Rok pierwszego wydania: 1993
Ocena: 4/6
Wstrząsający pamiętnik dziewczyny, która zgodnie z zapisem na karcie przyjęcia, dobrowolnie zgłasza się do szpitala psychiatrycznego ze stanem depresyjnym. Zagubiona, wystraszona dziewiętnastolatka daje się wsadzić do taksówki nowo poznanemu psychiatrze i odwieźć do kliniki. Przekonana, że spędzi w nim dwa tygodnie, opuszcza szpital po dwóch latach.
Po latach spisuje swoje przeżycia, doświadczenia, obserwacje. Opowiada o innych pacjentkach, ich zachowaniach. Krótkie rozdziały to jakby migawki z życia w miejscu, gdzie zacierają się granice między normalnością i odmiennością.
Wniknięcie w psychikę osób dotkniętych chorobą psychiczną jest wstrząsające. Opowieść pisana jest prostym językiem, stanowi raczej relację niż analizę, pozbawiona opisów emocji, pozwala czytelnikowi stanąć w roli obserwatora.
"Przerwana lekcja muzyki" to tytuł obrazu Vermeera, który zapadł w pamięć autorki. Tak samo jak zostało przerwane na chwilę życie bohaterki dzieła, tak samo jedna chwila przerwała życie Susanny Kaysen. Zatrzymało się ono, jedna chwila zmieniła wszystkie następne, pobyt w szpitalu zdeterminował resztę jej życia.
Autobiograficzność książki sprawia, że staje się ona jeszcze bardziej przejmująca i dająca do myślenia.
sobota, 21 grudnia 2019
piątek, 20 grudnia 2019
"Noelka" Małgorzata Musierowicz
Rok pierwszego wydania: 1992
Ocena: 4/6
To jedna z moich ulubionych świątecznych książek. Wracam do niej co kilka lat z tą samą przyjemnością.
Dlaczego?
Bo nie ma w niej słodyczy w dawce wywołującej mdłości.
Bo jest taka "prawdziwa" i życiowa.
Bo jest w niej ciepełko Borejkowej kuchni, zapach smażonego karpia, ubieranie choinki.
Bo w "Noelce" w Wigilię nie pada śnieg tylko leje deszcz, więc jest tym bardziej "prawdziwie" ;)
Siedemnastoletnia, wychowywana bezstresowo przez trzech mężczyzn Elka czeka na kolejną wieczerzę Wigilijną. Jednak tym razem w ostatniej chwili okazuje się, że wszystko się dzieje nie tak, jak zwykle, nie tak, jak ona chce. Dziadek przepędza dziwnego adoratora, tata informuje, że po szybkiej kolacji wychodzi na drugą, zaproszony przez "jakąś babę" (Gabrysię Borejko), a dwaj starsi panowie czekają na wizytę tajemniczej Terpentuli, bliskiej znajomej z ich odległej młodości. Elka czuje się zdruzgotana, zapomniana przez wszystkich, a tak naprawdę wyłazi z niej egoizm rozkapryszonego dziecka, które zawsze skupiało na sobie uwagę.
Wybiega wściekła z domu i rusza na poszukiwania księcia na harleyu. Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności trafia do Gwiazdora w kryzysowej sytuacji, potrzebującego natychmiast Aniołka-towarzysza wieczornych wizyt w domach na Jeżycach. Tym sposobem Elka poznaje życie, jakiego do tej pory nie była świadoma.
Równocześnie w mieszkaniu Borejków trwają gorączkowe przygotowania do spotkania z narzeczonym i przyszłą teściową Idy i do bożonarodzeniowego ślubu. W ostatniej chwili przyszłej pannie młodej przypomina się, że nie kupiła butów! A że nóżkę ma nietypową, jest to nie lada problem...
Noelka to lektura, do której chce się uciec od pyrkoczącej w garnku kapusty i szorowania łazienki. Jest w niej to wszystko, za co tak lubię starsze tomy Jeżycjady:)
Ocena: 4/6
To jedna z moich ulubionych świątecznych książek. Wracam do niej co kilka lat z tą samą przyjemnością.
Dlaczego?
Bo nie ma w niej słodyczy w dawce wywołującej mdłości.
Bo jest taka "prawdziwa" i życiowa.
Bo jest w niej ciepełko Borejkowej kuchni, zapach smażonego karpia, ubieranie choinki.
Bo w "Noelce" w Wigilię nie pada śnieg tylko leje deszcz, więc jest tym bardziej "prawdziwie" ;)
Siedemnastoletnia, wychowywana bezstresowo przez trzech mężczyzn Elka czeka na kolejną wieczerzę Wigilijną. Jednak tym razem w ostatniej chwili okazuje się, że wszystko się dzieje nie tak, jak zwykle, nie tak, jak ona chce. Dziadek przepędza dziwnego adoratora, tata informuje, że po szybkiej kolacji wychodzi na drugą, zaproszony przez "jakąś babę" (Gabrysię Borejko), a dwaj starsi panowie czekają na wizytę tajemniczej Terpentuli, bliskiej znajomej z ich odległej młodości. Elka czuje się zdruzgotana, zapomniana przez wszystkich, a tak naprawdę wyłazi z niej egoizm rozkapryszonego dziecka, które zawsze skupiało na sobie uwagę.
Wybiega wściekła z domu i rusza na poszukiwania księcia na harleyu. Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności trafia do Gwiazdora w kryzysowej sytuacji, potrzebującego natychmiast Aniołka-towarzysza wieczornych wizyt w domach na Jeżycach. Tym sposobem Elka poznaje życie, jakiego do tej pory nie była świadoma.
Równocześnie w mieszkaniu Borejków trwają gorączkowe przygotowania do spotkania z narzeczonym i przyszłą teściową Idy i do bożonarodzeniowego ślubu. W ostatniej chwili przyszłej pannie młodej przypomina się, że nie kupiła butów! A że nóżkę ma nietypową, jest to nie lada problem...
Noelka to lektura, do której chce się uciec od pyrkoczącej w garnku kapusty i szorowania łazienki. Jest w niej to wszystko, za co tak lubię starsze tomy Jeżycjady:)
środa, 18 grudnia 2019
"Szczęście w cichą noc" Anna Ficner-Ogonowska
Rok pierwszego wydania: 2013
Ocena: 3/6
Hanka straciła w wypadku najbliższych, męża i rodziców. Po kilku latach odnalazła szczęście w nowym związku. Właśnie oczekuje dziecka. Zbliżają się święta. Kobieta chce stworzyć nową tradycję, zgodnie z dawnymi marzeniami jej nieżyjącej mamy. Chce zgromadzić przy wigilijnym stole w dawnym rodzinnym domu najbliższych i przyjaciół. Ze względu na jej stan, w przygotowania angażuje się jej energiczna (i krzykliwa) siostra, niezastąpiona pani Irenka, mąż i teściowie. Jednak szczęście Hani przyćmiewa jeszcze jedna sprawa. Za namową bliskiej psycholożki postanawia spotkać się z rodzicami sprawcy wypadku i powiedzieć im o przebaczeniu.
To typowa świąteczna, dość słodka i lukrowana szczęściem powieść. Miła, lekka, pachnąca świętami, skrząca się śniegiem. Pełna gwaru przygotowań i śmiechu przy rodzinnym stole.
Chyba taka, jaka powinna być świąteczna lektura. To jak romantyczna świąteczna komedia w telewizji. Niby banalna, przewidywalna, ale jaka miła.
To czwarta część cyklu. Niestety fakt, że czytałam ją w oderwaniu od poprzednich, trochę utrudniał mi zrozumienie powiązań między bohaterami i nawiązań do przeszłości. Być może sięgnę po pierwsze części cyklu, na poprawę nastroju, dla relaksu:)
Ocena: 3/6
Hanka straciła w wypadku najbliższych, męża i rodziców. Po kilku latach odnalazła szczęście w nowym związku. Właśnie oczekuje dziecka. Zbliżają się święta. Kobieta chce stworzyć nową tradycję, zgodnie z dawnymi marzeniami jej nieżyjącej mamy. Chce zgromadzić przy wigilijnym stole w dawnym rodzinnym domu najbliższych i przyjaciół. Ze względu na jej stan, w przygotowania angażuje się jej energiczna (i krzykliwa) siostra, niezastąpiona pani Irenka, mąż i teściowie. Jednak szczęście Hani przyćmiewa jeszcze jedna sprawa. Za namową bliskiej psycholożki postanawia spotkać się z rodzicami sprawcy wypadku i powiedzieć im o przebaczeniu.
To typowa świąteczna, dość słodka i lukrowana szczęściem powieść. Miła, lekka, pachnąca świętami, skrząca się śniegiem. Pełna gwaru przygotowań i śmiechu przy rodzinnym stole.
Chyba taka, jaka powinna być świąteczna lektura. To jak romantyczna świąteczna komedia w telewizji. Niby banalna, przewidywalna, ale jaka miła.
To czwarta część cyklu. Niestety fakt, że czytałam ją w oderwaniu od poprzednich, trochę utrudniał mi zrozumienie powiązań między bohaterami i nawiązań do przeszłości. Być może sięgnę po pierwsze części cyklu, na poprawę nastroju, dla relaksu:)
poniedziałek, 9 grudnia 2019
"Pensjonat pod świerkiem"
Rok pierwszego wydania: 2017
Ocena: 3/6
By poczuć przedświąteczny klimat, zapragnęłam usiąść przed kominkiem z książką o tematyce bożonarodzeniowej. Miałam nadzieję, że uda mi się uniknąć trywialnej, przesłodzonej opowieści, że znajdę coś ciepłego, miłego, a jednocześnie w dobrym stylu i wysokiej jakości ;)
Czy mi się udało?
Nie do końca.
Trafiłam na zbiorek kilku opowiadań różnych autorów, które łączy miejsce akcji: tytułowy Pensjonat pod Świerkiem. Zagubiony gdzieś w górach, na odludziu, wśród lasów, prowadzony po śmierci rodziców przez brata i siostrę, otwiera swe podwoje przed zimowymi gośćmi. Niektórzy trafiają tu przypadkiem, zagubieni wśród szalejącej śnieżycy, zatrzymani po drodze. Inni przyjeżdżają tu od wielu lat. Wszyscy witani są serdecznie. Każdy wiezie ze sobą jakiś bagaż doświadczeń, wspomnień. Nie zawsze grudniowa wizyta w pensjonacie kończy się happy endem, mimo, że źli jednak chcą stać się dobrzy;)
Nie zachwycił mnie styl opowiadań. Pisane są prostym językiem. Ani tematyka, ani jakość nie zaspokoiły mojego czytelniczego apetytu;) Na szczęście do Świąt jest jeszcze trochę czasu. Będę szukać dalej!
Ocena: 3/6
By poczuć przedświąteczny klimat, zapragnęłam usiąść przed kominkiem z książką o tematyce bożonarodzeniowej. Miałam nadzieję, że uda mi się uniknąć trywialnej, przesłodzonej opowieści, że znajdę coś ciepłego, miłego, a jednocześnie w dobrym stylu i wysokiej jakości ;)
Czy mi się udało?
Nie do końca.
Trafiłam na zbiorek kilku opowiadań różnych autorów, które łączy miejsce akcji: tytułowy Pensjonat pod Świerkiem. Zagubiony gdzieś w górach, na odludziu, wśród lasów, prowadzony po śmierci rodziców przez brata i siostrę, otwiera swe podwoje przed zimowymi gośćmi. Niektórzy trafiają tu przypadkiem, zagubieni wśród szalejącej śnieżycy, zatrzymani po drodze. Inni przyjeżdżają tu od wielu lat. Wszyscy witani są serdecznie. Każdy wiezie ze sobą jakiś bagaż doświadczeń, wspomnień. Nie zawsze grudniowa wizyta w pensjonacie kończy się happy endem, mimo, że źli jednak chcą stać się dobrzy;)
Nie zachwycił mnie styl opowiadań. Pisane są prostym językiem. Ani tematyka, ani jakość nie zaspokoiły mojego czytelniczego apetytu;) Na szczęście do Świąt jest jeszcze trochę czasu. Będę szukać dalej!
środa, 20 listopada 2019
"Iqbal" Francesco d'Adamo
Rok pierwszego wydania: 2001
Ocena: 4/6
Niektórzy zaliczają tę książkę do literatury dziecięcej, o czym świadczy choćby wydanie jej w akcji Cała Polska Czyta Dzieciom. Inni ustawiają w bibliotekach na półkach z powieściami dla dorosłych. Jeśli chodzi o formę, zaliczyłabym ją do tej pierwszej grupy. Jeśli chodzi o problematykę-zdecydowanie do drugiej.
Dwunastoletni Iqbal, za dług ojca, zostaje sprzedany właścicielowi fabryki dywanów. W Pakistanie to norma. Dzieci zmuszane są do niewolniczej pracy w warunkach uwłaczających ludzkiej godności. Jednak wszyscy się z tym godzą. Taki już jest świat. Są panowie, właściciele, którzy zgarniają całe dochody,zbiory i są chłopi, robotnicy, którzy dla nich pracują często za rupię dziennie.
Iqbal jest bardzo dobrym pracownikiem, ma wyjątkowo zwinne ręce i sumiennie wykonuje pracę, potrafi upleść najpiękniejsze dywany. Wędruje z rąk do rąk kolejnych panów. Poznajemy go z opowieści fikcyjnej Fatimy, dziesięcioletniej dziewczynki, pracownicy jednej z fabryk, do której trafia Iqbal. Od początku dzieciom wydaje się "inny". Bo się nie boi. Uprzedzony o jego buńczuczności właściciel fabryki, przykuwa chłopca do krosien. Jednak to nie zabija w nim marzeń i ducha walki.
Z opowieści wyłania się obraz udręczonych, poranionych, wymęczonych dzieci, które muszą pracować w fabryce dywanów, by spłacić długi rodziców. Iqbal jest chłopcem, który miał w sobie odwagę by się temu przeciwstawić. Uwierzył w wolność. Uciekł i uwolnił swoich współtowarzyszy niewoli. A potem walczył o wyzwolenie kolejnych dzieci. Niestety, gdy wydawało się, że już może poczuć się bezpieczny, zapłacił za swoje działania życiem. Mafia dywanowa nie wybacza buntu i straty zysków...
Mimo, że napisana z punktu widzenia dziesięciolatki, dość prostym językiem i nieco infantylnym stylem - książka porusza i wstrząsa. Niewielkich rozmiarów, do przeczytania w jeden wieczór. Zostaje w głowie i duszy na długo. Nie pozwala zapomnieć o problemie.
Ocena: 4/6
Niektórzy zaliczają tę książkę do literatury dziecięcej, o czym świadczy choćby wydanie jej w akcji Cała Polska Czyta Dzieciom. Inni ustawiają w bibliotekach na półkach z powieściami dla dorosłych. Jeśli chodzi o formę, zaliczyłabym ją do tej pierwszej grupy. Jeśli chodzi o problematykę-zdecydowanie do drugiej.
Dwunastoletni Iqbal, za dług ojca, zostaje sprzedany właścicielowi fabryki dywanów. W Pakistanie to norma. Dzieci zmuszane są do niewolniczej pracy w warunkach uwłaczających ludzkiej godności. Jednak wszyscy się z tym godzą. Taki już jest świat. Są panowie, właściciele, którzy zgarniają całe dochody,zbiory i są chłopi, robotnicy, którzy dla nich pracują często za rupię dziennie.
Iqbal jest bardzo dobrym pracownikiem, ma wyjątkowo zwinne ręce i sumiennie wykonuje pracę, potrafi upleść najpiękniejsze dywany. Wędruje z rąk do rąk kolejnych panów. Poznajemy go z opowieści fikcyjnej Fatimy, dziesięcioletniej dziewczynki, pracownicy jednej z fabryk, do której trafia Iqbal. Od początku dzieciom wydaje się "inny". Bo się nie boi. Uprzedzony o jego buńczuczności właściciel fabryki, przykuwa chłopca do krosien. Jednak to nie zabija w nim marzeń i ducha walki.
Z opowieści wyłania się obraz udręczonych, poranionych, wymęczonych dzieci, które muszą pracować w fabryce dywanów, by spłacić długi rodziców. Iqbal jest chłopcem, który miał w sobie odwagę by się temu przeciwstawić. Uwierzył w wolność. Uciekł i uwolnił swoich współtowarzyszy niewoli. A potem walczył o wyzwolenie kolejnych dzieci. Niestety, gdy wydawało się, że już może poczuć się bezpieczny, zapłacił za swoje działania życiem. Mafia dywanowa nie wybacza buntu i straty zysków...
Mimo, że napisana z punktu widzenia dziesięciolatki, dość prostym językiem i nieco infantylnym stylem - książka porusza i wstrząsa. Niewielkich rozmiarów, do przeczytania w jeden wieczór. Zostaje w głowie i duszy na długo. Nie pozwala zapomnieć o problemie.
wtorek, 19 listopada 2019
"Piosenka koguta" Krystyna Siesicka
Rok pierwszego wydania: 1999
Ocena: 4/6
Tym razem, gdy sięgnęłam na nisko położoną półkę z książkami, mało dostępną i dość ciemną, ręka wyłowiła cienką powieść Krystyny Siesickiej. Dawno nie czytałam nic tej autorki. Kiedyś wydrukowałam listę wszystkich jej tytułów z zamiarem przeczytania ich po kolei. Nie udało się. Więc dziś jest odpowiednia pora na nieznaną mi jeszcze "Piosenkę koguta".
35-letnia Anna, nazywana przez niektórych od dzieciństwa Muszką (nie wiadomo dlaczego, ale drażni ją to bardzo) przyjeżdża na 70-te urodziny ciotki Felicji do dworku, w którym jako dziewczynka i nastolatka spędzała wielokrotnie wakacje. Spotykamy Annę w momencie nawijania papilotów (przygotowania do uroczystej kolacji pod okiem surowej ciotki). Jest to okazja do wspomnień. W lustrze ukazują się oczom Anny osoby z przeszłości, a ich obecność przypomina wiele sytuacji. Tych miłych, ale częściej tragicznych. W oczekiwaniu na przybywających gości, Anna wraca do swoich nastoletnich lat, kiedy to uroda i przebojowość najbliższej kuzynki Danieli zupełnie ją przytłaczała. Do choroby męża. Do pierwszego spotkania z Konradem, który z nieznanego kuzyna stał się kimś bardzo bliskim. Do relacji z córką i siostrzenicą. Przez całą powieść przewija się postać tajemniczego Ludwika. Anna podobno się w nim kochała, jednak w ogóle go nie pamięta. Czy Ludwik istniał naprawdę czy był tylko wytworem młodzieńczej wyobraźni dziewczyny tęskniącej za miłością?
Tym, co lubię w książkach Siesickiej, jest zwięzłość, niedomówienia, otwarte zakończenia. I tym razem nie czuję się rozczarowana. Mimo, że powieści są krótkie, to jednak dużo w nich okazji do zadumy. Nie przepadam za zalewającymi półki księgarniane bestsellerami tak grubymi, jakby ich cena i jakość miały zależeć od wagi i ilości stron, i tak przegadanymi, że gdyby je "wycisnąć", wystarczyłaby 1/3 tej objętości. Dlatego lubię Siesicką. Ona rzuca myśl, jakąś sytuację. I to wystarcza. Żeby sobie wyobrazić resztę. Nie każdy krok, nie każde spojrzenie muszą być dokładnie opisane. Ta możliwość dopowiedzenia sobie reszty bardzo mi odpowiada:)
Ocena: 4/6
Tym razem, gdy sięgnęłam na nisko położoną półkę z książkami, mało dostępną i dość ciemną, ręka wyłowiła cienką powieść Krystyny Siesickiej. Dawno nie czytałam nic tej autorki. Kiedyś wydrukowałam listę wszystkich jej tytułów z zamiarem przeczytania ich po kolei. Nie udało się. Więc dziś jest odpowiednia pora na nieznaną mi jeszcze "Piosenkę koguta".
35-letnia Anna, nazywana przez niektórych od dzieciństwa Muszką (nie wiadomo dlaczego, ale drażni ją to bardzo) przyjeżdża na 70-te urodziny ciotki Felicji do dworku, w którym jako dziewczynka i nastolatka spędzała wielokrotnie wakacje. Spotykamy Annę w momencie nawijania papilotów (przygotowania do uroczystej kolacji pod okiem surowej ciotki). Jest to okazja do wspomnień. W lustrze ukazują się oczom Anny osoby z przeszłości, a ich obecność przypomina wiele sytuacji. Tych miłych, ale częściej tragicznych. W oczekiwaniu na przybywających gości, Anna wraca do swoich nastoletnich lat, kiedy to uroda i przebojowość najbliższej kuzynki Danieli zupełnie ją przytłaczała. Do choroby męża. Do pierwszego spotkania z Konradem, który z nieznanego kuzyna stał się kimś bardzo bliskim. Do relacji z córką i siostrzenicą. Przez całą powieść przewija się postać tajemniczego Ludwika. Anna podobno się w nim kochała, jednak w ogóle go nie pamięta. Czy Ludwik istniał naprawdę czy był tylko wytworem młodzieńczej wyobraźni dziewczyny tęskniącej za miłością?
Tym, co lubię w książkach Siesickiej, jest zwięzłość, niedomówienia, otwarte zakończenia. I tym razem nie czuję się rozczarowana. Mimo, że powieści są krótkie, to jednak dużo w nich okazji do zadumy. Nie przepadam za zalewającymi półki księgarniane bestsellerami tak grubymi, jakby ich cena i jakość miały zależeć od wagi i ilości stron, i tak przegadanymi, że gdyby je "wycisnąć", wystarczyłaby 1/3 tej objętości. Dlatego lubię Siesicką. Ona rzuca myśl, jakąś sytuację. I to wystarcza. Żeby sobie wyobrazić resztę. Nie każdy krok, nie każde spojrzenie muszą być dokładnie opisane. Ta możliwość dopowiedzenia sobie reszty bardzo mi odpowiada:)
środa, 13 listopada 2019
"Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak" Anna Kamińska
Rok pierwszego wydania: 2015
Ocena: 5/6
Miała być czwartym Kossakiem. Dziedzicem palet i pracowni po słynnych przodkach malarzach. Wbrew oczekiwaniom całej rodziny urodziła się dziewczynką. Do tego słabowitą, chorowitą, z rozszczepem podniebienia, nieładną...Wychowana w dziwnym domu, w którym nie okazywało się uczuć, w zimnej atmosferze, z zachowaniem sztywnych zasad savoir vivru. Zawsze w poczuciu bycia tą gorszą od siostry. Całe życie starała się udowodnić, że jednak jest w czymś dobra. Że zasługuje na noszenie nazwiska Kossak.
Od dzieciństwa kochała zwierzęta. Po kilku próbach studiowania na różnych kierunkach zdecydowała, że to z biologią, ze zwierzętami chce związać swoje zawodowe życie. Zaraz po skończeniu studiów podjęła pierwszą pracę w Białowieży i szybko wprowadziła się do Dziedzinki, leśniczówki w sercu Puszczy Białowieskiej. Tu odnalazła spokój, radość, pokochała to miejsce od pierwszego spojrzenia. Bez wody, bez prądu, za to w otoczeniu ukochanych zwierząt, spełniła swoje marzenie o życiu innym niż to w Krakowie.
Autorka zbierała materiały do książki przez kilka lat. Pisała ją głównie w oparciu o rozmowy z osobami znającymi Simonę, ale także jej wypowiedzi. Wyłania się z nich obraz osoby całe życie walczącej. O akceptację, o prawo do życia na własnych warunkach, o dobro zwierząt. Simona nie była człowiekiem łatwym we współżyciu. Zraniona i odrzucona w dzieciństwie przez najbliższych, nie umiała zaufać, budować więzi, głębokich relacji.
Książka podzielona jest na dwie części, dotyczące życia w Krakowie i Białowieży. Zachowana jest chronologia, co ułatwia czytanie. Ze względu na to, że Simona Kossak była naukowcem, czytelnik może poznać sporo tematów jej zainteresowań i badań, dowiedzieć się w skrócie o ich przebiegu, efektach.
To bardzo dobrze, ciekawie napisana biografia. Tekst uzupełniają zdjęcia, dzięki którym możemy bliżej poznać bohaterkę oraz warunki, w jakich żyła:)
Ocena: 5/6
Miała być czwartym Kossakiem. Dziedzicem palet i pracowni po słynnych przodkach malarzach. Wbrew oczekiwaniom całej rodziny urodziła się dziewczynką. Do tego słabowitą, chorowitą, z rozszczepem podniebienia, nieładną...Wychowana w dziwnym domu, w którym nie okazywało się uczuć, w zimnej atmosferze, z zachowaniem sztywnych zasad savoir vivru. Zawsze w poczuciu bycia tą gorszą od siostry. Całe życie starała się udowodnić, że jednak jest w czymś dobra. Że zasługuje na noszenie nazwiska Kossak.
Od dzieciństwa kochała zwierzęta. Po kilku próbach studiowania na różnych kierunkach zdecydowała, że to z biologią, ze zwierzętami chce związać swoje zawodowe życie. Zaraz po skończeniu studiów podjęła pierwszą pracę w Białowieży i szybko wprowadziła się do Dziedzinki, leśniczówki w sercu Puszczy Białowieskiej. Tu odnalazła spokój, radość, pokochała to miejsce od pierwszego spojrzenia. Bez wody, bez prądu, za to w otoczeniu ukochanych zwierząt, spełniła swoje marzenie o życiu innym niż to w Krakowie.
Autorka zbierała materiały do książki przez kilka lat. Pisała ją głównie w oparciu o rozmowy z osobami znającymi Simonę, ale także jej wypowiedzi. Wyłania się z nich obraz osoby całe życie walczącej. O akceptację, o prawo do życia na własnych warunkach, o dobro zwierząt. Simona nie była człowiekiem łatwym we współżyciu. Zraniona i odrzucona w dzieciństwie przez najbliższych, nie umiała zaufać, budować więzi, głębokich relacji.
Książka podzielona jest na dwie części, dotyczące życia w Krakowie i Białowieży. Zachowana jest chronologia, co ułatwia czytanie. Ze względu na to, że Simona Kossak była naukowcem, czytelnik może poznać sporo tematów jej zainteresowań i badań, dowiedzieć się w skrócie o ich przebiegu, efektach.
To bardzo dobrze, ciekawie napisana biografia. Tekst uzupełniają zdjęcia, dzięki którym możemy bliżej poznać bohaterkę oraz warunki, w jakich żyła:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)