środa, 16 września 2020

"Czarodziej z Nantes" Nadzieja Drucka

 Rok pierwszego wydania: 1963

Ocena: 4/6

 


Nie wiem, czy najpierw zaczęłam czytać "Piętnastoletniego kapitana", czy "Czarodzieja z Nantes", ale obie książki czytałam praktycznie równocześnie i zdecydowanie wpłynęło to na sposób odbierania "Kapitana..." Jestem pewna, że czytając i kolejne powieści Verne będę już stale miała w głowie obraz ich autora i wspomnienia o jego życiu.

Ze zbeletryzowanej biografii autorstwa Druckiej wyłania się bardzo ciekawa postać człowieka, który umiał pójść za swoimi marzeniami i poświęcić życie pasji, którą kochał. Miał być prawnikiem, kontynuować rodzinną tradycje. Jednak już w trakcie studiów w Paryżu, kiedy poznał Dumasa i Hugo, postanowił, że jednak sprzeciwi się woli  ojca i spróbować swoich sił jako pisarza. Długo nie mógł znaleźć wydawcy pierwszej powieści, jednak gdy ta ujrzała wreszcie światło dzienne, kariera Verne potoczyła się błyskawicznie. Jego pełne przygód książki do dziś bawią kolejne pokolenia.

Verne całe życie fascynował się nauką, techniką, śledził na bieżąco wszelkie informacje na temat nowych odkryć i wynalazków. Wiele z nich zawarł w swoich powieściach. Był też jednak wizjonerem o niesamowitej wyobraźni! Wyprzedzał epokę, opisując urządzenia czy metody ich napędzania nie znane jeszcze jemu współczesnym. Oczywiście czytając jego książki 100 lat później czytelnik,  opierając się na późniejszych odkryciach i zdobytej wiedzy, widzi wiele błędów czy niemożliwych rozwiązań. Jednak w XIX wieku powieści Verne o lotach balonem czy podróżach łodzią podwodną, można było zaliczyć do gatunku s-f. Niesamowite jest również to, że Verne, praktycznie nie podróżując po świecie, z wielką dokładnością i naukowymi szczegółami opisuje faunę, florę i różne zakątki całego świata, jedynie w oparciu o książki, wycinki z gazet i informacje możliwe do zdobycia i wykorzystania w domu.

Autor miał poczucie misji: za pomocą pióra chciał propagować wiedzę oraz wychowywać młodych czytelników na ludzi szlachetnych, prawych i odważnych. By robić to w sposób atrakcyjny, swoje wzorce i informacje naukowe oplatał w barwne, atrakcyjne przygody. Metoda ta doskonale się sprawdziła. Młodzież, ale też dorośli, na całym świecie z niecierpliwością czekała na kolejne powieści. Verne cieszył się wielką popularnością i poklaskiem już za życia. 

Niestety, w obliczu fanatycznej wręcz pasji i pracy pisarza, ucierpieli jego najbliżsi. Kochająca żona, wierna miłośniczka jego twórczości, od początku wierząca w talent męża, nie miała z niego zbyt dużej pociechy...Verne albo pisał, albo odbywał rejsy jednym ze swoich jachtów, bo tylko morze dawało mu wytchnienie...Także kontakt z jedynym synem był bardzo znikomy..Pisarz przyznawał po latach, że praktycznie nie zna swojego dziecka...Taką cenę zapłaciła rodzina za wielką kreatywność i popularność...

Książka napisana jest lekko i ciekawie. Czyta się ją jednym tchem. Jakby sama stanowiła ciekawą powieść przygodową a nie biografię;) Dodatkowym atutem książki są - umieszczone na końcu - dwa zestawienia powieści Verne'a. Pierwsze zostało uporządkowane według roku wydania, a w drugim książki uporządkowano według kontynentu, na którym dzieje się akcja.

wtorek, 15 września 2020

"Piętnastoletni kapitan" Julius Verne

 

Rok pierwszego wydania: 1878

Ocena: 4,5/6

 

Zawsze byłam przekonana, że Verne pisał powieści raczej młodzieżowe niż dla dorosłych. A że przegapiłam jakoś jego twórczość w wieku nastoletnim, skłaniając się raczej ku klimatom Zielonego Wzgórza, postanowiłam nadrobić znajomość jako czytelnik całkiem dojrzały. I cóż się okazało? Że delikatne, przygodowe początki prowadzą ku całkiem brutalnym scenom, zdecydowanie bardziej dorosłym wg mnie.

