, że Verne pisał powieści raczej młodzieżowe niż dla dorosłych. A że przegapiłam jakoś jego twórczość w wieku nastoletnim, skłaniając się raczej ku klimatom Zielonego Wzgórza, postanowiłam nadrobić znajomość jako czytelnik całkiem dojrzały. I cóż się okazało? Że delikatne, przygodowe początki prowadzą ku całkiem brutalnym scenom, zdecydowanie bardziej dorosłym wg mnie.

Ale początki były całkiem ciekawe, wręcz ekscytujące. Oto z portu Australii wyrusza statek, wiozący na swym pokładzie niezbyt obfity zapas tranu po nieudanych połowach wielorybów. Wyjątkowymi pasażerami są młoda pani Weldon, żona właściciela statku, ich pięcioletni synek, stryj Benedykt, zagorzały entomolog i leciwa niania, murzynka Noon, Pomocnikiem kapitana jest doskonale zapowiadający się piętnastolatek Dick Sand, którego pod opiekuńcze skrzydła wzięła rodzina Weldonów. Podróż zapowiada się spokojnie i sympatycznie. Jedynym obcym i podejrzanym osobnikiem jest kucharz Negoro. I to on okaże się naprawdę czarnym charakterem, człowiekiem okrutnym ponad wszelką miarę...

Gdy pewnego dnia podróżnicy dostrzegają wieloryba, kapitan postanawia urządzić polowanie, by uzupełnić zapasy. Oddaje "Pilgrima" pod opiekę Dickowi, a sam zabiera marynarzy na łódkę, by stawić czoła zwierzęciu. Niestety, tragiczne wypadki prowadzą do zatonięcia łódki, śmierci poławiaczy. Na statku, oprócz pasażerów, zostaje kucharz, kilku Murzynów uratowanych z wraku statku, pies Dingo i Dick, który musi objąć dowództwo. I tu rozpoczyna się brzemienna w skutki ukryta interwencja Negoro. Kucharz ma swój niecny cel. Wbrew zamiarom Dicka, statek zamiast do Ameryki Południowej dobija do wybrzeży Afryki. Tam, oszukani, wykończeni trudami podróży pasażerowie "Pilgrima" trafiają w ręce handlarzy niewolników. I tu zaczyna się naprawdę okrutna część powieści...Autor nie szczędził szczegółowych opisów torturowania Murzynów, uciętych rąk, kajdanów na szyjach, a nawet rytuału pogrzebu miejscowego króla, z którym miały być żywcem pochowane wszystkie jego żony...Na ofiarę miał też być złożony Dick...

Do pewnego momentu powieść czytało mi się bardzo przyjemnie. Wartka akcja, ciekawe przygody, rozsądek i dzielność młodego kapitana powodowały, że jak nastolatka przeniosłam się do XIX wieku na wody oceanu i deski pokładu "Pilgrima". Jednak później miałam wrażenie, że czytam jakiś horror...Ogarniało mnie przerażenie, jak okrutni potrafią być ludzie dla innych ludzi...

Byłam pod wrażeniem sposobu, w jaki Verne przemycał w tej przygodowej opowieści informacje naukowe. Nie ma tu ani krzty sztuczności, moralizowania. 

Wiem, że nasza znajomość nie skończy się na tej powieści. Mam tylko nadzieję, że pozostałe będą choć trochę mniej wstrząsające...

 

piątek, 6 marca 2020

"Posiadacz. Saga rodu Forsyte'ów" John Galsworthy

Rok pierwszego wydania: 1906
Ocena: 5/6


To była prawdziwa uczta! Powieść, w której jest wszystko. I świetnie nakreślone postacie, i opis życia klasy średniej w wiktoriańskiej Anglii, miłość, zdrada, nienawiść, zazdrość, bogactwo i ubóstwo, ciekawie prowadzona akcja.

Pierwotnie powieść została wydana pod tytułem "Saga rodu Forsyte’ów", jednak  w miarę wzrostu popularności doczekała się kontynuacji i tytuł objął cały cykl. W 1932 roku autor dostał za nią Literacką Nagrodę Nobla.

Akcja powieści rozpoczyna się w 1886 roku przyjęciem zaręczynowym młodziutkiej June. Wydarzenie to, z zasady bardzo pozytywnie rokujące na przyszłość, stało się zaczątkiem zmian, które doprowadziły do dramatu i zburzenia porządku w rodzinie.
Rozległy klan Forsyte'ów  jest malowniczym przedstawicielem ówczesnego mieszczaństwa. Śledzimy losy kilku pokoleń, które wywodzą się z niższej warstwy. Ciężką pracą bracia, stanowiący pierwsze pokolenie mieszkające w mieście, dorobili się majątków i awansowali społecznie. Żądza posiadania jest charakterystyczna dla wszystkich mężczyzn należących do rodu. Rozciąga się nie tylko na nieruchomości, ale i na osoby, nad którymi Forsytowie chcieliby panować jak nad swoją własnością...

Powieść czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Zachwyca portretami bohaterów, których można lubić lub nienawidzić. Akcja obfituje w ciekawe wydarzenia, dzięki czemu lektura nie nudzi.
Przede mną kolejne tomy sagi :)




środa, 23 października 2019

"Emilka ze Srebrnego Nowiu" L.M. Montgomery

Rok pierwszego wydania: 1923
Ocena: 4/6


Zatęskniłam za prozą L.M. Montgomery. By nie wracać po raz kolejny na Zielone Wzgórze, tym razem udałam się do Srebrnego Nowiu na spotkanie z Emilką:) O zawarciu znajomości z tą bohaterką pisałam kilka lat temu :)
W międzyczasie przeczytałam Pamiętniki autorki, co z pewnością miało wpływ na dostrzeżenie szczegółów powieści, które nawiązują do biografii pani Montgomery, a które wcześniej mi umknęły.
Moją uwagę zwróciły tym razem wspaniałe, nietypowe pewnie w tamtych czasach relacje Emilki z chorym tatusiem. Bliskość i zażyłość, jaką darzyli się nawzajem, wręcz porozumienie bez słów, na pewno rzutowały na resztę życia dziewczynki. Dały jej niesamowity bagaż akceptacji, miłości i poczucia wartości. Jeszcze długo po śmierci ojca Emilka pisze do niego piękne, wzruszające listy, w których opisuje mu zarówno codzienne zdarzenia, jak i swoje głębokie przemyślenia. O podobnych uczuciach w stosunku do ojca wspominała nie raz Montgomery w Pamiętnikach.
Po śmierci taty Emilka staje się problemem dla wszystkich krewnych. Nikt nie chce przyjąć pod swój dach nieznanej, wygadanej, buntowniczej marzycielki z własnymi poglądami na życie. Sto lat temu nie były to cechy dobrze widziane u dziecka...Dlatego Emilka odbierana była jako dziewczynka niewychowana i dzika. Ciągnięcie losów rozstrzyga o jej przyszłości w Srebrnym Nowiu.
Ciotka Elżbieta, surowa, zasadnicza, traktująca opiekę nad cudzym dzieckiem jako obowiązek, ma wiele wspólnych cech z Marylą z Zielonego Wzgórza i prawdopodobnie z babką, która wychowywała autorkę. Jej restrykcyjne, bezwzględne podejście po wielu spraw wielokrotnie doprowadzało dziewczynkę do buntu i łez...
Kolejnym elementem biograficznym jest chyba zamiłowanie Emilki do pisania. Dziewczynka często odrywa się od rzeczywistości, by pisać poematy, co bywa powodem kłopotów. Marzy by zostać pisarką. Uwielbia czytać powieści i słuchać poezji. To artystyczna, uzdolniona dusza, której czasem trudno było twardo stąpać po ziemi. Największa tragedią był dla niej brak dostępu do papieru do pisania albo konieczność spalenia swojego dziennika, w którym opisywała piękno przyrody, swoje marzenia, spotkania z Królową Wichrów itp.
Opowieść o Emilce jest dużo poważniejsza, bardziej realistyczna, autentyczna i mogę powiedzieć-smutna, w porównaniu z tą o Ani. O ile rudowłosa sierota szybko zjednuje sobie serca zarówno nowych opiekunów, jak i mieszkańców okolicy, o tyle oschłość ciotki Elżbiety i złośliwości szkolnych koleżanek w stosunku do Emilki trwają dość długo. Nie raz w czasie lektury nawiedzały mnie ponure myśli na temat tego, jak okrutnie i nieczule można traktować małe, zagubione, samotne dziecko...Życia dziewczynki w Srebrnym Nowiu nie mogę określić słowem beztroskie.
Po raz kolejny przekonuję się, że patrzenie "dorosłym" okiem na książki swojego dzieciństwa czy ogólnie na powieści przeznaczone dla dorastających czytelników, jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Na pewno łatwiej dostrzec różne niedociągnięcia czy infantylność, ale zupełnie inaczej odbiera się problemy małej bohaterki, z innej perspektywy patrzy się na jej psychikę inaczej ocenia postępowanie dorosłych. Uwagę zwraca też tło powieści, wyłaniające się zasady życia społecznego, poglądy, przesądy itp.
Na półce czeka kolejny tom przygód dorastającej Emilki, którego jeszcze nie znam. Ciekawa jestem, jak potoczą się dalsze losy bohaterki oraz tego, czy podobnie jak na Zielonym Wzgórzu zmieni się relacja między sierotą i jej opiekunką.

