Autor: Camilla Lackberg
Ocena: 4/6
Wydawnictwo:Czarna Owca
Martin Molin, znany jako postać drugoplanowa z sagi Autorki, tym razem jest głównym bohaterem tego niezbyt długiego kryminału. Trochę wbrew swojej woli ma towarzyszyć aktualnej partnerce (nawet nie narzeczonej) w rodzinnym, weekendowym zjeździe na wyspie, w dawnym ośrodku kolonijnym. Zostaje przedstawiony wszystkim krewnym i sam poznaje krótką, subiektywną charakterystykę każdego z nich. Chwilę po przybyciu Martina, na wyspie zaczyna szaleć zamieć śnieżna, morze skute jest lodem i cała rodzina zostaje odcięta od reszty świata. Przy pierwszej kolacji nestor rodu i założyciel rodzinnej, wielopokoleniowej już firmy, daje wyraz swojej nienawiści. Oskarża wszystkich o to, że tylko czyhają na majątek, że liczą na jego szybką śmierć i wysoki spadek. Każde z dzieci i wnucząt już zawdzięcza dziadkowi spory udział w finansowaniu szkół, czy zakładanych biznesów...Gdy Ruben, zmęczony swym napadem złości wypija szklankę wody, w spazmach umiera. Martin od razu wyczuwa woń cyjanku. Dziadek został zamordowany, a morderca jest uwięziony na wyspie. Policjant zaczyna nieco nieudolne śledztwo. Członków rodziny ogarniają coraz silniejsze i bardziej negatywne emocje. Na światło dzienne wychodzą kolejne tajemnice. Wreszcie, przed końcem weekendu, pojawia się jeszcze jeden trup...Koniec zamieci daje możliwość powrotu na stały ląd. Dopiero w drodze do portu na Martina spływa olśnienie i rozwiązanie zagadki. Przyznam, że zaskakujące.
Powieść do złudzenia przypominała mi w stylu kryminały Agaty Christie. Akcja jest wartka, znalezienie mordercy wcale nie oczywiste. Ma trochę niedociągnięć, sposób prowadzenia śledztwa może chwilami irytować. Jednak czyta się bardzo sprawnie i z zainteresowaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz