środa, 28 października 2020

"Elegancja jeża" Muriel Barbery

 Rok pierwszego wydania: 2006

Ocena: 4/6


 

Dwie panie. Starsza: 54-letnia dozorczyni w eleganckiej kamienicy. Młodsza: 12-letnia mieszkanka kamienicy. Ta pierwsza-pochodząca z niższych sfer, niewykształcona, pogodzona z losem. Ta druga-zbuntowana córka bogaczy, nie widząca sensu życia, planująca samobójstwo w swoje 13 urodziny. Obie są bardzo inteligentne. Obie ukrywają tę inteligencję przed światem. Obie rozmiłowane w filozofii i literaturze. Nie wiedzące nic o sobie. A jednak w miarę przewracania kolejnych kartek-zbliżające się do siebie.

Obie mieszkające w Paryżu, którego wprawdzie w powieści jest mało, ale i tak nadaje odpowiedniego smaczku i uroku.

Narracja prowadzona jest dwutorowo, przemyślenia obu bohaterek przeplatają się ze sobą. Czasem nawet dotyczą tych samych osób czy wydarzeń.

Bardzo przyjemna lektura, która zwraca uwagę elegancką okładką :)


wtorek, 27 października 2020

"Pod słońcem" Julia Fiedorczuk

 Rok pierwszego wydania: 2020

Ocena: 4/6



 

Szkatułkowa opowieść, zbudowana wokół postaci Miłki i Miszy. Dzięki ich wspomnieniom wędrujemy w czasie i przestrzeni. Cofamy się do lat przedwojennych, przenosimy aż za Ural. Nie jest to opowieść przyjemna, a raczej spleciona ze trudnych, ludzkich losów. Poznajemy barwne postacie żyjące na Podlasiu. Związane z naturą, albo żyjące w świecie literatury, wrażliwe i zamknięte w sobie albo odważne i walczące o swoje prawa. A wszystko to pod jednym słońcem...

Książka napisana jest pięknie, dosłownie płynie się na słowach. Mimo, że porusza trudne tematy, momentami jest ponuro, to jednak ciężko oderwać się od lektury. Wzrok przyciąga nietuzinkowa okładka. Oddaje dobrze klimat tego, co znajdziemy w środku.

czwartek, 15 października 2020

"Dżozef" Jakub Małecki

 Rok pierwszego wydania: 2011

Ocena: 4,5/6


 

Przez ostatnie lata rzadko sięgałam po literaturę współczesną. Może nie miałam szczęścia i natrafiałam ciągle na trywialne, przewidywalne czytadła, pisane pospolitym językiem. Jednak w ostatnim czasie postanowiłam dać jeszcze jedną szansę autorom, którzy zaistnieli na rynku wydawniczym w XXI wieku. Zaczęłam poszukiwania czegoś "innego" niż klasyczna powieść. I tak trafiłam na "Dżozefa".

Narratorem i głównym bohaterem jest  młody blokers Grzesiek, absolwent zawodówki, który po niegroźnym wydawałoby się wypadku trafia do szpitala na operację złamanego nosa. Na oddziale laryngologicznym dzieli salę z trzeba ciekawymi osobnikami: Kurzem, Marudą i panem Stasiem zwanym Czwartym. Na szczęście dla współchorujących, Maruda dość szybko opuszcza salę. Między pozostałymi trzema mężczyznami zawiązuje się nić przyjaźni. Nie byłoby w tej opowieści nic nadzwyczajnego, a tym bardziej dziwnego gdyby nie Czwarty, miłośnik powieści Josefa Conrada. W pewnym momencie pan Stasiu dostaje wysokiej gorączki i wpada w dziwny stan. Wydaje mu się, że jest Dżozefem, płynie przez morza, grozi mu rychła śmierć i musi natychmiast podyktować swoją ostatnią powieść! Grzesiu dzielnie chwyta za długopis i niepomny obolałego nosa-spisuje historię małego Stasia, który w dzieciństwie wyczarowuje z drewna różne skrzaty. Kres spokojnego życia chłopca stanowi moment stworzenia Kozła Drewniaka. Mimo spalenia rzeźby, Kozioł wciąż prześladuje Stasia, decyduje o jego życiu i kieruje jego ręką...

Wraz z rozwojem opowieści Czwartego, na oddziale laryngologicznym dzieją się dziwne rzeczy...Zaczynają znikać przejścia, korytarze. Atmosfera staję się coraz bardziej gęsta, schizofreniczna, demoniczna...

Zaskoczyła mnie ta powieść! Porwała wyobraźnia autora, choć zmieniająca się sceneria szpitala stała się nieco dusząca...Świetnie skonstruowani bohaterowie, począwszy do Grześka i jego kumpli-dresów, przez Kurza, typowego przedstawiciela postkomuny, członków rodziny małego Stasia, skończywszy na Czwartym i Koniu Drewniaku. Ciekawym zabiegiem jest wplecenie w akcję Josefa Conrada, tak że i on staje się poniekąd bohaterem.

Wreszcie - sam pomysł ukazania, jak narkotyczny, wręcz prowadzący do szaleństwa wpływ może mieć na człowieka czytanie i pisanie. Świetnym zabiegiem jest również powołanie do życia Kozła Drewniaka, symbolu człowieczych demonów, paranoi i lęków.

Uwagę przyciąga też okładka, z nietypowym rysunkiem Kozła Drewniaka. Obrazki pojawiają się też na pierwszych stronach rozdziałów.

To zdecydowanie odmiana po powieściach, które czytałam od dawna:) Warto było trochę poszukać :)

środa, 14 października 2020

"Zdarzyło się nad jeziorem Mystic" Kristin Hannah

 Rok pierwszego wydania: 1999

Ocena: 3,5/6



Annie jest szczęśliwą matką 17-latki, żoną z 20-letnim stażem. Mieszka w ekskluzywnej willi z widokiem na ocean. Nie dopuszcza do siebie myśli, że nie istnieje jako odrębny człowiek. Jej życie sprowadza się do obsługiwania najbliższych. Czuje się ważna i potrzebna. Jej świat rozsypuje się w drobny mak w dniu, w którym córka wylatuje do szkoły do Londynu, a mąż oświadcza, że od dawna kocha inną kobietę i chce rozwodu. Annie nie wie, co ze sobą zrobić. Wpada w depresję. Postanawia na kilka miesięcy, do czasu powrotu córki, przenieść się do Mystic, do rodzinnego domu, w którym nadal mieszka ojciec. W miasteczku Annie dowiaduje się o nieszczęściu, jakie spotkało jej przyjaciół. Postanawia pomóc Nickiemu w opiece nad małą, córeczką, która po śmierci mamy przestała mówić i zupełnie zamknęła się w sobie. Obecność i ciepło Annie powoli kruszy pancerze, jakie wytworzyli wokół siebie Izzy i jej zrozpaczony tata. Oczywiście, jak można się było spodziewać po tego rodzaju powieści, w sercach przyjaciół odżywa dawno zapomniane uczucie. W świetle czekającego ją rozwodu, Annie snuje plany związane z pozostaniem w Mystic. Jednak niespodziewane wydarzenie znów stawia na głowie całe jej życie. Musi wrócić do męża i spróbować odbudować swój dawny świat...

Kolejna banalna, przewidywalna babska powieść, idealna na jesienną chandrę. Tym, co ją wyróżnia, jest ciekawa akcja i przemiana, jaką przechodzi Annie - po raz pierwszy w życiu zaczyna wierzyć w siebie i snuć marzenia. Jednak bohaterowie są bardzo schematyczni, a wydarzenia, mimo, że chwilami wydają się zaskakujące, prowadzą do spodziewanego happy endu. Jednak są takie dni, kiedy chętnie zanurzamy się w takie opowieści o miłości, która czyni cuda, by zapomnieć o ciemnościach panujących w realnym świecie :D


środa, 7 października 2020

"Tajemnica domu Helclów" Maryla Szymiczkowa

 Rok pierwszego wydania: 2015

Ocena: 3,5/6



40-letnia profesorowa Szczupaczyńska jest wzorową panią domu. Jej dni wypełnione są zakupami, doglądaniem obiadów, kierowaniem pracą służącej, lokalnymi plotkami. Mówi się, że jej dziesięć lat starszy mąż, profesor medycyny na Uniwersytecie, zrobił karierę dzięki żonie. To Zofia zabiegała od lat o protekcje, budowanie pozycji,  pokazywanie się w dobrym, odpowiednim towarzystwie, by jej kochany Ignacy wreszcie mógł się poszczycić należytym tytułem, a i ona mogła wreszcie awansować z miana doktorowej na profesorową. W Krakowie końca XIX wieku miało to znaczenie! A zwłaszcza w oczach nielubianej od dawna kuzynki Dutkiewiczowej, z którą Szczupaczyńska od zawsze konkuruje!

Jednak mimo wielu codziennych zajęć, w sercu i duszy Zofii Szczupaczyńskiej panuje jakaś nieokreślona pustka. Na pewno przyczynia się do niej brak dzieci. Profesorowa marzy też o czymś spektakularnym! Działalność charytatywna wciąż jej nie zadowala, gdyż prym w tej dziedzinie wiodą znane przedstawicielki arystokracji...A Zofia marzy o tym, by być na piedestale! Kiedyś próbowała pisać wiersze, kilka wysłała nawet do jakiegoś czasopisma, ale odesłano je ze słowami krytyki i więcej się na taki czyn nie odważyła...

I wreszcie, wreszcie! pewnego jesiennego dnia coś się zaczyna dziać! W Domu Helclów, ekskluzywnej instytucji opiekującej się osobami starszymi i schorowanymi, prowadzonej przez zakonnice, znika jedna z pensjonariuszek. Po kilku dniach zostaje znaleziona martwa. Ot, zdarza się to w takim miejscu...Jednak Zofia Szczupaczyńska nie jest przekonana, że to następstwo dziwnego zachowania starszej pani. Jej podejrzenia nabierają mocy po kolejnych kilku dniach, kiedy w jednym z pokoi zostaje znalezione ciało kolejnej pensjonariuszki. Tym razem nie ma wątpliwości, że miało miejsce morderstwo! Profesorowa, "doświadczona" czytelniczka kryminałów, która raz nakryła nawet służąćą na kradzieży cukru, rozpoczyna swoje własne śledztwo! Wreszcie jej życie nabiera barw!

A w tle toczy się życie Krakowa z końca XIX wieku. Miasta z lekka prowincjonalnego w porównaniu z takim Wiedniem czy Paryżem. Tu mieszczaństwo żyje plotkami, rodzinnymi konfliktami, marzeniami o awansie społecznym. Wyższe sfery społeczne bywają na koncertach, balach, otwarciu teatru...Zaszczytem jest uczestnictwo w pogrzebie Matejki, nie mówiąc już o pochówku Mickiewicza przed laty! Czasy się zmieniają, wszystko traci na jakości, okazuje się, że nawet pogrzeby znanych osobistości nie są już tak wykwintne jak kiedyś;)

Cudny jest ten obraz Krakowa! Powiedziałabym, że przyćmiewa nieco mdły wątek kryminalny, któremu poskąpiono ociekających krwią scen i akcji trzymającej w napięciu. Opisy codziennych zajęć profesorowej Szczupaczyńskiej, warunków życia są za to naprawdę smakowitym kąskiem:) Sama profesorowa, ze swoim wścibstwem, skłonnością do oceniania wszystkich, idealizowaniem siebie,  przypomina nieco Dulską. Autorom udało się skonstruować naprawdę ciekawą postać kobiety z jednej strony skąpej, próżnej i egoistycznej, z drugiej-odważnej i błyskotliwej.

Całość napisana jest przyjemnie, lekko, z pewną dawką humoru. Sympatyczny kryminał retro na jesienne popołudnie:)

środa, 16 września 2020

"Czarodziej z Nantes" Nadzieja Drucka

 Rok pierwszego wydania: 1963

Ocena: 4/6

 


Nie wiem, czy najpierw zaczęłam czytać "Piętnastoletniego kapitana", czy "Czarodzieja z Nantes", ale obie książki czytałam praktycznie równocześnie i zdecydowanie wpłynęło to na sposób odbierania "Kapitana..." Jestem pewna, że czytając i kolejne powieści Verne będę już stale miała w głowie obraz ich autora i wspomnienia o jego życiu.

Ze zbeletryzowanej biografii autorstwa Druckiej wyłania się bardzo ciekawa postać człowieka, który umiał pójść za swoimi marzeniami i poświęcić życie pasji, którą kochał. Miał być prawnikiem, kontynuować rodzinną tradycje. Jednak już w trakcie studiów w Paryżu, kiedy poznał Dumasa i Hugo, postanowił, że jednak sprzeciwi się woli  ojca i spróbować swoich sił jako pisarza. Długo nie mógł znaleźć wydawcy pierwszej powieści, jednak gdy ta ujrzała wreszcie światło dzienne, kariera Verne potoczyła się błyskawicznie. Jego pełne przygód książki do dziś bawią kolejne pokolenia.

Verne całe życie fascynował się nauką, techniką, śledził na bieżąco wszelkie informacje na temat nowych odkryć i wynalazków. Wiele z nich zawarł w swoich powieściach. Był też jednak wizjonerem o niesamowitej wyobraźni! Wyprzedzał epokę, opisując urządzenia czy metody ich napędzania nie znane jeszcze jemu współczesnym. Oczywiście czytając jego książki 100 lat później czytelnik,  opierając się na późniejszych odkryciach i zdobytej wiedzy, widzi wiele błędów czy niemożliwych rozwiązań. Jednak w XIX wieku powieści Verne o lotach balonem czy podróżach łodzią podwodną, można było zaliczyć do gatunku s-f. Niesamowite jest również to, że Verne, praktycznie nie podróżując po świecie, z wielką dokładnością i naukowymi szczegółami opisuje faunę, florę i różne zakątki całego świata, jedynie w oparciu o książki, wycinki z gazet i informacje możliwe do zdobycia i wykorzystania w domu.

Autor miał poczucie misji: za pomocą pióra chciał propagować wiedzę oraz wychowywać młodych czytelników na ludzi szlachetnych, prawych i odważnych. By robić to w sposób atrakcyjny, swoje wzorce i informacje naukowe oplatał w barwne, atrakcyjne przygody. Metoda ta doskonale się sprawdziła. Młodzież, ale też dorośli, na całym świecie z niecierpliwością czekała na kolejne powieści. Verne cieszył się wielką popularnością i poklaskiem już za życia. 

Niestety, w obliczu fanatycznej wręcz pasji i pracy pisarza, ucierpieli jego najbliżsi. Kochająca żona, wierna miłośniczka jego twórczości, od początku wierząca w talent męża, nie miała z niego zbyt dużej pociechy...Verne albo pisał, albo odbywał rejsy jednym ze swoich jachtów, bo tylko morze dawało mu wytchnienie...Także kontakt z jedynym synem był bardzo znikomy..Pisarz przyznawał po latach, że praktycznie nie zna swojego dziecka...Taką cenę zapłaciła rodzina za wielką kreatywność i popularność...

Książka napisana jest lekko i ciekawie. Czyta się ją jednym tchem. Jakby sama stanowiła ciekawą powieść przygodową a nie biografię;) Dodatkowym atutem książki są - umieszczone na końcu - dwa zestawienia powieści Verne'a. Pierwsze zostało uporządkowane według roku wydania, a w drugim książki uporządkowano według kontynentu, na którym dzieje się akcja.

wtorek, 15 września 2020

"Piętnastoletni kapitan" Julius Verne

 

Rok pierwszego wydania: 1878

Ocena: 4,5/6

 

Zawsze byłam przekonana, że Verne pisał powieści raczej młodzieżowe niż dla dorosłych. A że przegapiłam jakoś jego twórczość w wieku nastoletnim, skłaniając się raczej ku klimatom Zielonego Wzgórza, postanowiłam nadrobić znajomość jako czytelnik całkiem dojrzały. I cóż się okazało? Że delikatne, przygodowe początki prowadzą ku całkiem brutalnym scenom, zdecydowanie bardziej dorosłym wg mnie.

Ale początki były całkiem ciekawe, wręcz ekscytujące. Oto z portu Australii wyrusza statek, wiozący na swym pokładzie niezbyt obfity zapas tranu po nieudanych połowach wielorybów. Wyjątkowymi pasażerami są młoda pani Weldon, żona właściciela statku, ich pięcioletni synek, stryj Benedykt, zagorzały entomolog i leciwa niania, murzynka Noon, Pomocnikiem kapitana jest doskonale zapowiadający się piętnastolatek Dick Sand, którego pod opiekuńcze skrzydła wzięła rodzina Weldonów. Podróż zapowiada się spokojnie i sympatycznie. Jedynym obcym i podejrzanym osobnikiem jest kucharz Negoro. I to on okaże się naprawdę czarnym charakterem, człowiekiem okrutnym ponad wszelką miarę...

Gdy pewnego dnia podróżnicy dostrzegają wieloryba, kapitan postanawia urządzić polowanie, by uzupełnić zapasy. Oddaje "Pilgrima" pod opiekę Dickowi, a sam zabiera marynarzy na łódkę, by stawić czoła zwierzęciu. Niestety, tragiczne wypadki prowadzą do zatonięcia łódki, śmierci poławiaczy. Na statku, oprócz pasażerów, zostaje kucharz, kilku Murzynów uratowanych z wraku statku, pies Dingo i Dick, który musi objąć dowództwo. I tu rozpoczyna się brzemienna w skutki ukryta interwencja Negoro. Kucharz ma swój niecny cel. Wbrew zamiarom Dicka, statek zamiast do Ameryki Południowej dobija do wybrzeży Afryki. Tam, oszukani, wykończeni trudami podróży pasażerowie "Pilgrima" trafiają w ręce handlarzy niewolników. I tu zaczyna się naprawdę okrutna część powieści...Autor nie szczędził szczegółowych opisów torturowania Murzynów, uciętych rąk, kajdanów na szyjach, a nawet rytuału pogrzebu miejscowego króla, z którym miały być żywcem pochowane wszystkie jego żony...Na ofiarę miał też być złożony Dick...

Do pewnego momentu powieść czytało mi się bardzo przyjemnie. Wartka akcja, ciekawe przygody, rozsądek i dzielność młodego kapitana powodowały, że jak nastolatka przeniosłam się do XIX wieku na wody oceanu i deski pokładu "Pilgrima". Jednak później miałam wrażenie, że czytam jakiś horror...Ogarniało mnie przerażenie, jak okrutni potrafią być ludzie dla innych ludzi...

Byłam pod wrażeniem sposobu, w jaki Verne przemycał w tej przygodowej opowieści informacje naukowe. Nie ma tu ani krzty sztuczności, moralizowania. 

Wiem, że nasza znajomość nie skończy się na tej powieści. Mam tylko nadzieję, że pozostałe będą choć trochę mniej wstrząsające...