Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lit. hiszpańska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lit. hiszpańska. Pokaż wszystkie posty

środa, 31 marca 2021

"Todo modo" Leonardo Sciascia

 Rok pierwszego wydania: 1974

Ocena: 3/6



Lata 70-te XX wieku. Dziwny hotel-pustelnia, gdzieś w Hiszpanii. Trafia tu przypadkowo narrator, niewierzący, dość znany artysta malarz. Od prowadzących hotel księży dowiaduje się, że nie jest mile widziany, gdyż następnego dnia mają się rozpocząć rekolekcje dla dostojników kościelnych, wysoko postawionych osobistości świata polityki, finansów i przemysłu. Udaje mu się jednak uzyskać zgodę na uczestniczenie w naukach, a raczej-na obserwowanie towarzystwa. 

Narrator nie ukrywa zaskoczenia. Rekolekcje są tylko przykrywką dla różnych porachunków, przepychanek o podział władzy, a nawet swobody seksualnej.  Gdy w trakcie religijnych rytuałów dochodzi do morderstwa, na wszystkich pada blady postrach. Nie tyle z powodu potencjalnego podejrzenia o sprawstwo, co raczej ze względu na zdemaskowanie faktycznego miejsca pobytu i zajęć notabli.

Autor posługuje się ironią, metaforą, by poddać analizie kryzys zarówno kościoła, jak i całej Europy Zachodniej. 

Sięgając po tą małą, niepozorną książeczkę, miałam dość duże oczekiwania, po recenzjach, jakie przeczytałam. Niestety, rozczarowałam się. Usilnie szukałam drugiego dna, zwłaszcza jakiś przemyśleń filozoficzno-religijnych. Ale nic takiego nie znalazłam. Mimo to lektura 170 niewielkich stron była ciekawym zanurzeniem się w innym, minionym świecie i całkiem odmiennym od współczesnego stylu.

poniedziałek, 22 października 2018

"Światła września" Carlos Luiz Zafon

Rok pierwszego wydania: 1995
Ocena: 3+/6


Po śmierci męża, życie pani Sauvelle i dwójki jej dzieci popada w ruinę. Poznają, co to bieda, ciężka praca, głód. Gdy w 1936 roku kobieta dostaje propozycję pracy w zamku wynalazcy i producenta mechanicznych zabawek na francuskiej prowincji na wybrzeżu, przyszłość wreszcie zaczyna się jej jawić w jaśniejszych barwach.
Pierwsze spotkanie z nowym pracodawcą robi niesamowite wrażenie zarówno na niej, jak i na jej dzieciach. Tajemnicza budowla pełna jest szokujących, mechanicznych urządzeń i postaci, patrzących na przybyłych swoimi sztucznymi oczami.
Kilkunastoletnia Irene poznaje Ismaela, mieszkańca pobliskiej wioski. Szybko łączy ich przyjaźń, wystawiona na próbę przez makabryczne wydarzenia, jakie mają miejsce w lesie dzielącym zamek od domu wynajętego przez rodzinę Sauvelle. Chłopak zabiera Irene na wycieczkę do opuszczonej latarni morskiej, w której, zgodnie z legendą, pojawiają się tajemnicze światła września w każdą rocznicę tragicznej śmierci młodej kobiety. Irene znajduje stary dziennik zaginionej kobiety. A okolicy zaczyna krążyć czarny, groźny cień. Jego historię zna tylko wynalazca mechanicznych zabawek. Cień zagraża życiu mieszkańców zarówno zamku, jak i małego domku na wybrzeżu...Ismael i Irene próbują stawić mu czoła i zapobiec kolejnym nieszczęściom.
To powieść bardziej młodzieżowa niż "dorosła". Zafon buduje napięcie, tworzy klimat grozy i mroku, czego odzwierciedleniem jest nawet przykuwająca uwagę okładka.  Czyta się szybko, ciekawie, ale na pewno nie ma tu głębszych przemyśleń ani ponadczasowych wartości. To tylko czytadło, napisane prosto i przyjemnie, do pochłonięcia w dwa wieczory.

sobota, 19 marca 2016

16(286) Książę Mgły

Autor: Carlos Ruiz Zafon
Ocena: 4/6
Wydawnictwo:

"Cień wiatru" Zafona to powieść, która przeczytana dwa razy tkwi w mojej głowie wciąż i wciąż. Nie treścią, a klimatem, mglistym, mrocznym i tajemniczym zawładnęła moimi myślami. Do dziś, choć czytałam ją lata temu, gdy idę zamgloną pustą uliczką, a rozproszone światło latarni tylko odrobinę rozpędza ciemność, od razu przypomina mi się "Cień wiatru". Dlatego też z wielką nadzieją sięgnęłam po "Księcia Mgły", tym bardziej, że tajemnicza okładka zapowiadała podobny klimat. Jednak się zawiodłam...
Jest rok 1943. Rodzina Carverów- zegarmistrz z żoną i trójką dzieci -  przenosi się z ogarniętego wojną miasta do prowincjonalnego miasteczka nad Atlantykiem. Kupują dom na samej plaży, w którym wcześniej mieszkał doktor z żoną i wyczekanym synkiem. Jednak w wyniku niezrozumiałego wypadku dziecko zginęło w wieku lat 7. Po przybyciu Carverów zarówno w domu, jak i w okolicy zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Już od momentu przybycia mają miejsce niewytłumaczalne zjawiska: zegar na dworcu chodzi do tyłu, a do Iriny przybłąkuje się kot o niesamowitym spojrzeniu. Syn zegarmistrza, 13-letni Max, poznaje nieco starszego Rolanda i jego przybranego dziadka, latarnika. Starszy mężczyzna opowiada dzieciom historię zatopionego statku, z którego jedynie on się uratował i o czarowniku - Księciu Mgły, który od dziesiątków lat spełnia marzenia ludzi, żądając jednak w zamian dotrzymania obietnicy zawsze bardzo brzemiennej w skutki. Okazuje się, że Książę Mgły, uznany za zaginionego, znów zaczyna działać. Ktoś ma jeszcze dług do spłacenia... Co wspólnego mają filmy znalezione w nowo kupionym domu, ogród z dziwnymi posągami, wrak statku i tajemniczy Książę Mgły? Magia i niebezpieczeństwo tej zagadki pochłaniają Maxa i jego towarzyszy bez reszty. Tylko kim naprawdę jest Roland???
Powieść pełna jest nierzeczywistych opowieści i zdarzeń. Nie wiadomo, co jest realne, a co tylko wytworem wyobraźni lub snem. Autor potrafi tworzyć scenerię grozy i sytuacje trzymające w napięciu.
Minusem jest fakt, że wg Autor kilka razy pomylił chronologię. Raz pisze o danej scenie, że ma miejsce w dniu przybycia do miasteczka rodziny Carverów, by pół strony dalej określić tą samą sytuację jako wydarzenie dwa dni po przyjeździe.
I zakończenie -czegoś mi w nim zabrakło. To, że nie ma happy endu, to nic. Raczej oczekiwałam czegoś mniej oczywistego niż się stało.

czwartek, 17 lipca 2014

48(168) Życie Pi

Autor: Yann Martel
Ilość stron: 400
Ocena: 4/6
Źródło:biblioteka

Szesnastoletni Pi jako jedyny ratuje się po katastrofie statku płynącego z Indii do Ameryki. Przez kilka miesięcy dryfuje po oceanie na szalupie w towarzystwie tygrysa bengalskiego.
Przyznam, że spodziewałam się po tej książce całkiem czegoś innego i dużo więcej. Rewelacyjne recenzje na blogach zachęciły mnie do czytania tej baśniowej opowieści. Jednak oczekiwałam wielkiej alegorii, rozważań filozoficzno-religijnych. Nic z tych rzeczy. Alegoria pojawia się na kilku ostatnich stronach i to one tak naprawdę dają cokolwiek do przemyślenia. Reszta to zwyczajna opowieść w stylu Robinsona Cruzoe, do tego pisana wręcz słabym stylem i językiem. Ciągnąca się niemiłosiernie, płytko relacjonująca kolejne dni wali o przetrwanie.Jedyne, co może bronić książki to spojrzenie na nią przez pryzmat psychiki człowieka. Przy porównaniu dwóch wersje tej samej historii, zaskakujące jest, jak silnie działa mechanizm wyparcia, jak bardzo mózg broni się przed zbyt silnymi bodźcami, które mogłyby zabić lub prowadzić do obłędu. Dzięki przetransponowaniu brutalnych, przerażających okoliczności w baśniową fikcję, tytułowy Pi mógł w dorosłym życiu normalnie funkcjonować. A cała historia zakończyć się happy endem.
Być może dzięki zakończeniu książka nie uleci zbyt szybko z mojej głowy.
Przede mną film, mam nadzieję, że przynajmniej wizualnie zachwycający. Bo na filozofię już nie liczę.