Autor: Katarzyna Enerlich
Ocena: 4/6
Wydawnictwo: MG
To ostatni (jak do tej pory) tom cyklu o prowincji. Przeczytałam chyba wszystkie, jednak kilka miesięcy temu miałam taki przesyt prowincją, że tą część omijałam szerokim łukiem. Jednak chwila przerwy spowodowała, że w bibliotece jednak się skusiłam i tak w moje ręce trafiła "Prowincja pełna złudzeń". Wg mnie lepsza niż kilka poprzednich.
Znajomość Ludmiły z Zygmuntem, zapoczątkowana i gwałtownie przerwana w przedostatnim tomie, tu rozkwita. Jednak nie bez problemów. Zygmunt najpierw musi się zmierzyć z ciężką chorobą prawie-byłej-żony. W tym czasie oczekiwania na wyprostowanie spraw, Ludmiła skupia się w dalszym ciągu na funkcjonowaniu Baby-Jogi, pisaniu książek i spotkaniach z czytelnikami.
Tym razem w fabułę znów wplecionych jest sporo historii zaczerpniętych od czytelników, nie tylko z Mazur, ale tym razem i ze Śląska. Poznajemy losy lokalnego rzeźbiarza, który na potrzeby powieści stał się wujem Zygmunta. Te wstawki znów ciekawie uzupełniają opowieść o Ludmile i jej rodzinie. Oczywiście nie zabrakło przepisów na zdrowe, wegetariańskie, oryginalne potrawy, którymi Ludka częstowała swych gości. Nie zabrakło pochwały codzienności, uważności, prostego szczęścia czerpanego z życia chwilą. Jednak tym razem te wątki nie zdominowały powieści, nie przytłoczyły, a przeplecione innymi są całkiem znośne, wręcz przyjemne w czytaniu, naturalnie wyciszające i relaksujące.
Zakończenie powieści sugeruje mi, że kolejnych tomów już nie będzie. Ale czy takie plany ma Autorka-nie wiem.
Nie znam żadnej części tej serii i nie ukrywam - nie bardzo mnie przyciąga. Może kiedyś się skusze, ale na razie mam co czytać :)
OdpowiedzUsuńKażdy jest inny i lubi coś innego;)
OdpowiedzUsuń