środa, 20 listopada 2019

"Iqbal" Francesco d'Adamo

Rok pierwszego wydania: 2001
Ocena: 4/6


Niektórzy zaliczają tę książkę do literatury dziecięcej, o czym świadczy choćby wydanie jej w akcji Cała Polska Czyta Dzieciom. Inni ustawiają w bibliotekach na półkach z powieściami dla dorosłych. Jeśli chodzi o formę, zaliczyłabym ją do tej pierwszej grupy. Jeśli chodzi o problematykę-zdecydowanie do drugiej.
Dwunastoletni Iqbal, za dług ojca, zostaje sprzedany właścicielowi fabryki dywanów. W Pakistanie to norma. Dzieci zmuszane są do niewolniczej pracy w warunkach uwłaczających ludzkiej godności. Jednak wszyscy się z tym godzą. Taki już jest świat. Są panowie, właściciele, którzy zgarniają całe dochody,zbiory i są chłopi, robotnicy, którzy dla nich pracują często za rupię dziennie.
Iqbal jest bardzo dobrym pracownikiem, ma wyjątkowo zwinne ręce i sumiennie wykonuje pracę, potrafi upleść najpiękniejsze dywany. Wędruje z rąk do rąk kolejnych panów. Poznajemy go z opowieści fikcyjnej Fatimy, dziesięcioletniej dziewczynki, pracownicy jednej z fabryk, do której trafia Iqbal. Od początku dzieciom wydaje się "inny". Bo się nie boi. Uprzedzony o jego buńczuczności właściciel fabryki, przykuwa chłopca do krosien. Jednak to nie zabija w nim marzeń i ducha walki.
Z opowieści wyłania się obraz udręczonych, poranionych, wymęczonych dzieci, które muszą pracować w fabryce dywanów, by spłacić długi rodziców. Iqbal jest chłopcem, który miał w sobie odwagę by się temu przeciwstawić. Uwierzył w wolność. Uciekł i uwolnił swoich współtowarzyszy niewoli. A potem walczył o wyzwolenie kolejnych dzieci. Niestety, gdy wydawało się, że już może  poczuć się bezpieczny, zapłacił za swoje działania życiem. Mafia dywanowa nie wybacza buntu i straty zysków...
Mimo, że napisana z punktu widzenia dziesięciolatki, dość prostym językiem i nieco infantylnym stylem - książka porusza i wstrząsa. Niewielkich rozmiarów, do przeczytania w jeden wieczór. Zostaje w głowie i duszy na długo. Nie pozwala zapomnieć o problemie.

wtorek, 19 listopada 2019

"Piosenka koguta" Krystyna Siesicka

Rok pierwszego wydania: 1999
Ocena: 4/6


Tym razem, gdy sięgnęłam na nisko położoną półkę z książkami, mało dostępną i dość ciemną, ręka wyłowiła cienką powieść Krystyny Siesickiej. Dawno nie czytałam nic tej autorki. Kiedyś wydrukowałam listę wszystkich jej tytułów z zamiarem przeczytania ich po kolei. Nie udało się. Więc dziś jest odpowiednia pora na nieznaną mi jeszcze "Piosenkę koguta".
35-letnia Anna, nazywana przez niektórych od dzieciństwa Muszką (nie wiadomo dlaczego, ale drażni ją to bardzo) przyjeżdża na 70-te urodziny ciotki Felicji do dworku, w którym jako dziewczynka i nastolatka spędzała wielokrotnie wakacje. Spotykamy Annę w momencie nawijania papilotów (przygotowania do uroczystej kolacji pod okiem surowej ciotki). Jest to okazja do wspomnień. W lustrze ukazują się oczom Anny osoby z przeszłości, a ich obecność przypomina wiele sytuacji. Tych miłych, ale częściej tragicznych. W oczekiwaniu na przybywających gości, Anna wraca do swoich nastoletnich lat, kiedy to uroda i przebojowość najbliższej kuzynki Danieli zupełnie ją przytłaczała. Do choroby męża. Do pierwszego spotkania z Konradem, który z nieznanego kuzyna stał się kimś bardzo bliskim. Do relacji z córką i siostrzenicą. Przez całą powieść przewija się postać tajemniczego Ludwika. Anna podobno się w nim kochała, jednak w ogóle go nie pamięta. Czy Ludwik istniał naprawdę czy był tylko wytworem młodzieńczej wyobraźni dziewczyny tęskniącej za miłością?
Tym, co lubię w książkach Siesickiej, jest zwięzłość, niedomówienia, otwarte zakończenia. I tym razem nie czuję się rozczarowana. Mimo, że powieści są krótkie, to jednak dużo w nich okazji do zadumy. Nie przepadam za zalewającymi półki księgarniane bestsellerami tak grubymi, jakby ich cena i jakość miały zależeć od wagi i ilości stron, i tak przegadanymi, że gdyby je "wycisnąć", wystarczyłaby 1/3 tej objętości. Dlatego lubię Siesicką. Ona rzuca myśl, jakąś sytuację. I to wystarcza. Żeby sobie wyobrazić resztę. Nie każdy krok, nie każde spojrzenie muszą być dokładnie opisane. Ta możliwość dopowiedzenia sobie reszty bardzo mi odpowiada:)

środa, 13 listopada 2019

"Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak" Anna Kamińska

Rok pierwszego wydania: 2015
Ocena: 5/6


Miała być czwartym Kossakiem. Dziedzicem palet i pracowni po słynnych przodkach malarzach. Wbrew oczekiwaniom całej rodziny urodziła się dziewczynką. Do tego słabowitą, chorowitą, z rozszczepem podniebienia, nieładną...Wychowana w dziwnym domu, w którym nie okazywało się uczuć, w zimnej atmosferze, z zachowaniem sztywnych zasad savoir vivru. Zawsze w poczuciu bycia tą gorszą od siostry. Całe życie starała się udowodnić, że jednak jest w czymś dobra. Że zasługuje na noszenie nazwiska Kossak.
Od dzieciństwa kochała zwierzęta. Po kilku próbach studiowania na różnych kierunkach zdecydowała, że to z biologią, ze zwierzętami chce związać swoje zawodowe życie. Zaraz po skończeniu studiów podjęła pierwszą pracę w Białowieży i szybko wprowadziła się do Dziedzinki, leśniczówki w sercu Puszczy Białowieskiej. Tu odnalazła spokój, radość, pokochała to miejsce od pierwszego spojrzenia. Bez wody, bez prądu, za to w otoczeniu ukochanych zwierząt, spełniła swoje marzenie o życiu innym niż to w Krakowie.
Autorka zbierała materiały do książki przez kilka lat. Pisała ją głównie w oparciu o rozmowy z osobami znającymi Simonę, ale także jej wypowiedzi. Wyłania się z nich obraz osoby całe życie walczącej. O akceptację, o prawo do życia na własnych warunkach, o dobro zwierząt. Simona nie była człowiekiem łatwym we współżyciu. Zraniona i odrzucona w dzieciństwie przez najbliższych, nie umiała zaufać, budować więzi, głębokich relacji.
Książka podzielona jest na dwie części, dotyczące życia w Krakowie i Białowieży. Zachowana jest chronologia, co ułatwia czytanie. Ze względu na to, że Simona Kossak była naukowcem, czytelnik może poznać sporo tematów jej zainteresowań i badań, dowiedzieć się w skrócie o ich przebiegu, efektach.
To bardzo dobrze, ciekawie napisana biografia. Tekst uzupełniają zdjęcia, dzięki którym możemy bliżej poznać bohaterkę oraz warunki, w jakich żyła:)

wtorek, 12 listopada 2019

"Moje Camino" Zeno Howiacki

Podtytuł: Dziennik uczuć prowadzony w drodze do Santiago de Compostella

Rok pierwszego wydania: 2012
Ocena: 3/6


Zapis bardzo osobistych przeżyć autora z trwającego pięćdziesiąt dni pielgrzymowania szlakiem wiodącym do grobu św. Jakuba.
Zeno Howiacki ma za sobą trudną, traumatyczną przeszłość. Katowany w dzieciństwie przez ojca, wieloletni alkoholik, który nie miał żadnych wzorców duchowych ani wsparcia psychicznego. Po wielu terapiach, kilkunastu latach abstynencji, samobójczej śmierci matki, postanawia wyruszyć na samotną pielgrzymkę by odnaleźć siebie. Albo stworzyć nowego siebie. Borykając się z różnymi schorzeniami fizycznymi, każdego dnia pokonuje swoje słabości i odradza się duchowo.
Początkowo sporządza notatki dla siebie, w którymś momencie postanawia wydać je w formie książkowej. Opowiada o napotkanych osobach, z którymi się zaprzyjaźnia, o miejscach noclegowych, widokach,  o swojej trudnej przeszłości.

Autor nie jest pisarzem, nie ma na pewno fachowego przygotowania do pisania. Jego zapiski są bardzo proste, często kulejące. Jednak nie można im zarzucić braku spontaniczności i szczerości.
Uważam jednak, że przed wydaniem tekst powinien być poddany korekcie. Wiele błędów stylistycznych, interpunkcyjnych czy wręcz literówek, mocno rzuca się w oczy.

piątek, 8 listopada 2019

"Projekt szczęście" Gretchen Rubin

Podtytuł: Albo dlaczego przez cały rok śpiewałam o poranku, sprzątałam w szafach, kłóciłam się jak należy, czytałam Arystotelesa i dobrze się bawiłam.

Rok pierwszego wydania: 2009
Ocena: 3/6



Autorka stworzyła projekt zakładający, że w ciągu roku podniesie poziom swojego poczucia szczęścia. W momencie startowym nie była wcale nieszczęśliwa;) nie chorowała na depresję, miała rodzinę, mieszkanie i pracę, jednak ciągle coś ją frustrowało. Postanowiła sprawdzić, czy świadomą i systematyczną pracą nad sobą, swoim charakterem, nastawieniem do życia, da się podnieść poziom zadowolenia.
Kilka miesięcy trwały przygotowania, polegające głównie na czytaniu literatury "fachowej" w temacie: szczęście i rozpisywaniu zadań. Od 1 stycznia autorka przystąpiła do realizacji planu.
Został od podzielony na 12 miesięcy. Każdy z miesięcy poświęcony był doskonaleniu jednej z ustalonych dziedzin: sprawności fizycznej, relacjom z mężem, z dziećmi, pasjom, wydawaniu pieniędzy itd. przy czym każdy kolejny element był dodawany do poprzedniego, tak, że grudzień był już kumulacją wszystkich.
W książce autorka opisuje swoje działania i odczucia, na koniec każdego miesiąca robi podsumowanie.
To nie jest zwykły poradnik. To nie jest książka psychologiczna. To dość lekki, żeby nie powiedzieć chwilami: infantylny zapis sytuacji, rozmów, myśli, decyzji. Czyta się szybko, przyjemnie, bo to książka raczej pozytywna, taka typowo amerykańska. Być może kogoś zainspiruje do zmian w jakiejś dziedzinie życia. Dla mnie była po prostu miłą lekturką w jesienny długi wieczór :D

wtorek, 5 listopada 2019

"Kotka Brygidy" Joanna Rudniańska

Rok pierwszego wydania:  2007
Ocena: 5+/6


Był taki czas, kiedy często sięgałam po powieści, których akcja miała miejsce w czasie wojny. Potem nadszedł długi okres przesytu. Aż do wczoraj, kiedy sięgnęłam po niepozorną, niedużą książeczkę z infantylnym obrazkiem na okładce. Jednak niech ta niepozorność i infantylność nie zmylą czytelnika-to nie jest powieść dla dzieci.

Obraz II wojny światowej widziany oczami kilkuletniej Heleny. 6-letnia dziewczynka po raz pierwszy widzi niemieckie samoloty i musi się ukrywać w schronie. Niewiele z tego wszystkiego rozumie, stara się wyciągać wnioski na miarę swoich możliwości. Widzi idących tłumnie do getta Żydów. Dowiaduje się, że wielu znajomych i sąsiadów musi nosić na rękawie opaskę z gwiazdą Dawida...Widzi ojca, który przywozi z getta grupki Żydów do pracy w swojej wytwórni w głębi podwórka. Wreszcie odwiedza pana Kamila, który musi siedzieć wciąż na strychu. Którejś nocy widzi za to, jak tata wywozi taczki ziemi do skrzyni na piasek. Okazuje się, że to z nory, jaką wykopuje dla pana Kamila, który już nie może się ukrywać na strychu, bo sąsiad zaczyna coś podejrzewać...
To od Kamila dziewczynka dostała kotkę Brygidy, jego siostry. Tylko na jakiś czas, na przechowanie, bo w getcie nie można trzymać zwierząt. Za jakiś czas kotka uratuje życie i pana Kamila, i jego siostry Brygidy...Ale to za jakiś czas, o czym Helena jeszcze nie wie. Z kotką łączy ją tajemnicza więź - Helena rozmawia ze zwierzątkiem i rozumie wszystko, co Kotka Brygidy do niej mówi.
Gdy wojna się kończy, znów wiele rzeczy się zmienia.
A potem spotykamy Helenę już w podeszłym wieku. Na jej drodze znów staje Kotka Brygidy, niby nie ta sama, niby jakaś praprawnuczka tamtej, ale Helena znów rozumie jej słowa. Na chwilę przecinają się też drogi Heleny i Brygidy, zaskakująco i niespodziewanie.
Książka chwilami wstrząsająca, wzruszająca, skłaniająca do zadumy. Dodatkowo klimat potęguje zwięzły styl, pozbawiony emocji oraz uczynienie główną obserwatorką wydarzeń małej dziewczynki.
Nie pozwala o sobie szybko zapomnieć.

