Rok pierwszego wydania: 2004
Ocena: 4,5/6
To kolejna bardzo obszerna książka włoskiego korespondenta, po którą sięgnęłam w ostatnim czasie. Wręcz czytałam ją równocześnie z "Koniec jest moim początkiem" , co było doświadczeniem o tyle ciekawym, że "Nic nie zdarza się przypadkiem" powstawała w początkowym okresie choroby autora, a "Koniec..." to kolejny etap, więc wiedziałam już, do czego prowadziły wcześniejsze działania.
Gdy Terzani dowiedział się, że jest chory na raka, postanowił sprawdzić, czy istnieje na świecie jakikolwiek lek, metoda, które są w stanie go uleczyć. Nie wzbraniał się przed niczym, niczego nie negował, ale i nie wynosił na piedestał. Po prostu wyruszył w podróż, dowiadywał się i doświadczał. Leczenie rozpoczął w Stanach Zjednoczonych, gdzie Terzani trafił do nowoczesnej kliniki zajmującej się nowotworami w konwencjonalny sposób. Jednak poczuł się tam niekomfortowo, traktowany nie jak człowiek, a jak kolejny przypadek, zbiór części ciała. Dlatego też, korzystając z przerw w terapii, wyruszył na Daleki Wschód, gdzie medycy, szamani i inni uzdrowiciele podchodzą do pacjenta holistycznie.
Terzani, oprócz metod leczenia, opisuje też rzeczywistość, w której przyszło mu się znaleźć. Jest bacznym obserwatorem zachowań ludzi zarówno w Nowym Yorku jak i u stóp Himalajów. A swe obserwacje i wnioski pilnie zapisuje. Dzięki temu obszerna opowieść staje się dla czytelnika dużo ciekawsza!
Dodatkowo wtrąca opisy swoich emocji, odczuć. Z chorobą mierzy się samodzielnie, samotnie, co było jego w pełni świadomą decyzją. Oddala się od rodziny, przyjaciół, by skupić się na sobie.
Terzani ostatecznie nie odkrył żadnej medycznej nowinki, jednak w podróży znalazł coś równie ważnego: siebie i harmonię.
Książka wciąga, mimo trudnego tematu mierzenia się z chorobą.
wtorek, 19 czerwca 2018
środa, 13 czerwca 2018
"Ludzie jak wiatr" Krystyna Siesicka
Rok pierwszego wydania: 1970
Ocena: 4/6
Do leśniczówki starego Prota przyjeżdża Jan Sebastian. To nie pierwszy pobyt w tym miejscu. Tym razem 40-letni dziennikarz ma zamiar napisać książkę, czemu, jak przypuszcza, sprzyjać będzie panująca w środku lasu cisza i spokój. Jakże zaskakuje go zastana sytuacja! Oprócz niego w gościnę do Prota przybyły trzy jego wnuczki, rówieśniczki, nastolatki oraz wnuk znajomej, nieco od nich starszy. Jako, że Jan Sebastian ma zamiar pisać książkę o miłości, młode towarzystwo skwapliwie zgłasza chęć pomocy;) Czy jednak rzeczywiście przysłużą się powstaniu dzieła tak,jak planowali?
Jan Sebastian jest bacznym obserwatorem. Nie umykają jego uwadze poplątane uczucia między chłopakiem i jego trzema znajomymi. Rozważna, próbująca utrzymać w porządku cały świat Krystynka, czarująca, kokietująca, choć pusta Monika, roztropna i skryta Babetka...Którą z nich wybierze Tomasz? Czy w ogóle będzie umiał się zdecydować?
W wątek uczuć młodych ludzi wpleciona jest historia zaginionych, cennych witraży z miejscowego kościoła oraz tajemniczej skrzyni, stojącej w leśniczówce Prota. A w tle delikatnie wspomniany tragiczny początek znajomości Jana Sebastiana i leśniczego.
Choć to dość młodzieżowa powieść, przeczytałam ją z przyjemnością, jak wszystkie starsze utwory pani Siesickiej. Zawiera sporo smakowitych kąsków, wrzuconych mimochodem przemyśleń gospodyni Aliny.
"Ludzie są jak wiatr. Jedni lekko przelecą przez życie i nic po nich nie zostaje; drudzy dmą jak wichry, więc zostają po nich serca złamane jak jakieś drzewa po huraganie. A inni wieją jak trzeba. Tyle, żeby wszystko na czas mogło kwitnąć i owocować. I po tych zostaje piękno naszego świata."
Ocena: 4/6
Do leśniczówki starego Prota przyjeżdża Jan Sebastian. To nie pierwszy pobyt w tym miejscu. Tym razem 40-letni dziennikarz ma zamiar napisać książkę, czemu, jak przypuszcza, sprzyjać będzie panująca w środku lasu cisza i spokój. Jakże zaskakuje go zastana sytuacja! Oprócz niego w gościnę do Prota przybyły trzy jego wnuczki, rówieśniczki, nastolatki oraz wnuk znajomej, nieco od nich starszy. Jako, że Jan Sebastian ma zamiar pisać książkę o miłości, młode towarzystwo skwapliwie zgłasza chęć pomocy;) Czy jednak rzeczywiście przysłużą się powstaniu dzieła tak,jak planowali?
Jan Sebastian jest bacznym obserwatorem. Nie umykają jego uwadze poplątane uczucia między chłopakiem i jego trzema znajomymi. Rozważna, próbująca utrzymać w porządku cały świat Krystynka, czarująca, kokietująca, choć pusta Monika, roztropna i skryta Babetka...Którą z nich wybierze Tomasz? Czy w ogóle będzie umiał się zdecydować?
W wątek uczuć młodych ludzi wpleciona jest historia zaginionych, cennych witraży z miejscowego kościoła oraz tajemniczej skrzyni, stojącej w leśniczówce Prota. A w tle delikatnie wspomniany tragiczny początek znajomości Jana Sebastiana i leśniczego.
Choć to dość młodzieżowa powieść, przeczytałam ją z przyjemnością, jak wszystkie starsze utwory pani Siesickiej. Zawiera sporo smakowitych kąsków, wrzuconych mimochodem przemyśleń gospodyni Aliny.
"Ludzie są jak wiatr. Jedni lekko przelecą przez życie i nic po nich nie zostaje; drudzy dmą jak wichry, więc zostają po nich serca złamane jak jakieś drzewa po huraganie. A inni wieją jak trzeba. Tyle, żeby wszystko na czas mogło kwitnąć i owocować. I po tych zostaje piękno naszego świata."
poniedziałek, 11 czerwca 2018
"Koniec jest moim początkiem" Tiziano Terzani
Rok pierwszego wydania: 2006
Ocena: 5+/6
Tiziano Terzani był znanym włoskim dziennikarzem i reporterem. Pochodził z bardzo ubogiej florenckiej rodziny, co, można powiedzieć, odbiło się na całym jego życiu, wyborach, dążeniach. Mimo, że edukację rozpoczął od studiów prawniczych, zawsze marzył o podróżach, Azji, zwłaszcza Chinach i dziennikarstwie. I marzenia te stopniowo realizował.
"Koniec jest moim początkiem" to książka niezwykła. Powstała na podstawie rozmów Tizianiego z synem Folco w Orsigni, w okresie poprzedzającym bezpośrednio śmierć dziennikarza.
To zapis zwierzeń, dotyczących zarówno podróży po Azji, jak i życia osobistego czy przemyśleń filozoficznych. Znajdziemy tu sporo rozważań dotyczących sensu życia, śmierci, przemijania, co jest pewnie nieuniknione biorąc pod uwagę okoliczności rozmów. Z przyjemnością czytałam też o nieznanych mi bliżej wydarzeniach w Azji, w których dziennikarz uczestniczył nie tylko z racji wykonywanego zawodu, ale także życiowego, świadomego wyboru.
"Koniec..." nie jest typową biografią, a jednak stanowi niezwykle barwną opowieść o życiu. Życiu dobrym, satysfakcjonującym, wspaniałym, jak określa je sam Tiziano. Brak tu konkretnych dat, wydarzeń, jest to raczej całościowy obraz czyjejś długiej drogi, podróży przez świat i...życie.
Wiele poglądów Terzaniego okazało się bardzo mi bliskich. Zgadzam się z niejednym jego argumentem dotyczącym choćby polityki, pochwały różnorodności, czy dążenia do balansu życiowego.
Mimo dużej objętości (ponad 570 stron) książka nie nudzi ani przez chwilę. Nie jest to ten rodzaj literatury, który czyta się szybko i lekko, przeciwnie, poruszane tematy każą przystanąć i zastanowić się nad niejedną myślą. Poruszyła we mnie wiele delikatnych strun. Nie daje o sobie zapomnieć, mimo, że ostatnią kartkę przewróciłam dobrych kilka dni temu. Myślę, że warto do niej wracać.
Ocena: 5+/6
Tiziano Terzani był znanym włoskim dziennikarzem i reporterem. Pochodził z bardzo ubogiej florenckiej rodziny, co, można powiedzieć, odbiło się na całym jego życiu, wyborach, dążeniach. Mimo, że edukację rozpoczął od studiów prawniczych, zawsze marzył o podróżach, Azji, zwłaszcza Chinach i dziennikarstwie. I marzenia te stopniowo realizował.
"Koniec jest moim początkiem" to książka niezwykła. Powstała na podstawie rozmów Tizianiego z synem Folco w Orsigni, w okresie poprzedzającym bezpośrednio śmierć dziennikarza.
To zapis zwierzeń, dotyczących zarówno podróży po Azji, jak i życia osobistego czy przemyśleń filozoficznych. Znajdziemy tu sporo rozważań dotyczących sensu życia, śmierci, przemijania, co jest pewnie nieuniknione biorąc pod uwagę okoliczności rozmów. Z przyjemnością czytałam też o nieznanych mi bliżej wydarzeniach w Azji, w których dziennikarz uczestniczył nie tylko z racji wykonywanego zawodu, ale także życiowego, świadomego wyboru.
"Koniec..." nie jest typową biografią, a jednak stanowi niezwykle barwną opowieść o życiu. Życiu dobrym, satysfakcjonującym, wspaniałym, jak określa je sam Tiziano. Brak tu konkretnych dat, wydarzeń, jest to raczej całościowy obraz czyjejś długiej drogi, podróży przez świat i...życie.
Wiele poglądów Terzaniego okazało się bardzo mi bliskich. Zgadzam się z niejednym jego argumentem dotyczącym choćby polityki, pochwały różnorodności, czy dążenia do balansu życiowego.
Mimo dużej objętości (ponad 570 stron) książka nie nudzi ani przez chwilę. Nie jest to ten rodzaj literatury, który czyta się szybko i lekko, przeciwnie, poruszane tematy każą przystanąć i zastanowić się nad niejedną myślą. Poruszyła we mnie wiele delikatnych strun. Nie daje o sobie zapomnieć, mimo, że ostatnią kartkę przewróciłam dobrych kilka dni temu. Myślę, że warto do niej wracać.
poniedziałek, 19 lutego 2018
Zaproszenie
Mimo, że książek czytam sporo, jakoś blog przycichł. Może chwilowe zmęczenie po latach? Potrzeba przerwy? A może przekonanie, że lepiej czas pisania o książkach spożytkować na samo czytanie?
W międzyczasie doszła do głosu kolejna pasja.
Zapraszam do strony z moimi zdjęciami:)
Miłego oglądania w oczekiwaniu na kolejne książkowe wpisy:)
W międzyczasie doszła do głosu kolejna pasja.
Zapraszam do strony z moimi zdjęciami:)
Miłego oglądania w oczekiwaniu na kolejne książkowe wpisy:)
piątek, 19 stycznia 2018
"Książki i ludzie" Barbara N. Łopieńska
Rok pierwszego wydania: 1998
Ocena: 5/6
Barbara N. Łopieńska była znaną i cenioną reportażystką, autorką wielu wywiadów. "Książki i ludzie" to zbiór rozmów z bardziej i mniej znanymi osobami na temat książek. Tych ulubionych, przeczytanych, ale także kiepskich czy wręcz znienawidzonych, które mogły nawet wylądować w piecu;). Na temat stylu czytania (jedni czytają w łóżku przed snem, inni tylko w pozycji siedzącej), celu i powodów zdobywania tych a nie innych tytułów oraz sposobu organizowania własnej mniej lub bardziej rozbudowanej domowej biblioteczki (czasem książki ustawiane są alfabetycznie, czasem tematycznie, a czasem po prostu w pełni spontanicznie). Można tu znaleźć wiele ciekawostek, smaczków, historyjek dotyczących bogatych księgozbiorów. Poczytać o tym, jaki jest stosunek rozmówców do pożyczania książek (co z reguły grozi nieoddaniem...) czy ich posiadania (niektórzy nałogowo je gromadzą, inni pozbywają się zaraz po przeczytaniu, zostawiając tylko te niezbędne do pracy).
Książki są też okazją do rozmów na inne, poboczne tematy, choćby mediów czy roli pisarza/książki/czytelnictwa w społeczeństwie. Spodobały mi się bardzo trafne uwagi Ryszarda Kapuścińskiego:
„Dawniej oczekiwano od pisarza pisania. Człowiek piszący siedział i pisał. W ciągu ostatnich trzydziestu lat, na skutek ogromnego rozwoju mediów, rola pisarza zupełnie się zmieniła. Wystarczy napisać jedną czy dwie zauważone książki, żeby nie mieć szansy napisania trzeciej. Już media biorą go w obroty. Już wszystko działa przeciwko niemu. Można do końca życia nic więcej nie napisać, tylko jeździć, reprezentować, przemawiać”(str 95)
"Mam do książek bardzo osobisty stosunek. Miasta poznaję poprzez księgarnie, ale nie zdajemy sobie sprawy, że większość świata jest światem bez książki. Książka jest unikalnym fenomenem związanym tylko z kulturą europejską i kulturami, które stanowiły jej odgałęzienia. Cywilizacja książki ginie. Kurczy się dystrybucja książki w świecie, jeśli rozumie się świat tak, jak się powinno, a nie jako coś między Rzymem i Frankfurtem. W Nigerii, w największym kraju Afryki nie ma ani jednej księgarni”(str 96).
„Myślę, że pisanie idzie teraz w kierunku silnej eseizacji. To, co było do opowiadania zabrała telewizja, a miejsce na refleksję jest właśnie w pisaniu. Ważna na świecie literatura jest nasycona refleksją, rozważaniem, zamyśleniem. Bo dziś są dwa typy czytelnika: czytelnik literatury masowej – przedłużenia serialu telewizyjnego, który jak nie może z przyczyn technicznych oglądać serialu, sięga po książkę - i czytelnik wysmakowany, wdzięczny, którego bawi refleksja nad światem."(str 101)
Dla mnie, mola książkowego, ta pozycja jest nie lada gratką. Czułam się, jakbym została zaproszona do mieszkań, domów innych miłośników poezji i prozy i mogła przejrzeć zawartość ich półek z książkami, porozmawiać na temat literatury. Przy okazji miałam okazję poznać wiele ciekawych osobowości. Niektóre nazwiska rozmówców są mi doskonale znane (Gustaw Holoubek, Magdalena Tulli, Maria Janion i inni), jednak z niektórymi spotkałam się po raz pierwszy. Rozmówcami Łopieńskiej są osoby związane w jakiś sposób ze środowiskiem literackim, humaniści, dla których czytanie książek to praca (ach, godne to pozazdroszczenia;): m.in. historycy, tłumacze, krytycy literaccy, jest i wydawca.
Rozmowy prowadzone są lekko, w atmosferze relaksu i ciepła. Mają charakter pogawędki z przyjacielem. Czytelnik ma wrażenie, jakby usiadł z filiżanką herbaty w przytulnym pokoju pełnym książek i mógł porozmawiać z życzliwą osobą na temat wspólnej pasji. Żal, że wielu rozmówców już nie żyje, nic już nie napisze, nie opowie...
Książka stała się też dla mnie źródłem inspiracji do dalszych czytelniczych poszukiwań. Mam wypisaną długą listę tytułów, polecanych przez współautorów. Chętnie poznam też niektóre pozycje napisane przez rozmówców pani Łopieńskiej, chociażby Chądzyńskiej, Janion, Krall czy Kapuścińskiego.
Niezmiernie się cieszę, że miałam okazję i niebywałą przyjemność przeczytać "Książki i ludzi". Ubolewam jednak bardzo, że ta wydana w 1998 roku książka nie doczekała się wznowienia i jest dziś praktycznie nie do zdobycia na rynku księgarskim:( Jedynym ratunkiem i szansą jest biblioteka...
Ocena: 5/6
Barbara N. Łopieńska była znaną i cenioną reportażystką, autorką wielu wywiadów. "Książki i ludzie" to zbiór rozmów z bardziej i mniej znanymi osobami na temat książek. Tych ulubionych, przeczytanych, ale także kiepskich czy wręcz znienawidzonych, które mogły nawet wylądować w piecu;). Na temat stylu czytania (jedni czytają w łóżku przed snem, inni tylko w pozycji siedzącej), celu i powodów zdobywania tych a nie innych tytułów oraz sposobu organizowania własnej mniej lub bardziej rozbudowanej domowej biblioteczki (czasem książki ustawiane są alfabetycznie, czasem tematycznie, a czasem po prostu w pełni spontanicznie). Można tu znaleźć wiele ciekawostek, smaczków, historyjek dotyczących bogatych księgozbiorów. Poczytać o tym, jaki jest stosunek rozmówców do pożyczania książek (co z reguły grozi nieoddaniem...) czy ich posiadania (niektórzy nałogowo je gromadzą, inni pozbywają się zaraz po przeczytaniu, zostawiając tylko te niezbędne do pracy).
Książki są też okazją do rozmów na inne, poboczne tematy, choćby mediów czy roli pisarza/książki/czytelnictwa w społeczeństwie. Spodobały mi się bardzo trafne uwagi Ryszarda Kapuścińskiego:
„Dawniej oczekiwano od pisarza pisania. Człowiek piszący siedział i pisał. W ciągu ostatnich trzydziestu lat, na skutek ogromnego rozwoju mediów, rola pisarza zupełnie się zmieniła. Wystarczy napisać jedną czy dwie zauważone książki, żeby nie mieć szansy napisania trzeciej. Już media biorą go w obroty. Już wszystko działa przeciwko niemu. Można do końca życia nic więcej nie napisać, tylko jeździć, reprezentować, przemawiać”(str 95)
"Mam do książek bardzo osobisty stosunek. Miasta poznaję poprzez księgarnie, ale nie zdajemy sobie sprawy, że większość świata jest światem bez książki. Książka jest unikalnym fenomenem związanym tylko z kulturą europejską i kulturami, które stanowiły jej odgałęzienia. Cywilizacja książki ginie. Kurczy się dystrybucja książki w świecie, jeśli rozumie się świat tak, jak się powinno, a nie jako coś między Rzymem i Frankfurtem. W Nigerii, w największym kraju Afryki nie ma ani jednej księgarni”(str 96).
„Myślę, że pisanie idzie teraz w kierunku silnej eseizacji. To, co było do opowiadania zabrała telewizja, a miejsce na refleksję jest właśnie w pisaniu. Ważna na świecie literatura jest nasycona refleksją, rozważaniem, zamyśleniem. Bo dziś są dwa typy czytelnika: czytelnik literatury masowej – przedłużenia serialu telewizyjnego, który jak nie może z przyczyn technicznych oglądać serialu, sięga po książkę - i czytelnik wysmakowany, wdzięczny, którego bawi refleksja nad światem."(str 101)
Dla mnie, mola książkowego, ta pozycja jest nie lada gratką. Czułam się, jakbym została zaproszona do mieszkań, domów innych miłośników poezji i prozy i mogła przejrzeć zawartość ich półek z książkami, porozmawiać na temat literatury. Przy okazji miałam okazję poznać wiele ciekawych osobowości. Niektóre nazwiska rozmówców są mi doskonale znane (Gustaw Holoubek, Magdalena Tulli, Maria Janion i inni), jednak z niektórymi spotkałam się po raz pierwszy. Rozmówcami Łopieńskiej są osoby związane w jakiś sposób ze środowiskiem literackim, humaniści, dla których czytanie książek to praca (ach, godne to pozazdroszczenia;): m.in. historycy, tłumacze, krytycy literaccy, jest i wydawca.
Rozmowy prowadzone są lekko, w atmosferze relaksu i ciepła. Mają charakter pogawędki z przyjacielem. Czytelnik ma wrażenie, jakby usiadł z filiżanką herbaty w przytulnym pokoju pełnym książek i mógł porozmawiać z życzliwą osobą na temat wspólnej pasji. Żal, że wielu rozmówców już nie żyje, nic już nie napisze, nie opowie...
Książka stała się też dla mnie źródłem inspiracji do dalszych czytelniczych poszukiwań. Mam wypisaną długą listę tytułów, polecanych przez współautorów. Chętnie poznam też niektóre pozycje napisane przez rozmówców pani Łopieńskiej, chociażby Chądzyńskiej, Janion, Krall czy Kapuścińskiego.
Niezmiernie się cieszę, że miałam okazję i niebywałą przyjemność przeczytać "Książki i ludzi". Ubolewam jednak bardzo, że ta wydana w 1998 roku książka nie doczekała się wznowienia i jest dziś praktycznie nie do zdobycia na rynku księgarskim:( Jedynym ratunkiem i szansą jest biblioteka...
wtorek, 19 grudnia 2017
"Sposób na cholernie szczęśliwe życie" S. Małgorzata Chmielewska
Rok pierwszego wydania: 2016
Ocena: 5+/6
To nie jest książka o świętach. Ale jest idealną lekturą na Adwent.
Skąd się bierze bieda? Czy bezdomni, ubodzy są tacy z lenistwa, z wyboru? Czy jest ktoś, kto tak naprawdę chce być wykluczonym ze społeczeństwa, życia kulturalnego? A co z dziećmi, które są skazane na społeczne wykluczenie już w momencie urodzenia tylko dlatego, że trafiły do takiej a nie innej rodziny? Czy ktoś niepełnosprawny umysłowo może być świętym? A prorokiem?
I co z tym Bogiem? Eucharystią? Adoracją? Kościołem? Jak pogodzić sprawy duchowe, wiarę, z dzisiejszym, pędzącym, tak bardzo materialnym światem?
Siostra Małgorzata Chmielewska w wywiadzie - rzece odpowiada na te pytania i wiele innych. A równocześnie zmusza do szukania odpowiedzi na nie w sobie. Do skonfrontowania się ze swoimi poglądami, myślami, zaskorupiałymi nie raz, wpojonymi przez otoczenie.
To niesamowita Kobieta. Zakonnica, przełożona Wspólnoty "Chleb Życia". Prowadzi domy dla samotnych chorych, bezdomnych, noclegownie, domy dla samotnych matek. Organizuje pracę dla najuboższych ludzi, wykluczonych ze społeczeństwa, pogrążonych w beznadziei. Adoptowała niepełnosprawnego, ciężko chorego chłopca (teraz już dorosłego mężczyznę) i to jego szczęście jest jej prywatnym priorytetem. Wspólnota finansuje stypendia dla młodzieży, która nie ma możliwości dalszej nauki, by wyrwać ją z marazmu, dać szansę na lepsze życie. Siostra Małgorzata niesamowitą troską i mądrą miłością otacza ludzi z marginesu. By to wszystko "ogarnąć" potrafi zabluźnić, tupnąć nogą. Jednak siłę czerpie niezmiennie z bliskości z Bogiem.
Niezwykle skromna osoba, żyjąca w ubóstwie ze swoimi współbraćmi i siostrami. Mówi, że działa nie dla najuboższych, a z nimi. Razem tworzą rodzinę, dom. Próbuje obudzić społeczeństwo. Pokazuje oblicze świata, którego nie chcemy widzieć. Z wygody, egoizmu, ze strachu przed odpowiedzialnością. Ale też by nie psuć sobie estetyki wokół siebie.
Szczerze mówi o swojej bardzo bliskiej relacji z Bogiem, o rozmowach z Nim, Jego "szefowaniu" i swoim zaufaniu. Na pierwszym miejscu stawia Eucharystię, a zaraz za nią Adorację. Dopiero naładowana płynącą z nich siłą i mądrością może wyruszyć do ludzi:)
Nie uważa się za kogoś nadzwyczajnego. Po prostu realizuje swoje powołanie.I jest szczęśliwa:)
Rozmówcami Siostry są Piotr Żyłka, współautor książki z ks. Kaczkowskim "Życie na pełnej petardzie" i Błażej Strzelczyk, dziennikarzem "Tygodnika Powszechnego", młodzi, pełni energii ludzie, którzy mają spełnione wszelkie warunki, by czuć się szczęśliwymi. Czy rzeczywiście ich życie można nazwać szczęśliwym? Co znajdą w domu Wspólnoty?
Książka zrobiła na mnie duże wrażenie. Wiele mądrych przemyśleń Siostry warte jest wynotowania i częstego zaglądania.
Ocena: 5+/6
To nie jest książka o świętach. Ale jest idealną lekturą na Adwent.
Skąd się bierze bieda? Czy bezdomni, ubodzy są tacy z lenistwa, z wyboru? Czy jest ktoś, kto tak naprawdę chce być wykluczonym ze społeczeństwa, życia kulturalnego? A co z dziećmi, które są skazane na społeczne wykluczenie już w momencie urodzenia tylko dlatego, że trafiły do takiej a nie innej rodziny? Czy ktoś niepełnosprawny umysłowo może być świętym? A prorokiem?
I co z tym Bogiem? Eucharystią? Adoracją? Kościołem? Jak pogodzić sprawy duchowe, wiarę, z dzisiejszym, pędzącym, tak bardzo materialnym światem?
Siostra Małgorzata Chmielewska w wywiadzie - rzece odpowiada na te pytania i wiele innych. A równocześnie zmusza do szukania odpowiedzi na nie w sobie. Do skonfrontowania się ze swoimi poglądami, myślami, zaskorupiałymi nie raz, wpojonymi przez otoczenie.
To niesamowita Kobieta. Zakonnica, przełożona Wspólnoty "Chleb Życia". Prowadzi domy dla samotnych chorych, bezdomnych, noclegownie, domy dla samotnych matek. Organizuje pracę dla najuboższych ludzi, wykluczonych ze społeczeństwa, pogrążonych w beznadziei. Adoptowała niepełnosprawnego, ciężko chorego chłopca (teraz już dorosłego mężczyznę) i to jego szczęście jest jej prywatnym priorytetem. Wspólnota finansuje stypendia dla młodzieży, która nie ma możliwości dalszej nauki, by wyrwać ją z marazmu, dać szansę na lepsze życie. Siostra Małgorzata niesamowitą troską i mądrą miłością otacza ludzi z marginesu. By to wszystko "ogarnąć" potrafi zabluźnić, tupnąć nogą. Jednak siłę czerpie niezmiennie z bliskości z Bogiem.
Niezwykle skromna osoba, żyjąca w ubóstwie ze swoimi współbraćmi i siostrami. Mówi, że działa nie dla najuboższych, a z nimi. Razem tworzą rodzinę, dom. Próbuje obudzić społeczeństwo. Pokazuje oblicze świata, którego nie chcemy widzieć. Z wygody, egoizmu, ze strachu przed odpowiedzialnością. Ale też by nie psuć sobie estetyki wokół siebie.
Szczerze mówi o swojej bardzo bliskiej relacji z Bogiem, o rozmowach z Nim, Jego "szefowaniu" i swoim zaufaniu. Na pierwszym miejscu stawia Eucharystię, a zaraz za nią Adorację. Dopiero naładowana płynącą z nich siłą i mądrością może wyruszyć do ludzi:)
Nie uważa się za kogoś nadzwyczajnego. Po prostu realizuje swoje powołanie.I jest szczęśliwa:)
Rozmówcami Siostry są Piotr Żyłka, współautor książki z ks. Kaczkowskim "Życie na pełnej petardzie" i Błażej Strzelczyk, dziennikarzem "Tygodnika Powszechnego", młodzi, pełni energii ludzie, którzy mają spełnione wszelkie warunki, by czuć się szczęśliwymi. Czy rzeczywiście ich życie można nazwać szczęśliwym? Co znajdą w domu Wspólnoty?
Książka zrobiła na mnie duże wrażenie. Wiele mądrych przemyśleń Siostry warte jest wynotowania i częstego zaglądania.
czwartek, 14 grudnia 2017
"Wieści" William Wharton
Rok pierwszego wydania: 1987
Ocena: 3+/6
Za pasem kolejne Święta. Jak co roku, mam ochotę w tym okresie sięgnąć po książki o tematyce bożonarodzeniowej, ciepłe, urokliwe, magiczne. "Wieści" Whartona pamiętam sprzed wielu, wielu lat, jako powieść, której akcja dzieje się właśnie w czasie Bożego Narodzenia. Inne szczegóły zupełnie uleciały z mojej głowy.
Will, pięćdziesięciodwuletni nauczyciel, nieśmiały, skryty filozof, przyjeżdża do starego młyna na głębokiej francuskiej prowincji, by stworzyć w nim świąteczny klimat za pomocą gałązek ostrokrzewu i wielu czerwonego materiału. Nie jest to zadanie łatwe, biorąc pod uwagę bardzo spartańskie warunki i surową zimę za oknem. Ma tu spędzić te kilka wyjątkowych dni w roku ze swoją żoną (będą właśnie świętować trzydziestą rocznicę ślubu) i trójką z czwórki dorosłych dzieci.
Autor subtelnie i stopniowo wprowadza nas do rodziny Kellych. Poznajemy miejsce ich pobytu, zwyczaje, upodobania, codzienne czynności, ale także rodzinne tajemnice, konflikty. Nie jest to rodzina idealna, ale czy takie w ogóle istnieją?
Pierwszoosobowa narracja powoduje, że czytelnik może mieć wrażenie uczestniczenia w wydarzeniach i ciągłego obserwowania życia bohaterów. A okazji tych obserwacji Wharton dostarcza aż pod dostatkiem. Opisuje wszystko z wielką skrupulatnością i szczegółowością. Czasem aż przesadnie (jak choćby wizytę Willa w toalecie czy dokładny opis mycia się w misce).
Czy powieść zaspokoiła moje pragnienie odnalezienia świątecznego klimatu? W dużej mierze tak. Opisy są bardzo sugestywne, można bez mała poczuć zapach choinki i zimno panujące w młynie;) Dwudziestostopniowy mróz za oknem, mała lokalna społeczność, zakupy na targu.
Jednak ta szczegółowość, czytanie o każdym kroku bohaterów, każdym spojrzeniu, każdym ruchu-chwilami nuży.
Jest to na pewno lektura sprzyjająca wyciszeniu. Nie ma tu wartkiej akcji, momentów zwrotnych, wzlotów i upadków. Między kartkami snuje się zwyczajne życie zwyczajnych ludzi, zwyczajne radości i zwyczajne problemy, których doświadcza chyba większość z nas. To plus. Element, pozwalający na slow reading w tym zabieganym, przedświątecznym zamieszaniu.
Ocena: 3+/6
Za pasem kolejne Święta. Jak co roku, mam ochotę w tym okresie sięgnąć po książki o tematyce bożonarodzeniowej, ciepłe, urokliwe, magiczne. "Wieści" Whartona pamiętam sprzed wielu, wielu lat, jako powieść, której akcja dzieje się właśnie w czasie Bożego Narodzenia. Inne szczegóły zupełnie uleciały z mojej głowy.
Will, pięćdziesięciodwuletni nauczyciel, nieśmiały, skryty filozof, przyjeżdża do starego młyna na głębokiej francuskiej prowincji, by stworzyć w nim świąteczny klimat za pomocą gałązek ostrokrzewu i wielu czerwonego materiału. Nie jest to zadanie łatwe, biorąc pod uwagę bardzo spartańskie warunki i surową zimę za oknem. Ma tu spędzić te kilka wyjątkowych dni w roku ze swoją żoną (będą właśnie świętować trzydziestą rocznicę ślubu) i trójką z czwórki dorosłych dzieci.
Autor subtelnie i stopniowo wprowadza nas do rodziny Kellych. Poznajemy miejsce ich pobytu, zwyczaje, upodobania, codzienne czynności, ale także rodzinne tajemnice, konflikty. Nie jest to rodzina idealna, ale czy takie w ogóle istnieją?
Pierwszoosobowa narracja powoduje, że czytelnik może mieć wrażenie uczestniczenia w wydarzeniach i ciągłego obserwowania życia bohaterów. A okazji tych obserwacji Wharton dostarcza aż pod dostatkiem. Opisuje wszystko z wielką skrupulatnością i szczegółowością. Czasem aż przesadnie (jak choćby wizytę Willa w toalecie czy dokładny opis mycia się w misce).
Czy powieść zaspokoiła moje pragnienie odnalezienia świątecznego klimatu? W dużej mierze tak. Opisy są bardzo sugestywne, można bez mała poczuć zapach choinki i zimno panujące w młynie;) Dwudziestostopniowy mróz za oknem, mała lokalna społeczność, zakupy na targu.
Jednak ta szczegółowość, czytanie o każdym kroku bohaterów, każdym spojrzeniu, każdym ruchu-chwilami nuży.
Jest to na pewno lektura sprzyjająca wyciszeniu. Nie ma tu wartkiej akcji, momentów zwrotnych, wzlotów i upadków. Między kartkami snuje się zwyczajne życie zwyczajnych ludzi, zwyczajne radości i zwyczajne problemy, których doświadcza chyba większość z nas. To plus. Element, pozwalający na slow reading w tym zabieganym, przedświątecznym zamieszaniu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)