Rok pierwszego wydania: 1899
Ocena: 4/6
Po raz kolejny przekonuję się o tym, że lektury szkolne czytane w wieku dojrzałym, mają zupełnie inny odbiór. To zachęca mnie do sięgania po kolejne. Od wielu miesięcy klasyka literatury polskiej i zagranicznej staje mi się coraz bliższa, wypierając z powodzeniem współczesne powieści.
Dziś sięgnęłam po krótkie opowiadanie Marii Konopnickiej, przedstawicielki pozytywizmu.
"Dym" to piękna opowieść o miłości matczynej. Na pewno inaczej odbierana z perspektywy matki młodego chłopaka niż nastolatki:)
Wdowa i jej jedyny syn Marcyś mieszkają w ubogiej izdebce na facjatce. Żyją bardzo skromnie, ale szczęśliwie. Chłopak pracuje jako kotłowy w pobliskiej fabryce, a kobieta z okna obserwuje dym unoszący się z wielkiego komina, zwiastujący, że wszystko jest w porządku z jej dzieckiem. W południe Marcyś widzi cieniutkie pasemko dymu unoszące się nad facjatką i wie, że stara,ukochana matka szykuje dla niego obiad. Dwa dymy łączą się gdzieś w przestrzeni jak dwa oddechy.
Pewnej nocy Marcysia obudził koszmarny sen, budzący lęk w sercach obydwojga tak bliskich sobie osób. Tego dnia w fabryce wydarzył się wypadek, w skutek którego zginął młody kotłowy.
Ta krótka historia to nie tylko obraz życia miasta w końcu XIX wieku, biedy i ciężkiego losu. To przede wszystkim zapis pełen ciepła, bliskości. Uczuć, które towarzyszą trudnej codzienności, które osładzają mozolne, proste czynności, powodując, że zwykły barszcz staje się wyrazem miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz