Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biografia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biografia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 6 lutego 2024

"Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza" Emilia Padoł

 Rok pierwszego wydania: 2023

Ocena: 4/6


Powieści Rodziewiczówny czytałam dawno temu, zaledwie kilka z nich. Ale kiedy w bibliotece zobaczyłam wystawioną biografię autorki, z chęcią po nią sięgnęłam. 
Emilia Padoł opowiada o życiu pisarki od momentu narodzin, choć nie wszystkie fakty z tego  okresu są znane. W sumie można to chyba powiedzieć w odniesieniu do całego życia Rodziewiczówny. W biografii jest bardzo dużo pytań, domysłów, jedynie przypuszczeń. Mimo to poznałam tę postać z osobistej, a nie tylko twórczej strony :)
Maria Rodziewiczówna kojarzona jest jako pisarka albo patriotyczna, propagująca hasła pozytywistyczne, albo autorka rzewnych romansów (często jej książki wydawane były w seriach typowo kobiecych). Tak naprawdę od wczesnej młodości łamała wszelkie normy kulturowe, wymykała się szufladkowaniu i uciekała przed schematami.
Sama prowadziła gospodarstwo już jako młoda dziewczyna. Ubierała się po męsku, nosiła krótkie włosy, miała wręcz męską urodę. Angażowała się w politykę. W tamtych czasach było to bardzo nowatorskie. Co więcej, w dorosłym życiu mieszkała z kobietami, nigdy nie wyszła za mąż. Dziś mogła by być uznana pewnie za osobę transpłciową, a na pewno lesbijkę. 
Zaciekawiły mnie okoliczności powstawania kolejnych powieści. Z wielkim zainteresowaniem czytałam o "kulisach" mojej ulubionej: "Lata leśnych ludzi", która zawiera elementy autobiograficzne. Z chęcią sięgnę po nią raz jeszcze, tym razem mając w pamięci wiadomości (i zdjęcia) z biografii. 


Autorka podjęła się niełatwego zadania napisania biografii osoby, która bardzo chroniła swoją prywatność, o której niewiele wiadomo. Można powiedzieć, że udało jej się to nawet całkiem nieźle ;) 

Jedynie po raz kolejny okładka zupełnie nie pasuje mi do treści książki. Wręcz mi się nie podoba. Ta kolorystyka, róże, fioletowe włosy-kojarzą mi się po prostu tandetnie i nie współgrają z tą mało kobiecą kobietą. 


niedziela, 7 stycznia 2024

"Wanda Chotomska. Nie mam nic do ukrycia" Barbara Gawryluk

 Rok pierwszego wydania: 2016

Ocena: 5/6



Z Wandą Chotomską w moim życiu czytelniczym było jakoś tak dziwnie. Urodziłam się trochę za późno, bo Jacek i Agatka były kultową, pokoleniową dobranocką telewizyjną (jedną z najwcześniej powstałych w Polsce!) moich rodziców. Z pojedynczymi wierszykami, tekstami pani Wandy zetknęłam się pewnie w szkolnych czytankach czy przedszkolnych książeczkach. Pięciopsiaczki poznałam dopiero w dzieciństwie mojego dziecka. A jednak postać ta cały czas funkcjonowała w mojej świadomości, pamięci, gdzieś na obrzeżach poznawanej literatury. Poza tym darzę ogromną miłością i sentymentem wszelkie książeczki i autorów z czasów PRL. Dlatego też z chęcią sięgnęłam po książkę, będącą połączeniem biografii, autobiografii i rozmowy. Jakże przyjemna była to lektura! 

Przede wszystkim pani Wanda jawi się jako osoba niesamowicie pogodna, pozytywna, pełna energii. I już to wystarczyłoby, żeby czytało się o niej z radością. Nie da się ukryć, że czasy, w których przyszło jej żyć nie były łatwe, tym bardziej dla pisarzy. A jednak Chotomska szła przez przeszkody niczym taran, z uśmiechem, z werwą, z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru. 

A ileż w tej książce fantastycznych zdjęć! Na szczęście zachowało się bogate archiwum zarówno fotografii autorki, dokumentów z różnych spotkań, jak i tekstów, książek w różnych wydaniach...I to wszystko można podziwiać i oglądać w biografii :) Z wielkim sentymentem pochylałam się nad wycinkami z elementarzy, podobnych prawdopodobnie do tych, z jakich uczyli się moi rodzice, nad stronicami Świerszczyków, które być może czytali...

Polecam na poprawę nastroju!


piątek, 2 czerwca 2023

"Upragniony syn Iwaszkiewiczów" Wiesław Kępiński

 Rok pierwszego wydania: 2019

Ocena: 3,5/6



Uwielbiam klimat Stawiska. Dom pełen książek, starych mebli, dom "z duszą". I park dookoła. Mogłabym tam zamieszkać, najlepiej sto lat temu ;) Niestety zadowolić się muszę książkami o tym miejscu i jego mieszkańcach...

Lubię też prozę Iwaszkiewicza, ale zdecydowanie wygrywa Stawisko ;) 

Jednak albo umknął mojej uwadze, albo uleciał z pamięci fakt, że Iwaszkiewiczowie adoptowali syna. Z prawdziwym zadziwieniem dowiedziałam się o Wiesławie Kępińskim. 

Mały Wiesio cudem uniknął śmierci w zagładzie na Woli w sierpniu 1944 roku. Został sierotą w wieku 12 lat. Rodzice i rodzeństwo zginęli praktycznie na jego oczach, podobnie jak 60 innych osób, z którymi chwilę wcześniej krył się w piwnicy cerkwi. Po długiej tułaczce chłopak trafił pod opiekę starszej siostry. Zaznał ogromnej biedy. Był prostym chłopakiem z Woli, nie chodził do szkoły, bo najpierw wojna przeszkodziła edukacji, a potem zwyczajnie nie było ich na to stać...W 1947 roku napisał list do "Expresu Wieczornego" z prośbą o pomoc. Na ogłoszenie odpowiedział Jarosław Iwaszkiewicz. I tak kilkunastoletni Wiesio trafił do Stawiska, do świata, o jakim nigdy nawet nie marzył...Dostał szansę na nowe życie. 

Przez cały okres pobytu u Iwaszkiewiczów, Wiesław pisał pamiętnik, na którego podstawie próbował odtworzyć tamten czas. Jednak jak sam przyznaje, wiele umknęło z pamięci. Widać to w książce. Osoby, wydarzenia wspomniane są bardzo pobieżnie. Nad innymi, niekonieczne istotnymi z punktu widzenia czytelnika,  autor drobiazgowo się rozpisuje. 

Na rynku sporo jest książek o Stawisku. Ta na pewno nie należy do najlepszych. Jest powierzchowna, chaotyczna. Zdecydowanie więcej w niej opowieści o życiu autora w okresie sprzed Stawiska niż historii o nowej rodzinie. Jednak mimo to przeczytałam ją z zaciekawieniem. Tym bardziej, że jest relacją "z pierwszej ręki".

 Wielkim atutem jest piękne wydanie, pełne zdjęć, fragmentów listów, pamiętnika. 



piątek, 15 lipca 2022

"Pra. Opowieść o rodzinie Iwaszkiewiczów" Ludwika Włodek

 Rok pierwszego wydania: 2012

Ocena: 4,5/6



Nie przepadam za biografiami. Kojarzą mi się z opasłymi tomiskami, pełnymi dat, szczegółów z życia itp. Jednak tym razem, po kolejnym spacerze w Byszewach, gdzie bywał i tworzył Iwaszkiewicz, skusiłam się w bibliotece na jego biografię. Prawnuczka pisarza przekonała mnie, że jednak nie musi być nudno :)

"Pra" jest sympatyczną gawędą o rodzie Iwaszkiewiczów, pełną anegdot, codziennych zdarzeń, miejsc i ludzi. Samego Jarosława jest tu niewiele. Autorka przybliża nam jego przodków, także tych pochodzących z Ukrainy. Poznajemy też linię rodziny Anny Iwaszkiewicz. A potem pojawiają się kolejne pokolenia, dzieci, wnuki. Przyznam, że bohaterów opowieści jest mnóstwo, bo pani Ludwika nie zapomina i o licznych wujach, ciotkach czy kuzynach w każdym pokoleniu. Bardzo pomocne okazały się drzewa genealogiczne kilku rodzin, umieszczone na końcu książki. Zaglądałam do nich wielokrotnie.

Opowieść prowadzona jest w miarę chronologicznie, choć zdarzają się wybiegi w przyszłość, żeby nakreślić dalsze losy którejś z postaci. Jedyny minus, jaki mi w lekturze przeszkadzał, to zdjęcia umieszczone w zupełnie innym miejscu czasoprzestrzeni, niż to, którego dotyczyły. Zdecydowanie chętniej oglądałabym portrety młodziutkich sióstr Jarosława z lat 30-tych w momencie czytania o nich w tym okresie, niż pod koniec książki, kiedy historie dotyczyły prawnuków Iwaszkiewiczów i XXI wieku. 

Ale ten mankament nie popsuł mi wielkiej przyjemności z lektury. Nie było tu męczących dat, szczegółów dotyczących pracy czy kariery. Niejeden raz czułam się jak gość w Stawiskach, otoczony znanymi mi osobami.

Poczułam pewien niedosyt jeśli chodzi o życiorys Jarosława Iwaszkiewicza, którego na dobrą sprawę nie znam. Ale to mogę nadrobić Dziennikami pisarza czy informacjami z Internetu. "Pra" spełniło inną rolę: poznałam wielką, wielopokoleniową, nietuzinkową rodzinę, która żyła na przestrzeni całego XX wieku.

wtorek, 10 sierpnia 2021

"Mireczek. Patoopowieść o moim ojcu" Aleksandra Zbroja

Rok pierwszego wydania: 2021

Ocena: 4/6



 Mam to szczęście, że nie wychowywałam się w rodzinie alkoholowej. Nie jestem DDA. Ale w moim bliskim otoczeniu było kilka chorych osób. To na pewno w jakimś stopniu rzutowało i na moje życie, i na moich najbliższych. Bo alkoholizm, jak większość chorób, zwłaszcza psychicznych, dotyka nie tylko cierpiącego. Dotyka całego otoczenia.

Aleksandra Zbroja takiego szczęścia nie miała. Choroba alkoholowa dotknęła obojga jej rodziców. Dziadkowie stworzyli dla niej rodzinę zastępczą. Jednak z czasem także dziadek wpadł w szpony alkoholu.

Tytułowy Mireczek to ojciec autorki. Osoba, która powinna być bardzo bliska, dobrze znana, powinna być obrońcą dziecka, wsparciem, powinna otaczać miłością. W przypadku rodziny alkoholowej tak nie jest. Opowieść rozpoczyna się tuż po śmierci Mireczka i cofa się do czasu jego dzieciństwa, a nawet jeszcze wcześniej. Dorosła Aleksandra próbuje poznać Mireczka, którego już nie ma - człowieka, który kiedyś też był dzieckiem, miał marzenia, plany, śmiał się i płakał, kochał i nienawidził, miał pasje, coś lubił, a czegoś nie. Próbuje dotrzeć do jakiejś cząstki człowieczeństwa, która przecież musi być w tym wraku zwanym alkoholikiem. Szuka też odpowiedzi na wiele "dlaczego", ale jak sama przyznaje - nie znajduje ich...

Po co taka książka? Kto chce czytać o menelu, który nie panuje nad potrzebami fizjologicznymi, śpi na klatkach schodowych, bluźni, krzyczy i śmierdzi? I o dziecku, które musi na to wszystko patrzeć, które za zamkniętymi drzwiami nasłuchuje zbliżających się, poplątanych kroków ojca budzącego tylko lęk i odrazę? Być może dla dorosłych dzieci alkoholików, których są rzesze, to ważny głos, krzyk: ja też tak miałam! Wreszcie ktoś odważył się powiedzieć to na forum publicznym...Bo alkoholizm to temat tabu. Dla mnie była to niebywała okazja poznania myśli, odczuć, psychiki DDA. Dzięki tej książce na pewno zrozumiałam bardziej zachowania, reakcje, smutek ukryty zawsze gdzieś pod skórą dorosłych dzieci alkoholików. 

To ważna książka. Ważny głos w społeczeństwie. 

Napisana jest bardzo nowocześnie, z użyciem wielu nowatorskich środków stylistycznych. Chwilami dziwnie się ją czyta, ale kiedy przejdzie się nad formą do treści, ta pierwsza nie uwiera aż tak bardzo. 

czwartek, 27 maja 2021

"Dom z dwiema wieżami" Maciej Zaremba Bielawski

 Rok pierwszego wydania: 2018

Ocena: 4/6



Próba rekonstrukcji historii rodzinnej autora. Ojciec - reformator polskiej psychiatrii, piłsudczyk, matka - lekarka, Żydówka, dużo młodsza od męża. Spotkali się zaraz po wojnie. Potłuczeni psychicznie, samotni. Ich związek od początku pełen był emocji, niedopowiedzeń, tajemnic. Maciej długo nie wiedział nic o przeszłości swojej rodziny. Dopiero w 1968 roku usłyszał od matki, że jest Żydówką i muszą wyjechać z kraju. Na zawsze. 

Autor zbiera różne materiały dotyczące historii przodków. Opowiada o przedwojennych latach, o polityce, asymilacji i prześladowaniu Żydów. Zastanawia się nad źródłami wielu polskich ideologii. Klimat uzupełniają czarno-białe zdjęcia rodziny. 

Książka napisana jest trochę chaotycznie. Najnowsza historia Polski przeplata się z historią antysemityzmu i osobistymi wspomnieniami autora z dzieciństwa. Styl też nie jest jakiś specjalnie zachwycający, ni to reporterski i zdystansowany, ni to osobisty. Mimo wszystko to ciekawa pozycja, kolejne spojrzenie na historię wcale nie tak odległą. 

wtorek, 9 marca 2021

"Maud z Wyspy Księcia Edwarda" Mollie Gillen

 Rok pierwszego wydania: 1975

Ocena: 3/6



 Nie wiem czemu do tej pory nie wiedziałam o tej biografii ukochanej autorki. Ale jak tylko znalazłam o niej informację, chciałam nadrobić zaległości natychmiast! Pamiętając jeszcze wrażenia po przeczytaniu "Pamiętników" L.M.Montgomery, mniej więcej miałam wyobrażenie, co powinnam znaleźć w tej biografii. O, jakże się rozczarowałam...

Po pierwsze, miałam odczucie, jakby autorka niezbyt dobrze znała życie, charakter i odczucia Montgomery, bo opisuje tu zupełnie coś innego niż sama Maud w swoich młodzieńczych zapiskach. Już samo stwierdzenie, że Maud nigdy nie czuła się samotna (choć pół strony dalej padło, że jednak czuła się samotna...Ale to kolejny zarzut...) zdecydowanie mnie zaskoczyło i zniechęciło. Przecież druga część wydanych w Polsce "Pamiętników" w dużej mierze obraca się właśnie wokół ogromniej samotności i melancholii młodej mieszkanki Wyspy, zmuszonej do opieki nad babką i wręcz uwięzionej w domu odciętym czasem miesiącami od reszty świata! Tu kolejna niezgodność: z tego, co pisała Maud, babka była surowa, zimna, nie okazywała żadnych cieplejszych uczuć małej wnuczce. Wersja Gillen jest całkiem inna: rzekomo Maud łączyły z babcią bardzo serdeczne więzi...Hmmm...

Książka napisana jest bardzo chaotycznie. Autorka "skacze w czasie", raz w przód, raz w tył, po kilka czy kilkadziesiąt lat. Do pewnych wydarzeń wraca po kilka razy, wg mnie zupełnie niepotrzebnie, bo nie miały one aż tak wielkiego znaczenia w życiu pisarki. Niektóre fakty są tylko wspomniane, czego żałuję, inne zaś zupełnie zbędnie opisane na kilka stron. Zdarza się, że autorka zaprzecza temu, co sama napisała kilka stron wcześniej...

Co mnie bardzo "uwierało" podczas lektury to cytaty bez podanego źródła. Tekstów cytowanych jest naprawdę sporo i nie wiadomo, skąd pochodzą, czy z listów, czy z pamiętników, czy jeszcze skądś indziej. Szkoda, bo może warto by było sięgnąć do ich źródeł. Poza tym to chyba dość znaczący błąd formalny, jeśli się nie mylę, źródło cytatu powinno być podane...A tu nie ma nawet żadnej bibliografii na końcu książki, nie wiadomo więc, z jakich źródeł autorka w ogóle korzystała.

Cieszę się, że biografię udało mi się wypożyczyć w bibliotece, nie musiałam jej kupować, co pewnie zrobiłabym z ciekawości, gdyby nie była nigdzie dostępna. Teraz oddam ją bez żalu.  "Pamiętniki" Montgomery, mimo, że obejmujące tylko kilka lat jej życia, są dużo ciekawsze.

poniedziałek, 1 lutego 2021

"Dzikowska: Pierwsza biografia legendarnej podróżniczki" Roman Warszewski

 Rok pierwszego wydania: 2019

Ocena: 3/6



Należę do pokolenia, które wychowywało się w towarzystwie programu "Pieprz i wanilia". W tamtych szarych i ponurych czasach, kiedy w TV nie było zbyt wiele do oglądania, a dla dzieci - tym bardziej, relacje Elżbiety Dzikowskiej i Tony'ego Halika z podróży po całym świecie były czymś niezwykłym i fascynującym.

Z zaciekawieniem sięgnęłam więc po pierwszą biografię podróżniczki. Pierwsze wrażenie? Lekkie rozczarowanie.

Niezaprzeczalnym faktem jest, że pani Dzikowska wiodła arcyciekawe życie. Dokonywała rzeczy, jakie wtedy zwykłemu obywatelowi wydawały się niemożliwe. Podróżowała po Ameryce Południowej, odwiedzała Peru i Chiny kilkakrotnie. Przemierzyła tysiące kilkometrów najróżniejszymi środkami transportu. Początkowo sama, potem w zgranym duecie z Tonym Halikiem. O swoich wyprawach najpierw pisała, potem je fotografowała, a wreszcie zaprzyjaźniła się z kamerą.

Jednak sama książka wydaje mi się chaotyczna. Takie wprawdzie prawo autora, że może pisać jak chce, ale mnie męczyły chwilami przeskoki w czasie i przestrzeni. Jeden rozdział kończy się np. opisem fatalnego stanu zdrowia pani Dzikowskiej w Peru, związanym z chorobą wysokościową, sygnałem nadjeżdżającej karetki w 2017 roku, a gdy z zapartym tchem przewracam kartkę, by sprawdzić, co dalej...nagle znajduję się w latach 60-tych XX wieku i w całkiem innym miejscu... Jest tu też sporo powtórzeń, jakby chwilami autor nie bardzo znajdował kolejne fakty do biografii i wracał do tych, które już były.

Mimo wszystko ciekawie czyta się o tak nietypowym życiu osoby, która zapewne bardzo by się męczyła, gdyby musiała żyć "normalnie".


poniedziałek, 9 listopada 2020

"Życie to jednak strata jest" Andrzej Stasiuk, Dorota Wodecka

 Rok pierwszego wydania: 2015

Ocena: 4,5/6

 


Już dawno pisałam, że lubię utwory Andrzeja Stasiuka, a jego poglądy są mi w jakiś sposób bliskie. Utwierdziła mnie w tym lektura wywiadu-rzeki, rozmowy pisarza z Dorotą Wodecką. Rozmowy poruszającej poważne, czasem trudne tematy: wiary, Boga, kościoła, tradycji, Żydów i Holokaustu, życia na wsi i w mieście, tolerancji. Stasiuk opowiada też o swojej codzienności, miłości, podróżach, przyjaciołach. Odbiera świat wszystkimi zmysłami, jest wrażliwy na przyrodę. Uciekł z miasta, pełnego bodźców, gdzie nie da się skupić i usłyszeć swoje myśli. Zaszył się na odludziu, w Beskidzie Niskim, by tam tworzyć, czuć i żyć. Zdecydował się na wolność, pozbawioną wszelkiej wygody, blichtru i prestiżu.

Stasiuk jest facetem twardo stąpającym po ziemi. Nie koloryzuje rzeczywistości, nie ubarwia wypowiedzi niepotrzebnymi przymiotnikami. Jego wypowiedzi uderzają prostotą, a jednocześnie głębią płynącą z doświadczenia.

środa, 16 września 2020

"Czarodziej z Nantes" Nadzieja Drucka

 Rok pierwszego wydania: 1963

Ocena: 4/6

 


Nie wiem, czy najpierw zaczęłam czytać "Piętnastoletniego kapitana", czy "Czarodzieja z Nantes", ale obie książki czytałam praktycznie równocześnie i zdecydowanie wpłynęło to na sposób odbierania "Kapitana..." Jestem pewna, że czytając i kolejne powieści Verne będę już stale miała w głowie obraz ich autora i wspomnienia o jego życiu.

Ze zbeletryzowanej biografii autorstwa Druckiej wyłania się bardzo ciekawa postać człowieka, który umiał pójść za swoimi marzeniami i poświęcić życie pasji, którą kochał. Miał być prawnikiem, kontynuować rodzinną tradycje. Jednak już w trakcie studiów w Paryżu, kiedy poznał Dumasa i Hugo, postanowił, że jednak sprzeciwi się woli  ojca i spróbować swoich sił jako pisarza. Długo nie mógł znaleźć wydawcy pierwszej powieści, jednak gdy ta ujrzała wreszcie światło dzienne, kariera Verne potoczyła się błyskawicznie. Jego pełne przygód książki do dziś bawią kolejne pokolenia.

Verne całe życie fascynował się nauką, techniką, śledził na bieżąco wszelkie informacje na temat nowych odkryć i wynalazków. Wiele z nich zawarł w swoich powieściach. Był też jednak wizjonerem o niesamowitej wyobraźni! Wyprzedzał epokę, opisując urządzenia czy metody ich napędzania nie znane jeszcze jemu współczesnym. Oczywiście czytając jego książki 100 lat później czytelnik,  opierając się na późniejszych odkryciach i zdobytej wiedzy, widzi wiele błędów czy niemożliwych rozwiązań. Jednak w XIX wieku powieści Verne o lotach balonem czy podróżach łodzią podwodną, można było zaliczyć do gatunku s-f. Niesamowite jest również to, że Verne, praktycznie nie podróżując po świecie, z wielką dokładnością i naukowymi szczegółami opisuje faunę, florę i różne zakątki całego świata, jedynie w oparciu o książki, wycinki z gazet i informacje możliwe do zdobycia i wykorzystania w domu.

Autor miał poczucie misji: za pomocą pióra chciał propagować wiedzę oraz wychowywać młodych czytelników na ludzi szlachetnych, prawych i odważnych. By robić to w sposób atrakcyjny, swoje wzorce i informacje naukowe oplatał w barwne, atrakcyjne przygody. Metoda ta doskonale się sprawdziła. Młodzież, ale też dorośli, na całym świecie z niecierpliwością czekała na kolejne powieści. Verne cieszył się wielką popularnością i poklaskiem już za życia. 

Niestety, w obliczu fanatycznej wręcz pasji i pracy pisarza, ucierpieli jego najbliżsi. Kochająca żona, wierna miłośniczka jego twórczości, od początku wierząca w talent męża, nie miała z niego zbyt dużej pociechy...Verne albo pisał, albo odbywał rejsy jednym ze swoich jachtów, bo tylko morze dawało mu wytchnienie...Także kontakt z jedynym synem był bardzo znikomy..Pisarz przyznawał po latach, że praktycznie nie zna swojego dziecka...Taką cenę zapłaciła rodzina za wielką kreatywność i popularność...

Książka napisana jest lekko i ciekawie. Czyta się ją jednym tchem. Jakby sama stanowiła ciekawą powieść przygodową a nie biografię;) Dodatkowym atutem książki są - umieszczone na końcu - dwa zestawienia powieści Verne'a. Pierwsze zostało uporządkowane według roku wydania, a w drugim książki uporządkowano według kontynentu, na którym dzieje się akcja.

środa, 13 maja 2020

"Ja także żyłam! Korespondencja" A. Lindgren, L. Hartung

Rok pierwszego wydania: 2016
Ocena: 4


Astrid Lindgren nie trzeba nikomu przedstawiać. Jednak druga z autorek listów jest osobą raczej nieznaną. Tak naprawdę pamięć o niej przetrwała jedynie dzięki korespondencji z pisarką.
Dwie kobiety, którym przyszło żyć w powojennej Europie. Jedna z nich-szwedzka autorka już wtedy popularnych książek dla dzieci, które miały przejść do kanonu klasyki, matka i żona (potem już wdowa). Druga-Niemka, zajmowała się edukacją i propagowaniem czytelnictwa wśród dzieci, rodziny nigdy nie założyła.
Po raz pierwszy spotkały się w 1953 roku, kiedy to Astrid została zaproszona do Berlina na spotkanie promujące literaturę dla dzieci i młodzieży. Od pierwszej chwili coś między nimi zaiskrzyło. Zbliżone wiekiem, różnił je styl życia, doświadczenia życiowe. Połączyła miłość do książek i kultury. Ale nie tylko. Po tym spotkaniu zaczęły do siebie pisać. Jedna po szwedzku, druga po niemiecku.Opowiadały sobie w listach o wszystkim, o problemach ze zdrowiem, problemach w pracy, chorobie rodziców, rozwodzie dziecka, o codziennych zajęciach. Louise przesyłała nie raz Astrid piękne kwiaty czy jakieś drobiazgi. Astrid słała Louise swoje książki, czasem prosząc ją o recenzję lub korektę. Wyrażały swoją troskę o tą drugą, zapewniały o tęsknocie, planowały spotkania.
Ciekawa, chwilami zaskakująca lektura, pozwalająca zajrzeć do prywatnego życia lubionej pisarki.

środa, 13 listopada 2019

"Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak" Anna Kamińska

Rok pierwszego wydania: 2015
Ocena: 5/6


Miała być czwartym Kossakiem. Dziedzicem palet i pracowni po słynnych przodkach malarzach. Wbrew oczekiwaniom całej rodziny urodziła się dziewczynką. Do tego słabowitą, chorowitą, z rozszczepem podniebienia, nieładną...Wychowana w dziwnym domu, w którym nie okazywało się uczuć, w zimnej atmosferze, z zachowaniem sztywnych zasad savoir vivru. Zawsze w poczuciu bycia tą gorszą od siostry. Całe życie starała się udowodnić, że jednak jest w czymś dobra. Że zasługuje na noszenie nazwiska Kossak.
Od dzieciństwa kochała zwierzęta. Po kilku próbach studiowania na różnych kierunkach zdecydowała, że to z biologią, ze zwierzętami chce związać swoje zawodowe życie. Zaraz po skończeniu studiów podjęła pierwszą pracę w Białowieży i szybko wprowadziła się do Dziedzinki, leśniczówki w sercu Puszczy Białowieskiej. Tu odnalazła spokój, radość, pokochała to miejsce od pierwszego spojrzenia. Bez wody, bez prądu, za to w otoczeniu ukochanych zwierząt, spełniła swoje marzenie o życiu innym niż to w Krakowie.
Autorka zbierała materiały do książki przez kilka lat. Pisała ją głównie w oparciu o rozmowy z osobami znającymi Simonę, ale także jej wypowiedzi. Wyłania się z nich obraz osoby całe życie walczącej. O akceptację, o prawo do życia na własnych warunkach, o dobro zwierząt. Simona nie była człowiekiem łatwym we współżyciu. Zraniona i odrzucona w dzieciństwie przez najbliższych, nie umiała zaufać, budować więzi, głębokich relacji.
Książka podzielona jest na dwie części, dotyczące życia w Krakowie i Białowieży. Zachowana jest chronologia, co ułatwia czytanie. Ze względu na to, że Simona Kossak była naukowcem, czytelnik może poznać sporo tematów jej zainteresowań i badań, dowiedzieć się w skrócie o ich przebiegu, efektach.
To bardzo dobrze, ciekawie napisana biografia. Tekst uzupełniają zdjęcia, dzięki którym możemy bliżej poznać bohaterkę oraz warunki, w jakich żyła:)

wtorek, 12 listopada 2019

"Moje Camino" Zeno Howiacki

Podtytuł: Dziennik uczuć prowadzony w drodze do Santiago de Compostella

Rok pierwszego wydania: 2012
Ocena: 3/6


Zapis bardzo osobistych przeżyć autora z trwającego pięćdziesiąt dni pielgrzymowania szlakiem wiodącym do grobu św. Jakuba.
Zeno Howiacki ma za sobą trudną, traumatyczną przeszłość. Katowany w dzieciństwie przez ojca, wieloletni alkoholik, który nie miał żadnych wzorców duchowych ani wsparcia psychicznego. Po wielu terapiach, kilkunastu latach abstynencji, samobójczej śmierci matki, postanawia wyruszyć na samotną pielgrzymkę by odnaleźć siebie. Albo stworzyć nowego siebie. Borykając się z różnymi schorzeniami fizycznymi, każdego dnia pokonuje swoje słabości i odradza się duchowo.
Początkowo sporządza notatki dla siebie, w którymś momencie postanawia wydać je w formie książkowej. Opowiada o napotkanych osobach, z którymi się zaprzyjaźnia, o miejscach noclegowych, widokach,  o swojej trudnej przeszłości.

Autor nie jest pisarzem, nie ma na pewno fachowego przygotowania do pisania. Jego zapiski są bardzo proste, często kulejące. Jednak nie można im zarzucić braku spontaniczności i szczerości.
Uważam jednak, że przed wydaniem tekst powinien być poddany korekcie. Wiele błędów stylistycznych, interpunkcyjnych czy wręcz literówek, mocno rzuca się w oczy.

wtorek, 12 lutego 2019

"Dziedzictwo. Historia prawdziwa" Philip Roth

Rok pierwszego wydania: 1991
Ocena: 4/6


Wstrząsająca, bardzo intymna, szczera autobiograficzna opowieść o okresie choroby ojca autora. Rozpoczyna się w momencie, gdy staruszek doświadcza paraliżu połowy twarzy, co lekarze diagnozują jako porażenie nerwu. Jednak okazuje się, że przyczyną niedyspozycji jest rozległy guz mózgu. Autor towarzyszy ponad osiemdziesięcioletniemu ojcu w badaniach, wizytach w szpitalu. To on musi poinformować bliską osobę o diagnozie. Lęk, ból, bezradność zbliżają obu mężczyzn. Między ojcem i synem rodzi się niepowtarzalna więź.
Równocześnie autor wspomina nagłą śmierć matki kilka lat wcześniej. Jest świadkiem wielkiej samotności ojca. Musi mu pomóc odnaleźć się w nowym życiu, ale także w prostych czynnościach niezbędnych w codzienności, które do tej pory wykonywała żona.
To bardzo trudna książka. Autor bez patosu i "owijania w bawełnę" opisuje, jak choroba wyniszcza organizm jego ojca i mienia jego zachowanie. Poznajemy też emocje i odczucia mężczyzny, który musi patrzeć na powolne odchodzenie bliskiej osoby.
Rodzi się pytanie: czy autor miał prawo pisać o tak intymnych sprawach dotyczących drugiej osoby?
Na pewno książka jest ważna dla tych, którzy przeżyły podobną sytuację lub aktualnie w niej trwają. Być może pomaga oswoić emocje, zarówno autorowi, jak i czytelnikowi.
Książka napisana jest stylem pozbawionym zbędnych opisów, zwłaszcza emocji. Jest jak sucha relacja z pewnego okresu w życiu.

środa, 9 stycznia 2019

Pamiętniki L.M. Montgomery

Uwielbiam książki o Ani z Zielonego Wzgórza. Od czasów dzieciństwa pierwszy tom przeczytałam dobrych kilka razy, znam go już prawie na pamięć, a przez całą serię przebrnęłam co najmniej dwa razy i na pewno jeszcze do niej wrócę.
Dlatego też wielką niespodzianką było dla mnie natrafienie na dwa tomy dzienników L.M. Montgomery. Dziwię się, że wcześniej nawet o nich nie słyszałam!


Tom pierwszy, zatytułowany "Krajobraz dzieciństwa", ukazał się drukiem dopiero w 1985 r, a w Polsce kolejne 11 lat później. Opiewa nastoletnie lata Maud (na co dzień pisarka posługiwała się drugim imieniem). Może nieco rozczarowywać i nudzić, gdyż głównym tematem jest tu życie towarzyskie dziewczynki-spotkania z koleżankami, niewinne ploteczki podlotków, spacery, nabożeństwa itd. Montgomery była wychowywana przez dziadków (być może to oni byli pierwowzorami Maryli i Mateusza?) , po tym jak została osierocona przez matkę w wieku niespełna dwóch lat, a ojciec założył drugą rodzinę w innym mieście. Jednak w pamiętnikach nie znajdziemy zbyt wielu wzmianek o życiu rodzinnym, o relacjach z opiekunami. Niewiele pisze też Maud o macosze i przyrodnim rodzeństwie, z którymi mieszkała przez rok. Wspomina jedynie, że trudno jej było żyć w zgodzie i przyjaźni z drugą żoną ojca. Jednak z tatą do końca jego życia łączyła ją bliska i głęboka więź, mimo odległości, jaka ich dzieliła.



Druga część dzienników jest zupełnie inna. Wyłania się tu obraz dojrzewającej i dojrzałej kobiety. Obraz, który przyznam, bardzo mnie zaskoczył. Znając pogodną Anię Shirley, czytając pełne ciepła książki o jej przygodach, miałam wyobrażenie o ich autorce jako osobie pozytywnej, romantycznej i optymistycznej. Tymczasem poznałam kobietę bardzo samotną, zgaszoną, często popadającą wręcz w rozpacz. Być może dziś jej stan zostałby określony jako depresja, jednak 100 lat temu pojęcie to nie było jeszcze znane...
Po kilku latach pracy jako nauczycielka, po burzliwym, utrzymywanym w wielkiej tajemnicy romansie, zerwanych zaręczynach z niekochanym mężczyzną, po śmierci dziadka Maud zmuszona była wrócić do Cavendish, by zaopiekować się babcią. Starsza kobieta była osobą bardzo staroświecką, apodyktyczną i surową. Nie pozwalała wnuczce na spotkania z rówieśnikami, skazując ją praktycznie tylko na swoje towarzystwo. Maud, osoba otwarta, ciekawa świata, pełna młodzieńczej energii i zapału, została "uwięziona" w  domku na Wyspie Księcia Edwarda. Dusiła się w atmosferze  małego miasteczka, w którym prawie nic się nie działo. Jedynym jej ratunkiem i pocieszycielem były książki, które czytała w takich ilościach, jakie tylko trafiały w jej ręce. Niestety, na przełomie XIX i XX wieku nie było to dobro ogólnie dostępne, zwłaszcza na wyspie odciętej często od świata na wiele zimowych miesięcy...
Od wczesnej młodości Maud próbowała swoich sił w pisarstwie. Zaczynała od krótkich opowiadań pisywanych do gazet. Z czasem to właśnie powieści, opowiadania i artykuły stały się źródłem jej dochodu. Poświęcała pracy mnóstwo czasu, którego i tak miała w nadmiarze.
Dziennik stał się wiernym powiernikiem wszelkich smutków i złych nastrojów Maud. Rzadko pisywała o pozytywnych emocjach, raczej był to sposób na radzenie sobie z negatywnymi stanami ducha. Dawała tu też wyraz swojemu zamiłowaniu do przyrody, które później stało się tak charakterystyczną cechą Ani z Zielonego Wzgórza.

Lektura pamiętników była dla mnie niesamowitą, niezapomnianą przygodą. Mimo, że przygnębienie Maud wyziera dosłownie z kartek i wdziera się w duszę czytelnika, warto poznać bliżej tę kobietę, której powieści są wciąż czytane przez kolejne pokolenia.

piątek, 26 października 2018

"Nanga Dream: Opowieść o Tomku Mackiewiczu" Mariusz Sepioło

Rok pierwszego wydania: 2018
Ocena: 3/6


Po akcji ratunkowej, którą żyła cała Polska kilka miesięcy temu, nazwisko Mackiewicza jest znane chyba większości. Himalaista, bohater. Człowiek, o którym wcześniej nikt za bardzo nie słyszał, nagle trafia na pierwsze strony gazet i do najświeższych wydań newsów telewizyjno-internetowych.
Kim był tak naprawdę? W "Nanga Dream" poznajemy Tomka - małego chłopca, wychowywanego na wsi przez dziadków, wolnego, nie poddającego się żadnym schematom. Poznajemy nastolatka, który nie potrafi się odnaleźć w nowym życiu w Częstochowie. Buntuje się, nie chce się uczyć, trafia w środowisko mocno patologiczne. Alkohol, narkotyki, leczenie w Monarze, próby powrotu do "normalnego" życia. Wyjątkowo wrażliwy człowiek? A może leniwy buntownik, który niechęć do pracy, wysiłku i jakiegokolwiek przystosowania się ubiera w ideologiczne frazesy?
Wyjątkowo drażniła mnie ta książka. Po pierwsze: jakoś nie odbieram Mackiewicza jako bohatera, a raczej egoistę. Po drugie: zniechęcił mnie styl pisania Sepioło. Mam wrażenie, jakby chciał "na szybko" wykorzystać gorący temat. Powycinał mnóstwo fragmentów rozmów, wypowiedzi, filmików (wyjątkowo bogata bibliografia na końcu książki...), wymieszał je i próbował zrobić z tego bestseller, trafiający do ludzkich emocji. W książce jest wg mnie chaos. Mieszają się wątki, w opowieść o dzieciństwie wkrada się fragment o alpinizmie. Pojawia się dużo dygresji, niepotrzebnych wątków, postaci. Zabrakło za to jakiś głębszych przemyśleń.
Zmęczyła mnie ta książka.

wtorek, 16 października 2018

"Sowa Wesley" Stacey O'Brien

Rok pierwszego wydania: 2009
Ocena: 4/6


O'Brien, młoda badaczka, pracuje naukowo z sowami w Caltech. Pewnego dnia potrzebna jest stała opiekunka dla małej, kilkudniowej sówki, rannej i bezbronnej, nie mającej szans na samodzielne życie na wolności. Stacey podejmuje bardzo odpowiedzialną i wiążącą decyzję. Bierze Wesleya do domu, organizuje mu odpowiednie warunki do rozwoju i opiekuje się nim przez kolejne 19 lat! Stają się sobie bardzo bliscy, Wesley traktuje Stacey jak matkę, uczy się od niej wielu nietypowych dla sowy płomykówki rzeczy, choćby kąpania się w wodzie;) Kobieta zaś porównuje życie z sówką do wychowywania dziecka. Przez długi czas nie może nigdzie zostawić Wesleya, nosi go ze sobą w odpowiednio przygotowanym pudełku, gdyż każda rozłąka jest powodem przeraźliwego skrzeku sówki! Przystosowuje się do trybu życia nocnego zwierzęcia.
 Nie da się ukryć, że oprócz wielu przyjemnych, wesołych chwil, wspólne życie niesie też pewne utrudnienia, jak choćby staje na przeszkodzie związkom z mężczyznami, którzy nie są skłonni godzić się na życie z sową u boku przez kolejnych kilkanaście lat...Zwłaszcza, że sowa ta odżywia się...nieżywymi myszami, z kośćmi i futrem (wypluwanymi po strawieniu posiłku...), które często  trzeba jej zabić i odpowiednio pokroić. Tylko zagorzały biolog-naukowiec jest w stanie znosić takie rzeczy;)
Książka jest bardzo intymnym zapisem wspólnego życia Stacey i Wesleya. Opowieścią o niesamowitej więzi człowieka i zwierzęcia. Oczywiście wychowywanie sowy było dla badaczki znakomitą możliwością obserwacji zwyczajów sowy. Jednak o wiele większe znaczenie miała chyba przyjaźń i bliskość, jakie ich połączyła. Wrażenie robi odpowiedzialność i oddanie młodej kobiety. Można powiedzieć, że Wesley uratował jej życie, gdyż w obliczu ciężkiej choroby postanowiła walczyć o zdrowie i życie właśnie dla niego, by nie zostawić go samego i nie zawieść.
Z reguły nie doceniamy inteligencji ptaków i jeśli decydujemy się na ich hodowlę, traktujemy raczej jako ozdobę niż przyjaciół. Ta opowieść, niezwykłe źródło informacji o sowach, jest dowodem na to, że ptasi móżdżek jest w stanie ogarnąć dużo więcej niż nam się wydaje:)
W książce znajdziemy wiele zdjęć głównych bohaterów, co umila lekturę i daje lepsze wyobrażenie o Wesleyu.

piątek, 14 września 2018

"Tysiąc dni w Wenecji" Marlena de Blasi

Rok pierwszego wydania:
Ocena: 3+/6


Spotkali się pewnego dnia. Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością. Ona Amerykanka, turystka zwiedzająca Wenecję z przyjaciółmi. Rozwiedziona matka dorosłych dzieci, mistrzyni kuchni. On-rodowity Wenecjanin. Wystarczyło, że na nią spojrzał i się zakochał...Za pierwszego jej pobytu w Wenecji zniknęła mu z oczu, jednak po kilku miesiącach, gdy wróciła zwiedzać miasto, już nie pozwolił jej odejść. Gdy ona wraca do Stanów, on po kilku dniach leci za nią. Ona zna po włosku kilka słów, on po angielsku niewiele więcej. A jednak postanawiają zacząć wspólne życie. On wraca do Wenecji, by przygotować "grunt", ona rzuca całe swoje dotychczasowe życie-sprzedaje dom, knajpę, zostawia w Ameryce dzieci i przenosi się do Wenecji, by zamieszkać z Nieznajomym, jak nazywa wybrańca swego serca. Okazuje się, że jego mieszkanie to zapuszczona nora, w której jej trudno się odnaleźć. Okazuje się, że na ich drodze do wymarzonego ślubu piętrzy się mnóstwo przeszkód, a codzienne życie w uroczej Wenecji i charaktery sympatycznych Włochów nieco odbiegają od jej wyobrażeń. A jednak im się udaje. Skleić dwa samotne życia w jedno wspólne. Twierdzą oboje, że szczęśliwe:)
Szalona to historia. Nie raz się zastanawiałam, jak można się tak "rzucić na główkę" w nieznane. Zostawić wszystko i bez znajomości języka i kultury zamieszkać w obcym kraju z praktycznie nieznajomym mężczyzną...I nie można tego uznać za wybryk szalonej wczesnej młodości, bo oboje byli już mocno dojrzałymi ludźmi.
To zbeletryzowana autobiograficzna opowieść o tym, jak autorka próbuje zacząć nowe życie w nowym kraju z nowym mężem;)
Książka napisana jest lekko, z pewną dozą humoru. Jedyne, co mnie drażniło, to dość lekceważący stosunek Amerykanki do Włochów i wszystkiego co włoskie, traktowanie ich z góry i nie bardzo uzasadnione poczucie wyższości. Jednak byłam w stanie przejść nad tym do dalszej lektury, która intrygowała mnie odwagą narratorki i jej życiowymi perturbacjami.
Powieść bardzo przypomina mi "Brudną robotę", podobna życiowa rewolucja i determinacja:)

