czwartek, 27 maja 2021

"Dom z dwiema wieżami" Maciej Zaremba Bielawski

 Rok pierwszego wydania: 2018

Ocena: 4/6



Próba rekonstrukcji historii rodzinnej autora. Ojciec - reformator polskiej psychiatrii, piłsudczyk, matka - lekarka, Żydówka, dużo młodsza od męża. Spotkali się zaraz po wojnie. Potłuczeni psychicznie, samotni. Ich związek od początku pełen był emocji, niedopowiedzeń, tajemnic. Maciej długo nie wiedział nic o przeszłości swojej rodziny. Dopiero w 1968 roku usłyszał od matki, że jest Żydówką i muszą wyjechać z kraju. Na zawsze. 

Autor zbiera różne materiały dotyczące historii przodków. Opowiada o przedwojennych latach, o polityce, asymilacji i prześladowaniu Żydów. Zastanawia się nad źródłami wielu polskich ideologii. Klimat uzupełniają czarno-białe zdjęcia rodziny. 

Książka napisana jest trochę chaotycznie. Najnowsza historia Polski przeplata się z historią antysemityzmu i osobistymi wspomnieniami autora z dzieciństwa. Styl też nie jest jakiś specjalnie zachwycający, ni to reporterski i zdystansowany, ni to osobisty. Mimo wszystko to ciekawa pozycja, kolejne spojrzenie na historię wcale nie tak odległą. 

środa, 19 maja 2021

"Kobieta w Watykanie: Jak żyje się w najmniejszym państwie świata" Magdalena Wolińska-Riedi

 Rok pierwszego wydania: 2019

Ocena: 3,5/6



Z czym kojarzy nam się Watykan? Oczywiście-z papieżem! I Bazyliką Św. Piotra. Ogromnym placem i tłumami ludzi. Ewentualnie jeszcze z muzeami watykańskimi. Dopiero gdzieś na dalszym planie majaczy w głowie informacja, że przecież Watykan to odrębne państwo, najmniejsze na świecie. 

Codzienne, trochę nieprzeciętne, za to bardzo tajemnicze życie tego państewka toczy się za Spiżową Bramą. Mogliśmy tam zajrzeć dzięki opowieści Magdaleny Wolińskiej-Riedi, znanej dziennikarki. Jako jedna z niewielu kobiet spędziła za murami Watykanu prawie 20 lat będąc  żoną członka Gwardii Szwajcarskiej.

Autorka zaprasza nas do swojego świata. Przedstawia szczegóły "techniczne" życia w Watykanie, służby swojego męża. Oprowadza po sklepikach, instytucjach. Przedstawia niektórych pracowników. Sięga do historii, wyjaśnia zasady panujące od wieków w tym nietypowym państewku. Ale też opowiada o swojej codzienności, o córeczkach bawiących się na mini placu zabaw pod oknami papieskiego mieszkania, o przypadkowych serdecznych spotkaniach z trzema kolejnymi papieżami, o wspólnych obiadach całej "rodziny gwardzistów", organizowaniu urodzin dzieci, możliwości i logistyce odwiedzin rodziny.

Książka jest bardzo ciekawa, uroku dodają zdjęcia "zza murów". Minusem jest pewna powtarzalność i taka "letniość" opowieści. Trochę zabrakło mi bardziej osobistych emocji. 

środa, 12 maja 2021

"Utracona cześć Katarzyny Blum" Heinrich Boll

 Rok pierwszego wydania: 1947

Ocena: 4/6

Podtytuł: Jak powstaje przemoc i do czego może doprowadzić


Gdyby nie to, że po Katarzynę Blum sięgnęłam w bibliotece równocześnie z "Dziennikiem irlandzkim", pewnie nigdy bym jej nie przywiozła do domu i nie przeczytała po całkiem obojętnym i chłodnym wręcz pierwszym spotkaniu z autorem. Ale że już leżała na mojej półce, recenzje ma dobre, to jednak dałam jej szansę. I może dzięki temu nieco bardziej przychylnym okiem spojrzałam na Bolla jako noblistę.

Ta mała i cienka książeczka jest zapisem procesu i przesłuchań tytułowej Katarzyny Blum, oskarżonej początkowo o ukrywanie przestępcy i ułatwienie mu ucieczki, a następnie o morderstwo. Jednak głównym motywem jest tu wpływ prasy brukowej na życie ludzi. 

Informacja o tym, że młoda, prosta dziewczyna może być zamieszana w sprawy znanego przestępcy, nieznanym sposobem wyciekła z policji do GAZETY, popularnego, poczytnego brukowca, jakich nie brakuje w żadnym kraju i w żadnym czasie. Redaktor tegoż szybko rozdmuchuje sprawę, by uzyskać znaczący wzrost poczytności. Pomówienia na temat K. Blum rosną niczym kula śniegowa. Dobre imię kobiety jest na zawsze oczernione wśród sąsiadów, znajomych, rodziny....W końcu dochodzi do tragedii...

Mini powieść, choć napisana dość monotonnie, wciąga dzięki aspektom psychologicznym. Czytelnik obserwuje spustoszenie, jakie w psychice Katarzyny sieje plotka i oszczerstwo.

wtorek, 11 maja 2021

"Dziennik irlandzki" Heinrich Boll

 Rok pierwszego wydania: 1957

Ocena: 3,5/6


Przyznaję, że nazwisko autora było mi do tej pory całkiem obce. Sięgnęłam po tę książkę w bibliotece całkiem przypadkowo, stojąc przed półką z dziełami noblistów i jako jedno z niewielu nazwisk kompletnie nic mi nie mówiło.

Boll otrzymał Literacką Nagrodę Nobla w 1972 roku. Był Niemcem, więc i pod tym względem nasze pierwsze spotkanie jest dość nietypowe, bo, jak sam tytuł wskazuje, książka dotyczy Irlandii.

Jest to zbiór krótkich opowiadań powstałych po zachwycającej autora podróży na Zieloną Wyspę w latach 50-tych XX wieku.. Opisuje wiele drobnych szczegółów, ludzi, miejsc. Jednak obraz przedstawiony w "Dzienniku irlandzkim" jest dość tendencyjny. Wszyscy Irlandczycy przedstawieni są jako osoby wiecznie uśmiechnięte, zadowolone z życia, ale też proste, by nie powiedzieć-prostackie, spędzające czas na plotkach i  piciu alkoholu. Samego siebie autor kreuje na mądrzejszego, ważniejszego, bardziej wykształconego i obytego w świecie. 

Dużo lepsze wrażenie robią opisy przyrody, choć i tu wszystko Bolla zachwyca, nawet...padający kilka dni deszcz;)

Przy tej lekturze doszłam po raz kolejny do wniosku, że nie rozumiem kryteriów przyznawania Literackiej Nagrody Nobla....Nie pierwsza to książka laureata, której nie umiem docenić...

wtorek, 20 kwietnia 2021

"Britt-Marie tu była" Fredrik Backman

 Rok pierwszego wydania: 2014

Ocena: 4,5/6



Tym razem potrzebowałam jakiejś lekkiej, przyjemnej lektury na poprawę nastroju. Natknęłam się na Britt-Marie, rekomendowaną jako zabawna i ciepła opowieść. Rzeczywiście, spełnia oba te kryteria. Ale jest też, jak dla mnie, smutna. Bardzo smutna. 

Britt-Marie jest bardzo układną kobietą po 60-tce. Nie ma żadnych uprzedzeń, nie, nie i bardzo dużą wagę przywiązuje do układu sztućców w szufladzie. Kocha swój balkon, najpiękniejszy w okolicy, na którym zawsze czeka na męża. Czasem całą noc... Poznajemy Britt-Marie w urzędzie pracy. Po raz pierwszy w życiu szuka zajęcia. Chociaż to źle powiedziane, bo przecież zajęcie miała zawsze. Prowadziła dom, zbierała co noc koszule męża i prała je dokładnie, żeby zniknął zapach perfum. Nie jej perfum. Obcych. Czyściła wszystko dokładnie sodą. Nawet łóżka w hotelu. Żeby przypadkiem nikt nie pomyślał, że jest flejtuchem! Życie Britt-Marie staje na głowie, kiedy mąż dostaje zawału, a ze szpitala dzwoni do niej "ta druga". Wtedy podejmuje decyzję: po raz pierwszy od dnia ślubu zdejmuje z palca obrączkę, wyprowadza się i szuka pracy. I tak los prowadzi Britt-Marie do Borg, malutkiego miasteczka, w którym wraz z kryzysem ekonomicznym umarły wszystkie marzenia...Ma się tu zająć pilnowaniem ośrodka, który i tak pewnie zaraz zamkną. A przy okazji (a raczej przez wypadek z piłką) poznaje bandę lokalnych dzieciaków, zafascynowanych piłką nożną. I tak, znów przez przypadek, Britt-Marie zostaje ich trenerką. 

Powieść napisana jest z ogromnym humorem. Wzrusza i bawi totalna nieporadność życiowa Britt-Marie. Ale...gdy zajrzeć pod spód tej lekkości, na sercu robi się ciężko i smutno...

Bo Britt-Marie od dziecka była "tą gorszą" niż siostra, która zginęła w wypadku. Od dzieciństwa nie umie sobie poradzić ze swoimi emocjami, więc chowa je głęboko i przysypuje grubą warstwą sody. Całe życie kobieta spędziła w cieniu męża, obsługując go i wierząc w pogardliwe słowa na swój temat. Jej jedynym sensem życia było sprzątanie, opanowane do perfekcji po śmierci siostry, i balkon, na którym wciąż sadziła i pielęgnowała piękne rośliny. Tak naprawdę dopiero po 60tce Britt-Marie obudziła się. Wyszła do świata, którego zupełnie nie znała, bo zawsze i wszędzie podążała za mężem.

Kolejnym wątkiem wywołującym we mnie smutek jest samo Borg i jego mieszkańcy. Każdy, kogo spotykamy, a kto dał radę jeszcze tu wytrzymać, przeżył jakąś tragedię, pomimo której stara się uratować szczątki nadziei. Miasteczko jest praktycznie wymarłe, odkąd właściciel zamknął firmę transportową dającą pracę wszystkim w okolicy. Zamknięto wszystko, co się dało, wyjechał, kto tylko mógł. Zostali na dobrą sprawę sami starsi ludzie, garstka szaleńców i kilkoro dzieciaków. Jedynymi atrakcjami są tu alkohol i piłka nożna, w zależności od wieku.

Tak jak Borg zmienia życie Britt-Marie, tak pojawienie się starszej, dystyngowanej pani (zwanej  przez właścicielkę sklepu żartobliwie Merry Poppins) zmienia życie miasteczka. 

Autor umiał rewelacyjnie ubrać smutek, samotność i beznadzieję w lekki płaszczyk groteski, humoru i lekkości. Nawet fobie Britt-Marie wywołują uśmiech na ustach czytelnika. Mimo tylu brudów, jakie Backman wyciąga na światło dzienne, daje nadzieję, że póki życie trwa, wszystko może zmienić się na lepsze. Stworzył też świetną galerię bohaterów, budzących sympatię jeśli nie od samego początku, to na pewno wraz z przewracaniem kolejnych kartek powieści. Każdego łączy też niezapomniana więź z Britt-Marie, począwszy już od pracownicy urzędu pracy, której upierdliwa starsza pani nie chce dać spokoju nawet po godzinach urzędowania;) 

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Backmana. Na tyle udane, że planuję sięgnąć po kolejne powieści tego autora.

czwartek, 8 kwietnia 2021

"Dostatek" Michael Crummey

 Rok pierwszego wydania: 2009

Ocena: 4,5/6



 Nowa Fundlandia. Musiałam zerknąć na mapę, gdzie to jest...Wyspa na północy, należąca do Kanady. To stamtąd pochodzi Michael Crummey. To właśnie tam, w małych wioskach, na wybrzeżu, wśród szumu morskich fal dzieje się akcja "Dostatku".

Od pierwszej strony spodobał mi się klimat Nowej Fundlandii. Może współgra ze stanem mojej pandemicznej duszy, a może z zimową aurą tegorocznej wiosny? W każdym razie w przedwieczornym mroku oddalałam się w kierunku smaganego wiatrem wybrzeża jak do miejsca dobrze mi znanego.