poniedziałek, 7 października 2019

"Dym" Maria Konopnicka

Rok pierwszego wydania: 1899
Ocena: 4/6


Po raz kolejny przekonuję się o tym, że lektury szkolne czytane w wieku dojrzałym, mają zupełnie inny odbiór. To zachęca mnie do sięgania po kolejne. Od wielu miesięcy klasyka literatury polskiej i zagranicznej staje mi się coraz bliższa, wypierając z powodzeniem współczesne powieści.
Dziś sięgnęłam po krótkie opowiadanie Marii Konopnickiej, przedstawicielki pozytywizmu.
"Dym" to piękna opowieść o miłości matczynej. Na pewno inaczej odbierana z perspektywy matki młodego chłopaka niż nastolatki:)
Wdowa i jej jedyny syn Marcyś mieszkają w ubogiej izdebce na facjatce. Żyją bardzo skromnie, ale szczęśliwie. Chłopak pracuje jako kotłowy w pobliskiej fabryce, a kobieta z okna obserwuje dym unoszący się z wielkiego komina, zwiastujący, że wszystko jest w porządku z jej dzieckiem. W południe Marcyś widzi cieniutkie pasemko dymu unoszące się nad facjatką i wie, że stara,ukochana matka szykuje dla niego obiad. Dwa dymy łączą się gdzieś w przestrzeni jak dwa oddechy.
Pewnej nocy Marcysia obudził koszmarny sen, budzący lęk w sercach obydwojga tak bliskich sobie osób. Tego dnia w fabryce wydarzył się wypadek, w skutek którego zginął młody kotłowy.
Ta krótka historia to nie tylko obraz życia miasta w końcu XIX wieku, biedy i ciężkiego losu. To przede wszystkim zapis pełen ciepła, bliskości. Uczuć, które towarzyszą trudnej codzienności, które osładzają mozolne, proste czynności, powodując, że zwykły barszcz staje się wyrazem miłości.