poniedziałek, 4 listopada 2019

"Własne miejsca" Katarzyna Tubylewicz

Rok pierwszego wydania: 2005
Ocena: 4/6


Każdy człowiek potrzebuje swojego miejsca na świecie. Miejsca do życia, z którym się identyfikuje. Może to być tylko na chwilę, może być na zawsze. Jeśli przyjdzie nam żyć w miejscu, w którym nie czujemy się "u siebie", męczymy się. Próbujemy stworzyć przynajmniej namiastkę własnego miejsca, oswoić je, uczynić przytulnym, ustawiając swoje przedmioty, zaprowadzając swój porządek, wprowadzając swoje rytuały.
Jeśli chodzi o emigrantów, sprawa często staje się jeszcze trudniejsza. Obcy język, nieznane zwyczaje powodują, że człowiek długo może czuć się obcy.
Podobnie rzecz się ma z Marianną. polską żoną Szweda. Wyjechała za mężczyzną swojego życia, zostawiając za sobą szarą Polskę z pustymi półkami sklepowymi. Jednak w odróżnieniu od emigracji zarobkowej czy politycznej, Marianna nie uciekła od swojego kraju. Ona po prostu pokochała Jona. Na co liczyła? Czego spodziewała się po życiu w nowym kraju? Jej odczucia poznajemy z wplecionych w fabułę powieści Zapisków szwedzkich, dziennika odnalezionego przez syna już po jej  śmierci. Cały czas próbowała odnaleźć w Szwecji własne miejsce, jednak wciąż "jedną nogą" tkwiła w Polsce, tęskniła. Namiastką ojczyzny miał się stać Pawełek, ukochany synek, jedyna osoba, z którą mogła na obczyźnie rozmawiać w ojczystym języku. Z chłopcem łączyła ją więź niepowtarzalna, symbiotyczna, można wręcz powiedzieć-toksyczna.
Po śmierci Marianny dorosły już Paweł też musi znaleźć własne miejsce. Czy jest nim Szwecja, kraj, w którym się urodził? A może Polska, którą poznawał w czasie wakacji, w trakcie studiów? Polska, która weszła w barwny i burzliwy okres transformacji, dająca nagle tyle możliwości zawodowych, krzycząca reklamami, rażąca w oczy tandetą. Szalony kraj, pełen emocji i uczuć, tak różny od stonowanej Szwecji.
Własnego miejsca szuka także Dominika. Wieczna córeczka nadopiekuńczych rodziców, którym udało się szybko wzbogacić. Mimo, że Dominika sama jest już matką, nie chce dojrzeć. Chwilami zastanawia się, czy mały Kajtek nie jest bardziej synem własnej babci niż jej...Jednak mimo gorzkiej refleksji, łez wylanych nad jałowością i bezsensem życia, nie chce zrezygnować z lekkiego bytu wiecznej studentki i wziąć na siebie odpowiedzialności za siebie i swoje dziecko.
Ścieżki Pawła i Dominiki niespodziewanie się przecinają, by złączyć w jedną drogę ku nowemu własnemu, wspólnemu już miejscu.
Skomplikowane układy rodzinne. Rodzice nie pozwalający na odfrunięcie dzieci z rodzinnego gniazda. Dzieci, które nie chcą albo nie umieją dorosnąć. Każdy z bohaterów musi się zmierzyć z jakąś pustką w swoim życiu, którą chce zagłuszyć patologicznymi relacjami. Każdy musi znaleźć własne miejsce do życia, także tego wewnętrznego, co wcale nie jest proste.
Ciekawa pod względem psychologicznym powieść. Jednak momentami wkradają się sceny jak z taniego romansu, co nieco wpływa na niższą ocenę całości.