"Dostatek" to saga o ludziach zamieszkujących dwie sąsiednie, konkurujące ze sobą wioski. Odcięta od świata wyspa wydaje się wręcz magiczna. Opowieść zaczyna się jakieś 200 lat temu od niezwykłego wydarzenia: na mieliznę morze wyrzuciło wieloryba. Mieszkańcy wybrzeża, od dawna walczący z biedą i głodem, czekają na śmierć zwierzęcia, by podzielić między sobą jego mięso. Jakież jest zaskoczenie, kiedy z rozprutego żołądka wieloryba dosłownie wypada...człowiek! Ewidentnie połknięty przez olbrzyma, ale nadal żywy, dziwnie biały, jakby przezroczysty, za to strasznie cuchnący rybami. Niczym Jonasz, którego Bóg uratował w brzuchu wieloryba. A może to był Juda? Tu wybuchły spory między mieszkańcami wiosek, wynikające z niezbyt dokładnej znajomości Biblii. W każdym razie takie też imię dostaje mężczyzna, który nigdy się nie odezwie ani słowem. Za to odmieni życie wszystkich. 

I tak płyniemy z bohaterami przez kolejne pokolenia niełatwego życia na wyspie, pełnego zmagań z przyrodą, ubóstwem, wyrywania pożywienia morzu,  konfliktów międzyludzkich, żądz... Realizm łączy się tu z magią, religia z wierzeniami pierwotnych mieszkańców wyspy. Autor mnoży wątki, przeplata przedziwne czasem historie różnych bohaterów, płynnie nawiązuje do wątków biblijnych i nowofundlandzkich legend. Nic tu nie jest banalne: ani relacje, ani miłość, ani emocje. Momentami może razić wulgarny język czy brutalne sceny, jednak zdecydowanie oddają one klimat życia na wyspie.

Określiłabym tą powieść jako "twardą", taką "męską". Wyrazistą i z charakterem.Wszystko, począwszy od przyrody, przez miłość, aż po śmierć, jest srogie i ostre. Nawet język jest oschły, krótkie zdania nie są szczególnie bogate w porównania czy inne wyszukane środki stylistyczne.

Crummey stworzył niesamowitych bohaterów, choćby uratowanego Judę, rozwiązłego dominikanina, staruszkę uchodzącą w okolicy za wiedźmę, czy Mary Tryphenę, lokalną piękność, której uroda znana jest daleko poza wyspą.

To lektura, której szczegóły pewnie zatrą się w pamięci, ale po której pozostanie w duszy ślad, mroczny i trwały niczym woń ryb.

środa, 31 marca 2021

"Todo modo" Leonardo Sciascia

 Rok pierwszego wydania: 1974

Ocena: 3/6



Lata 70-te XX wieku. Dziwny hotel-pustelnia, gdzieś w Hiszpanii. Trafia tu przypadkowo narrator, niewierzący, dość znany artysta malarz. Od prowadzących hotel księży dowiaduje się, że nie jest mile widziany, gdyż następnego dnia mają się rozpocząć rekolekcje dla dostojników kościelnych, wysoko postawionych osobistości świata polityki, finansów i przemysłu. Udaje mu się jednak uzyskać zgodę na uczestniczenie w naukach, a raczej-na obserwowanie towarzystwa. 

Narrator nie ukrywa zaskoczenia. Rekolekcje są tylko przykrywką dla różnych porachunków, przepychanek o podział władzy, a nawet swobody seksualnej.  Gdy w trakcie religijnych rytuałów dochodzi do morderstwa, na wszystkich pada blady postrach. Nie tyle z powodu potencjalnego podejrzenia o sprawstwo, co raczej ze względu na zdemaskowanie faktycznego miejsca pobytu i zajęć notabli.

Autor posługuje się ironią, metaforą, by poddać analizie kryzys zarówno kościoła, jak i całej Europy Zachodniej. 

Sięgając po tą małą, niepozorną książeczkę, miałam dość duże oczekiwania, po recenzjach, jakie przeczytałam. Niestety, rozczarowałam się. Usilnie szukałam drugiego dna, zwłaszcza jakiś przemyśleń filozoficzno-religijnych. Ale nic takiego nie znalazłam. Mimo to lektura 170 niewielkich stron była ciekawym zanurzeniem się w innym, minionym świecie i całkiem odmiennym od współczesnego stylu.