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

"Smuga cienia" Joseph Conrad

Rok pierwszego wydania: 1917
Ocena: 4,5/6


"Przywilejem wczesnej młodości jest sięganie poza  teraźniejszość - cudowna ciągłość nadziei, nie znającej przerw ani zagłębiania się w siebie. (...) Nawet cienie jarzą się tu od obietnic. Każdy zakręt drogi pociąga inną ponętą.(...) Idziesz na spotkanie losu mieniącego się barwami, a kryjącego w zanadrzu nieprzebrany zasób możliwości."
Jednak przychodzi taki moment w życiu człowieka, kiedy uświadamia sobie, że jego beztroska młodość się kończy. Zaczyna dostrzegać bezsens swoich dotychczasowych działań, pustkę w życiu. "(..) przychodzi chwila, w której spostrzegasz przed sobą smugę cienia ostrzegającą się, że dzień pierwszej młodości dobiegł już do końca. W tym właśnie okresie nawiedzają człowieka (...) chwile znużenia, przesytu, niezadowolenia z siebie. Chwile niezrozumiałego uporu. Człowiek jeszcze względnie młody dopuszcza się wtedy najnierozważniejszych czynów". Szuka nowej drogi, nowych wyzwań. Chce zmienić swoje życie, kierunek, w którym podąża.
W takim punkcie znajduje się narrator i główny bohater książki, alter ego autora.  W jednej chwili porzuca pracę na statku, satysfakcjonującą, wydawałoby się-wymarzoną, u wspaniałego pracodawcy. Postanawia wrócić do kraju z portu na Dalekim Wschodzie. Zaskoczony kapitan nie zatrzymuje go, nie nakłania do zmiany decyzji.
Po dopełnieniu formalności, w klubie oficerskim spotyka kapitana Gilesa, który wkrótce podsuwa pomysł kandydowania na stanowisko kapitana statku znajdującego się w bardzo trudnej sytuacji.Okazuje się, że w Bangkoku zmarł kapitan angielskiego statku i potrzebny jest natychmiast następca. Narrator nie potrafi się oprzeć takiemu awansowi. Tym samym staje na czele załogi, którą w niedługim czasie dopada epidemia cholery. Niestety, ktoś dokonał kradzieży i oszustwa, pozbawiając statek całego zapasu chininy. Tragedię potęguje panująca na morzu cisza, która unieruchamia jednostkę na kilka dramatycznych tygodni, w czasie których kapitan walczy wraz z stojącym u jego boku stewarda Ransomem o życie podległej m załogi.
Powieść jest zapisem dojrzewania człowieka w obliczu traumatycznych przeżyć. Powstała na podstawie doświadczeń autora. Psychologiczne rozważania, przemyślenia narratora zyskują dzięki temu wiele na autentyczności.
Głębokie rozważania na temat odpowiedzialności za swoje decyzje, na temat przejścia z okresu młodości do dojrzałości, tej tytułowej smugi cienia-są niewątpliwym atutem powieści.
"Człowiek nie powinien przywiązywać nadmiernej wagi do tego, co go w życiu spotyka, czy to będzie złe, czy dobre... Słowem, żyć połowicznie (...) Z biegiem lat nauczy się pan cenić umiejętność zachowania równowagi! (...) Obowiązkiem naszym jest stawiać czoło zarówno przeciwnościom losu, jak własnym błędom, a nawet drażliwościom sumienia. Inaczej bowiem z czymże byśmy walczyli?"

wtorek, 30 lipca 2019

"Wspomnienia z domu umarłych" Fiodor Dostojewski

Rok pierwszego wydania: 1860
Ocena: 4,5/6


To książka, która od zawsze stoi na półce w moim domu. Patrząc na rok jej wydania - jest starsza o kilka lat ode mnie:) Jednak dopiero teraz dojrzałam, by po nią sięgnąć i się z nią zmierzyć.
Powieść uznana jest za najbardziej osobistą w dorobku pisarza. Powstała na podstawie doświadczeń z czteroletniego pobytu na katordze. Przyjęła postać wspomnień fikcyjnego byłego szlachcica Aleksandra Pietrowicza Gorianczykowa, skazanego na 10 lat ciężkich robót w twierdzach.
Od początku trudno się było odnaleźć Aleksandrowi w nowych warunkach. Nie przywykły do jakiejkolwiek pracy, po raz pierwszy poczuł trud wysiłku fizycznego. Żyjący dotąd w pełnej wolności, samodecydowaniu o sobie, został zmuszony do dzielenia koszarów i życia przede wszystkim z chłopami, tak różniącymi się mentalnością, zachowaniem, sposobem myślenia, poziomem wiedzy od niego. Przez 10 lat nie doświadczył ani chwili odosobnienia, samotności, wciąż otoczony współtowarzyszami niedoli.  Zakuty w kajdany, śpiący na twardej pryczy, próbował, jak inni, zachować choć minimum godności. Zdobyte gdzie się da choć drobne pieniądze dawały namiastkę wolności-można było samodzielnie dokonywać wyboru, na co je wydać.
Najpierw próbował wypytywać najbardziej mu  życzliwego współtowarzysza, by dowiedzieć się czegoś o innych więźniach, z którymi przyszło mu żyć. Potem sam doświadczał, bo nie sposób było się dowiedzieć czegokolwiek od innych. Z tych obserwacji, rozmów, przeżyć powstały wspaniałe portrety składające się na powieść: skazanych i nadzorców, katów i ofiar, a nawet więziennych lekarzy. Uzupełnia je relacja z codziennych zajęć, pracy, chwil odpoczynku.
Powieści Dostojewskiego charakteryzuje wnikliwość psychologiczna. I tu czytelnik nie poczuje się zawiedziony. Autor zagłębia się w tajniki duszy współwięźniów, szuka powodów ich postępowania, analizuje je.Pokazuje, że rzadko sytuacja jest w pełni klarowna, że jednoznacznie można określić, kto jest dobry, a kto zły.
Mimo, że próżno w tej powieści szukać wartkiej akcji, że mało w niej dialogów, przeważają długie opisy, to czyta się ją dobrze. Skłania nie raz do refleksji, co potwierdza jej ponadczasowość.

poniedziałek, 21 stycznia 2019

"Nędznicy" Wiktor Hugo

Rok pierwszego wydania: 1862
Ocena: 5+/6


"Nędznicy" trwali w mojej głowie od lat. Od lat chodziłam wokół nich jakoś tak na palcach, bo przerażała mnie objętość powieści. 4 tomy! (są wydania dwutomowe, ale te proponuję obchodzić szerokim łukiem, bo to wydania skrócone, nie warto!) Jakże ja przez to przebrnę? Czasu brak, a w ogóle to pewnie tak napisane, że będzie się mozolnie czytało...
Jednak kiedy zdecydowałam się nabyć bilety na słynny musical, i to bilety, które miały być zrealizowane za ponad 2 miesiące-dojrzałam. Postanowiłam zapoznać się z książką zanim udam się do teatru.
I to był strzał w 10!
To było przeżycie! Uczta!
Arcydzieło. Monumentalna powieść. Cztery tomy, każdy średnio po 400 stron! Ale warto! Jakże warto!
Przez tę powieść po prostu płynie się w zachwycie. Język oczarowuje, jest niczym piękna muzyka, która wprawia człowieka w błogie uniesienie.
A do tego-to powieść tak wielowątkowa, wielopłaszczyznowa, że nawet nie byłabym w stanie wyobrazić sobie, że jest to możliwe, zanim po nią sięgnęłam.
Powieść psychologiczna ( ta warstwa podobała mi się chyba najbardziej)-kilkustronicowe opisy rozterek wewnętrznych głównego bohatera, jego przemiany, po prostu rarytas!
Powieść przygodowa-wszakże kolei życia Jana Valjean wystarczyłoby na kilka utworów!
Powieść historyczna - świetnie nakreślone burzliwe losy Francji końcówki XVIII i XIX wieku (tu jedyny dla mnie minus powieści-opisy bitew i politycznych wydarzeń chwilami były przydługie i lekko nużące. Gdyby nie to ocena najwyższa byłaby murowana!).
Wątki społeczne-rewelacyjnie opisane różne warstwy, ich zachowania, myśli, motywy działań.
I w końcu-historia miłosna, zaczynająca się tak niewinnie, zmuszona przejść przeszkody, które życie ustawiło na jej drodze, by wreszcie dojść oczywiście do wzruszającego happy endu:)
Spędziłam z "Nędznikami" kilka miesięcy swojego czytelniczego życia. Był to czas niezapomniany, na pewno nie stracony. Powieść była dla mnie jak wspaniała uczta, na której smakowałam potraw z najwyższej półki. Wzbudziła sporo emocji, a to chyba najlepiej świadczy o książce;) Dzięki temu ma szanse być niezapomnianą przez wiele lat!

czwartek, 10 stycznia 2019

"Kamizelka" Bolesław Prus

Rok pierwszego wydania: 1904
Ocena: 5/6


Króciutka nowelka. A jaka wymowna. Jak pobudzająca do myślenia, do pytań: a co ja bym zrobiła?
To historia miłości, pięknej, spokojnej, takiej, jaką dziś tak już rzadko można spotkać. Ona-nauczycielka. On-urzędnik. Popołudnia i wieczory lubią spędzać razem. Wspólnie jedzą obiady, spacerują, rozmawiają, nawet zajęci swoją pracą. Jednak na ich szczęśliwym, poukładanym życiu kładzie się cień choroby. Wyniszczającej, prowadzącej do nieuchronnej śmierci. Żadne z małżonków nie chce martwić tej drugiej osoby. Oboje chcą żyć nadzieją i nawzajem się nią karmić. On-zaciąga coraz mocniej pasek kamizelki, a ona- w ukryciu po troszku ją zwęża, by on nie zauważał jak bardzo chudnie...
Kłamstwa w imię miłości. Ale jakże szlachetne. Czy słuszne? A może lepiej było w tych ostatnich tygodniach żyć inaczej? Czy to by coś zmieniło? Czy lepiej jednak żyć, jakby "to nic takiego"?
Mnóstwo pytań. Tekst uderzający w emocje.
Dawno nie czytałam Prusa. Dziś utwierdziłam się w tym, że to wspaniały pisarz. Miał niesamowitą umiejętność obserwowania świata, ludzi i pisania o otaczającej rzeczywistości bez zbędnego zadęcia. Muszę wrócić do innych jego utworów. Przypominam sobie, że kiedyś bardzo je lubiłam:)

środa, 9 stycznia 2019

Pamiętniki L.M. Montgomery

Uwielbiam książki o Ani z Zielonego Wzgórza. Od czasów dzieciństwa pierwszy tom przeczytałam dobrych kilka razy, znam go już prawie na pamięć, a przez całą serię przebrnęłam co najmniej dwa razy i na pewno jeszcze do niej wrócę.
Dlatego też wielką niespodzianką było dla mnie natrafienie na dwa tomy dzienników L.M. Montgomery. Dziwię się, że wcześniej nawet o nich nie słyszałam!


Tom pierwszy, zatytułowany "Krajobraz dzieciństwa", ukazał się drukiem dopiero w 1985 r, a w Polsce kolejne 11 lat później. Opiewa nastoletnie lata Maud (na co dzień pisarka posługiwała się drugim imieniem). Może nieco rozczarowywać i nudzić, gdyż głównym tematem jest tu życie towarzyskie dziewczynki-spotkania z koleżankami, niewinne ploteczki podlotków, spacery, nabożeństwa itd. Montgomery była wychowywana przez dziadków (być może to oni byli pierwowzorami Maryli i Mateusza?) , po tym jak została osierocona przez matkę w wieku niespełna dwóch lat, a ojciec założył drugą rodzinę w innym mieście. Jednak w pamiętnikach nie znajdziemy zbyt wielu wzmianek o życiu rodzinnym, o relacjach z opiekunami. Niewiele pisze też Maud o macosze i przyrodnim rodzeństwie, z którymi mieszkała przez rok. Wspomina jedynie, że trudno jej było żyć w zgodzie i przyjaźni z drugą żoną ojca. Jednak z tatą do końca jego życia łączyła ją bliska i głęboka więź, mimo odległości, jaka ich dzieliła.



Druga część dzienników jest zupełnie inna. Wyłania się tu obraz dojrzewającej i dojrzałej kobiety. Obraz, który przyznam, bardzo mnie zaskoczył. Znając pogodną Anię Shirley, czytając pełne ciepła książki o jej przygodach, miałam wyobrażenie o ich autorce jako osobie pozytywnej, romantycznej i optymistycznej. Tymczasem poznałam kobietę bardzo samotną, zgaszoną, często popadającą wręcz w rozpacz. Być może dziś jej stan zostałby określony jako depresja, jednak 100 lat temu pojęcie to nie było jeszcze znane...
Po kilku latach pracy jako nauczycielka, po burzliwym, utrzymywanym w wielkiej tajemnicy romansie, zerwanych zaręczynach z niekochanym mężczyzną, po śmierci dziadka Maud zmuszona była wrócić do Cavendish, by zaopiekować się babcią. Starsza kobieta była osobą bardzo staroświecką, apodyktyczną i surową. Nie pozwalała wnuczce na spotkania z rówieśnikami, skazując ją praktycznie tylko na swoje towarzystwo. Maud, osoba otwarta, ciekawa świata, pełna młodzieńczej energii i zapału, została "uwięziona" w  domku na Wyspie Księcia Edwarda. Dusiła się w atmosferze  małego miasteczka, w którym prawie nic się nie działo. Jedynym jej ratunkiem i pocieszycielem były książki, które czytała w takich ilościach, jakie tylko trafiały w jej ręce. Niestety, na przełomie XIX i XX wieku nie było to dobro ogólnie dostępne, zwłaszcza na wyspie odciętej często od świata na wiele zimowych miesięcy...
Od wczesnej młodości Maud próbowała swoich sił w pisarstwie. Zaczynała od krótkich opowiadań pisywanych do gazet. Z czasem to właśnie powieści, opowiadania i artykuły stały się źródłem jej dochodu. Poświęcała pracy mnóstwo czasu, którego i tak miała w nadmiarze.
Dziennik stał się wiernym powiernikiem wszelkich smutków i złych nastrojów Maud. Rzadko pisywała o pozytywnych emocjach, raczej był to sposób na radzenie sobie z negatywnymi stanami ducha. Dawała tu też wyraz swojemu zamiłowaniu do przyrody, które później stało się tak charakterystyczną cechą Ani z Zielonego Wzgórza.

Lektura pamiętników była dla mnie niesamowitą, niezapomnianą przygodą. Mimo, że przygnębienie Maud wyziera dosłownie z kartek i wdziera się w duszę czytelnika, warto poznać bliżej tę kobietę, której powieści są wciąż czytane przez kolejne pokolenia.

wtorek, 6 listopada 2018

"Syzyfowe prace" Stefan Żeromski

Rok pierwszego wydania: 1897
Ocena: 3+/6


Lektura szkolna, przez którą trudno przebrnąć większości uczniów. Sięgałam po nią z pewną dozą obawy, czy przebrnę, czy nie zanudzi. Było lepiej niż się spodziewałam;)

Marcinka Borowicza, głównego bohatera, poznajemy jako małego chłopca, wiezionego przez rodziców do szkoły na roczne przygotowanie do klasy I. Cóż to były za trudne czasy...XIX wiek, zabory, czas po powstaniu styczniowym, zubożała szlachta i możliwość edukacji tylko dla wybranych, których było na to stać...Rodzice Marcinka byli w stanie dużo zrobić dla swego jedynaka, by go wykształcić i dać mu szansę na życie lepsze niż to, które sami wiedli...
Towarzyszymy Marcinkowi przez cały okres szkoły. Obserwujemy, jak z malca wyrasta na młodzieńca, dojrzewa, zmienia się sposób jego myślenia i zachowanie. Poznajemy jego kolegów, nauczycieli, szkołę i stancje, na których mieszkał.
Żeromski pokazuje w swej powieści system wychowawczy panujący w szkołach, mający na celu rusyfikację od podstaw, czyli dzieci i młodzieży. Tytułowe "syzyfowe prace" mogą obrazować bezcelowość działań zaborców. Młodzi ludzie, świadomi swoich korzeni i historii, nie poddawali się łatwo zabiegom mającym zabić w nich wszelkie ślady polskości. Wiele trudu kosztowała uczniów obrona swojej tożsamości, ale i zaborcy nie raz spotykali się z zaprzepaszczeniem wysiłków mających wieść do celu. To starcie dwóch grup, z których każda musiała, niczym mityczny Syzyf, co chwila podejmować od nowa swoje wysiłki.
Mamy tu całą plejadę ciekawych, wręcz niezwykłych bohaterów, zarówno uczniów (począwszy od Marcina Borowicza, przechodzącego przemiany wewnętrzne, przez Andrzeja Radka, tak bardzo świadomego wartości nauki, aż do młodego patrioty Bernarda Zygiera walczącego o prawo do używania języka polskiego), jak i nauczycieli klerykowskiego gimnazjum. Nawet postacie epizodyczne, matka Marcina, jego kolega Figa, są barwnie przedstawione.
Powieść napisana jest dość trudnym językiem, chwilami nuży. Jednak cieszę się, że sięgnęłam po nią raz jeszcze po wielu latach. Teraz czytałam ją z zupełnie inną wiedzą i nastawieniem niż w latach licealnych.

środa, 31 października 2018

"Jądro ciemności" Joseph Conrad

Rok pierwszego wydania: 1902
Ocena: 3/6



Końcówka XIX wieku. Marlow, żeglarz, Anglik, wyrusza do dzikiego serca Afryki, gdzie ma zostać kapitanem parowca pływającego rzeką Kongo. Podczas podróży do celu, Marlow ma okazję obserwować wybrzeże Afryki i ludzi. Skłania go to do wielu refleksji. Gdy dociera do stacji centralnej, dowiaduje się o awarii swojego statku. Zmuszony jest spędzić w tym miejscu kilka miesięcy. Daje mu to niepowtarzalną okazję do poznania prawdziwego oblicza kolonizacji. Pyszni, chciwi biali, myślący tylko o zyskach z kości słoniowej i czarni umierający z głodu i wycieńczenia...Do Marlowa wciąż docierają wieści o tajemniczym Kurtzu, agencie z odległej stacji, który szczyci się ogromnymi ilościami zdobytej kości słoniowej. Teraz leży chory, a Marlow ma pospieszyć mu z pomocą przez pierwotną dżunglę. Kim w rzeczywistości okaże się Kurtz? Geniuszem postępu czy niebezpiecznym szaleńcem?
Historię poznajemy z ust Marlowa, który opowiada ją po latach przyjaciołom zebranym na pokładzie jachtu zakotwiczonego na londyńskim nabrzeżu Tamizy.
Tytuł ma wydźwięk symboliczny. Oznacza zarówno środek czarnego kontynentu, jak i ciemność głębi duszy człowieka.
Ta krótka powieść zmęczyła mnie. Opisy makabrycznych zachowań, pełnej dominacji kolonizatorów nad tubylcami, niskich instynktach, które wyzwalają się w ludziach w tych ekstremalnych warunkach, z drugiej strony- dzikość czarnoskórych, traktowanych gorzej niż zwierzęta -  czynią lekturę  mało przyjemną i trudną.
Z pewnością wiele tu wątków autobiograficznych. Conrad pracował w zawodzie marynarza,  lata spędził na żaglowcach i parowcach. W powieści wykorzystał wspomnienia z sześciomiesięcznego pobytu w Kongu Belgijskim.
Styl pisania Conrada nie przypadł mi do gustu. Brak dialogów, monotonia opowiadania powodowały znużenie. Być może dam jeszcze kiedyś szansę autorowi, ale na pewno minie sporo czasu, zanim sięgnę po kolejną jego powieść.