Ale początki były całkiem ciekawe, wręcz ekscytujące. Oto z portu Australii wyrusza statek, wiozący na swym pokładzie niezbyt obfity zapas tranu po nieudanych połowach wielorybów. Wyjątkowymi pasażerami są młoda pani Weldon, żona właściciela statku, ich pięcioletni synek, stryj Benedykt, zagorzały entomolog i leciwa niania, murzynka Noon, Pomocnikiem kapitana jest doskonale zapowiadający się piętnastolatek Dick Sand, którego pod opiekuńcze skrzydła wzięła rodzina Weldonów. Podróż zapowiada się spokojnie i sympatycznie. Jedynym obcym i podejrzanym osobnikiem jest kucharz Negoro. I to on okaże się naprawdę czarnym charakterem, człowiekiem okrutnym ponad wszelką miarę...

Gdy pewnego dnia podróżnicy dostrzegają wieloryba, kapitan postanawia urządzić polowanie, by uzupełnić zapasy. Oddaje "Pilgrima" pod opiekę Dickowi, a sam zabiera marynarzy na łódkę, by stawić czoła zwierzęciu. Niestety, tragiczne wypadki prowadzą do zatonięcia łódki, śmierci poławiaczy. Na statku, oprócz pasażerów, zostaje kucharz, kilku Murzynów uratowanych z wraku statku, pies Dingo i Dick, który musi objąć dowództwo. I tu rozpoczyna się brzemienna w skutki ukryta interwencja Negoro. Kucharz ma swój niecny cel. Wbrew zamiarom Dicka, statek zamiast do Ameryki Południowej dobija do wybrzeży Afryki. Tam, oszukani, wykończeni trudami podróży pasażerowie "Pilgrima" trafiają w ręce handlarzy niewolników. I tu zaczyna się naprawdę okrutna część powieści...Autor nie szczędził szczegółowych opisów torturowania Murzynów, uciętych rąk, kajdanów na szyjach, a nawet rytuału pogrzebu miejscowego króla, z którym miały być żywcem pochowane wszystkie jego żony...Na ofiarę miał też być złożony Dick...

Do pewnego momentu powieść czytało mi się bardzo przyjemnie. Wartka akcja, ciekawe przygody, rozsądek i dzielność młodego kapitana powodowały, że jak nastolatka przeniosłam się do XIX wieku na wody oceanu i deski pokładu "Pilgrima". Jednak później miałam wrażenie, że czytam jakiś horror...Ogarniało mnie przerażenie, jak okrutni potrafią być ludzie dla innych ludzi...

Byłam pod wrażeniem sposobu, w jaki Verne przemycał w tej przygodowej opowieści informacje naukowe. Nie ma tu ani krzty sztuczności, moralizowania. 

Wiem, że nasza znajomość nie skończy się na tej powieści. Mam tylko nadzieję, że pozostałe będą choć trochę mniej wstrząsające...

 

"Przelot bocianów" Hanna Kowalewska (Zawrocie t.5)

 Rok pierwszego wydania: 2011

Ocena: 4,5/6

I znów jestem w Zawrociu. Tym razem spotykam Matyldę w niecodziennej, wyjątkowej sytuacji. Jest w ciąży. Ale nie od razu potrafi się tym cieszyć. Nie tak miało się to wszystko ułożyć. Mimo obiecujących początków, tatuś dziecka zdecydowanie opowiedział się za związkiem z inną kobietą. W poprzednim tomie jawił mi się może nie idealnie, dość infantylnie, ale nie spodziewałam się po nim takiego świństwa:( Matylda wie, że nie może na niego liczyć. Na szczęście są w jej otoczeniu osoby, które potrafią się cieszyć z maluszka. Nie należą do nich, jak można się spodziewać, ani matka, ani siostra Matyldy. Choć o relacje z tą ostatnią kobieta mocno walczyła w poprzednim tomie, okazało się, że czarny charakter Zawrocia jest jednak zdecydowanie bardziej czarny niż się wydawało. Nie dość, że Matylda nie ma szans na odbudowę przynajmniej poprawnych  siostrzanych układów, to właśnie Paula rujnuje dosłownie jej życie:(

Na szczęście wreszcie pojawia się Paweł. Wraca nadzieja, że jednak coś pozytywnego może się jeszcze wydarzyć w życiu Matyldy. Ciekawe, jak ich historię skomplikuje autorka w kolejnej części serii.

Czytając "Przelot bocianów" doznawałam dwóch naprawdę silnych uczuć: było mi strasznie żal Matyldy i równocześnie nie mogłam wyjść z podziwu jak można być tak bezlitosnym, wręcz podłym jak Paula. 

A jednak nadal trzyma mnie w swoich szponach klimat Zawrocia, piękny język i styl powieści. Nie ukrywam też, że zauroczyły mi okładki kolejnych tomów. Są pelne kobiecej tajemniczości.