czwartek, 14 stycznia 2016

02(272) A lasy wiecznie śpiewają

Autor:Trygve Gulbranssen
Ocena: 3/6
Źródło: biblioteka

Bardzo lubię literaturę norweską. Marzę, by stanąć na fiordach i odetchnąć mroźnym, świeżym powietrzem. Toteż gdy przeczytałam świetne recenzje powieści "A lasy wiecznie śpiewają", zobaczyłam jej wysokie notowania w internecie, zerknęłam na magiczną okładkę-bardzo chciałam ją przeczytać. Jakaż była ma radość, gdy na bibliotecznej półce stał jeden opasły egzemplarz zawierający oba tomy sagi! Oczywiście otworzyłam ją gdy tylko dotarłam do domu! I...mój zachwyt jakoś zmalał po 50 stronach, by potem z każdą przewracaną z nadzieją kartką jeszcze się kurczyć...
Saga opowiada dzieje norweskiego rodu, mieszkającego w lasach dalekiej Północy w XIX wieku. Poznajemy twardych ludzi, głównie mężczyzn, zmagających się z surową naturą i własnymi porywczymi charakterami. Głównym bohaterem jest Dag, początkowo młodzieniec, który nagle zostaje sam i musi zacząć gospodarować majątkiem zostawionym przez przodków. Wraz z upływem czasu sprowadza do domu żonę, zostaje ojcem, jest niezaprzeczalnie nestorem rodu i głową rodziny. Wiedzie spory z wrogo nastawionymi mieszkańcami okolicznych osad, stara się pomnażać majątek i okiełznać przyrodę.
Tłem opisywanych wydarzeń ma być dzika natura Norwegii. Jednak jak dla mnie jest jej mało, za mało! Poza tym przedstawiona jest urywkowo, brak opisom malowniczości, która by porywała.
Autor sporo miejsca poświęca opisom warunków, w jakich mieszkali wtedy ludzie, strojom, zwyczajom.
Jedynie portretom bohaterów niewiele mogę zarzucić. Są surowi, zamknięci w sobie, mężczyźni - twardzi, bezkompromisowi i porywczy, kobiety - zaradne, gospodarne i harde. Jak przystało na prawdziwych potomków Wikingów.
Powieść mnie zmęczyła, znudziła. Bardzo się dłużyła. Akcja nabierała tempa dosłownie na chwilkę, by wracać na utarte, powolne i mdławe tory. Zabrakło mi szczegółów, które pomogłyby zanurzyć się w życiu bohaterów, opisów, które pozwoliłyby lepiej wyobrazić sobie przedstawiany świat. Miałam wrażenie, jakbym czytała dzieło w punktach, których Autor dość często zapomniał rozwinąć.
Ogólnie spodziewałam się dużo więcej...

3 komentarze:

  1. Też mi to zachwalano, a potem...nuuda. Ale w tym stylu-"Krystyna, córka Lavransa" była całkiem przyjemna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu nie wierzę, że Was książka znudziła...to jedna z piękniejszych książek skandynawskich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Krystyna zdecydowanie lepsza wg mnie!

    OdpowiedzUsuń