środa, 5 września 2018

"Pełnia życia" Agnieszka Maciąg

Rok pierwszego wydania: 2016
Ocena: 5+/6


Dar od kobiety dla kobiet.
Agnieszka Maciąg dzieli się swoimi doświadczeniami, jak osiągnęła pełnię życia. Jak sama mówi, jest tylko pośrednikiem. Przekaźnikiem Dobrej Energii, która płynie do niej z Nieba, a którą chce się dzielić z innymi kobietami, by mogły doświadczyć tego, co ona.
Pierwsza część książki to autobiograficzna opowieść o życiu "przed" i "po" przebudzeniu. Autorka, można powiedzieć, miała wszystko, o czym marzy wiele dziewczyn: sławę, pieniądze, dziecko, szczęśliwy związek, podróżowała po całym świecie. A jednak czuła wewnętrzną pustkę i ból. Wreszcie się poddała, zawierzyła w pełni Boskiemu prowadzeniu, bo sama nie wiedziała już co robić, by poczuć pełnię. Tak zaczęło się jej nowe życie, pełne cudów, przemian, spokoju i szczęścia.
W drugiej i trzeciej części pani Agnieszka dzieli się tym, co robi na co dzień, dążąc do dalszego rozwoju. Porusza mnóstwo ciekawych tematów, które dla mnie będą wytycznymi do dalszego poszukiwania i zgłębiania. Zioła, homeopatia, medytacja chrześcijańska, modlitwa, joga, zdrowe odżywianie - to tylko niektóre z nich. Podaje konkretne metody, które sprawdziły się w jej przypadku. Jednak nie narzuca swojego zdania, nie raz podkreśla, że to, co dobre dla niej, nie musi być dobre dla innych.
Książka napisana jest niezwykle ciekawie, bez zbędnego patosu, zadufania, ale i bez naiwności i infantylności. Autorka powołuje się na wiele tytułów, cytuje osoby, które były dla niej autorytetami na drodze poszukiwania wewnętrznego spokoju.
Tekst opatrzony jest wieloma fotografiami, a całość wydana jest po prostu pięknie. Samo obcowanie z tą książką jest czystą przyjemnością, a czytanie wlewa spokój do duszy:)
"Pełnia życia" trafiła w moje ręce w momencie, kiedy bardzo potrzebowałam takiego przewodnika. To był odpowiedni czas na taką lekturę. Być może nie jestem w związku z tym obiektywna. Nie spotkałam się jednak do tej pory z taką radosną i szczerą afirmacją chrześcijaństwa w wykonaniu polskiej celebrytki czy celebryty.
Mam nadzieję, że słowa pani Agnieszki pomogą kolejnym kobietom, jak to ma miejsce do tej pory.
Ja już szukam kolejnych jej książek, zarówno wcześniejszych jak i ostatnio wydanej:)

czwartek, 23 sierpnia 2018

"Chłopiec duch" Martin Pistorius

Rok pierwszego wydania: 2011
Ocena: 4/6


Martin był wesołym, zdrowym, szczęśliwym chłopcem do czasu, kiedy w wieku dwunastu  lat zachorował na tajemniczą chorobę, która pozbawiła go świadomości. Zaczęło się od bólu gardła, potem zaczęła szwankować pamięć, zanik mięśni powodował przykurcze. Ponad rok lekarze próbowali postawić diagnozę, jednak bezskutecznie. Przyznali się do porażki i namawiali rodziców do oddania Martina do ośrodka opieki i zajęcia się swoim życiem. Jednak ojciec nie stracił nigdy nadziei, podjął się mozolnej opieki nad synem. A ten, po kilku latach nieświadomości, zaczął niespodziewanie wracać do życia. Tyle, że jego ciało zupełnie odmówiło współpracy. Był chłopcem-duchem, świadomym tego, co się wokół działo, myślącym, jednak jakby niewidocznym dla innych osób, przekonanych, że jest rośliną bez kontaktu z otoczeniem. Dopiero jedna z opiekunek zauważyła subtelne oznaki świadomości w niekontrolowanych ruchach ciała chłopca. I tak zaczęła się walka o nawiązanie z nim kontaktu za pomocą nowoczesnych (na tamte czasy, czyli pierwsze lata XXI wieku) urządzeń do komunikacji alternatywnej i wspomagającej. Dzień po dniu, dzięki bardzo ciężkiej pracy i oddaniu rodziny Martin mógł zacząć wychodzić ze skorupy swego ciała, zacząć podejmować podstawowe decyzje dotyczące swojego codziennego życia, a wreszcie zacząć brać aktywny udział w życiu społecznym.
Jest to poruszająca autobiografia człowieka, który wiele lat przeżył w więzieniu niesprawnego ciała. Opisuje tu emocje, trzy Furie swojego życia: Frustrację, Trwogę i Samotność, determinację, nadzieję i walkę o powrót do świata. Opowiada też o relacjach w rodzinie dotkniętej nieszczęściem -nie ominęły jej kryzysy, związane z beznadzieją czy poczuciem winy. I o wielkiej miłości rodzicielskiej, determinacji mimo rozpaczy.
Książka robi wrażenie. Budzi emocje. Momentami tak silne, że trzeba ją na chwilę odłożyć, by zaczerpnąć głębszy oddech...