wtorek, 13 sierpnia 2024

"Pokaż mi swoją bibliotekę" Aleksandra Rybka

 Rok pierwszego wydania: 2020

Ocena: 5/6



Niesamowita gratka dla wszystkich książkomaniaków, bibliofilów, moli książkowych! Autorka rozmawia ze znanymi pisarzami, wydawcami, ludźmi ze świata literatury i kultury na temat tego, co czytają, kiedy, gdzie, jakie pozycje mają w swoich prywatnych biblioteczkach, co czytali w dzieciństwie...

Co mnie zachwyciło: ich wielkie księgozbiory. Są powodem moich cichych westchnień. Oczywiście rozumiem, że praca zawodowa każdego z nich jest związana z książkami i ich czytaniem, że mnóstwo egzemplarzy dostają za darmo do recenzji, że to bywa zgubne, te ilości...Ale rozum mówi swoje, a serce swoje ;)

Co mnie pocieszyło: wszyscy mówią o tym, że nie przeczytali książek ze swojej biblioteki. Że wiele tytułów chcą po prostu mieć. Lubią na nie patrzeć. Uff..Czyli nie tylko ja tak mam ;) Koniec z wyrzutami sumienia przy kolejnych zakupach, bo przecież tyle nieprzeczytanych mam na swoich półkach ;)

Co mnie lekko przeraziło: fakt, że można nagromadzić tyle książek, że nie ma się za bardzo miejsca do życia we własnym mieszkaniu. 

Uwielbiam czytać takie książki! Są dla mnie inspiracją do dalszych poszukiwań. Zaglądam na strony rozmówców, żeby ich zobaczyć, lepiej poznać. Zaglądam na YT i oglądam filmiki, w których opowiadają o swoich książkach. Oczywiście szukam tytułów, które są dla nich ważne, żeby zerknąć co to za gatunek, czy może i mnie zaciekawi. 

Od takich książek zaczynam snuć pajęcze nitki w najróżniejszych kierunkach. I czasem się zdarza, że w moje sieci wpadnie jakaś ciekawa, nowa pozycja :)


piątek, 9 sierpnia 2024

"Zapomniane niedziele" Valerie Perrin

 Rok pierwszego wydania: 2015/2024

Ocena: 4,5/6



Dwudziestojednoletnia Justine pracuje w domu opieki. O dziwo, czuje się w tym miejscu bardzo dobrze. Z oddaniem zajmuje się zniedołężniałymi staruszkami, cierpliwie znosi ich humory i  uwielbia słuchać opowieści. Zwłaszcza prawie stuletniej Helene Hel, której historię życia i wielkiej miłości dziewczyna spisuje w niebieskim zeszycie. Przy łóżku staruszki Justine poznaje pięknego Romana, jej wnuka, który przyjeżdża by czytać babci książki. To jemu dziewczyna chce w przyszłości podarować spisaną historię.

Pewnego dnia ktoś zaczyna anonimowo dzwonić do rodzin pensjonariuszy, by poinformować o rzekomej śmierci bliskiej osoby. Gdy dzieci i wnuki przyjeżdżają do Hortensji, okazuje się, że babcia czy dziadek żyje i ma się dobrze, a fortel miał ich zmusić do odwiedzin. Ktoś ewidentnie chce, by bliscy przypomnieli sobie o tych "zapomnianych w niedzielę", czekających bez skutku, ale z nadzieją, co tydzień.

Justine mieszka z dziadkami i młodszym kuzynem, którego traktuje jak brata. Gdy oboje byli mali, ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Dziewczyna zaczyna szukać przesłanek, które pomogą rozjaśnić okoliczności zdarzenia. Przy okazji odkrywa okropną rodzinną tajemnicę. To z jej powodu w domu nigdy nie rozmawia się o zmarłych bliźniakach i ich żonach. 

Z jednej strony powieść napisana jest dość banalnie. Z drugiej-przeplatające się historie  naprawdę wciągają, a ich zakończenie jest zaskakujące. Relacja Helene z Justine wzrusza, a piękne uczucie Luciena i jego wojenne losy napełniają melancholią. 

Być może u mnie książka trafiła na "swój czas", być może kiedyś indziej nie spodobałaby mi się tak bardzo, być może zwróciłabym więcej uwagi na różne banały. Ale teraz, w te letnie, leniwe dni, czytało mi się ją naprawdę dobrze, choć daleka jest od beztroskiej radości. 


sobota, 27 lipca 2024

"Wiatrom powierzone" Laura Imai Messina

 Rok pierwszego wydania: 2020

Ocena: 5/6



"Rok w rok tysiące osób udawały się do Bell Gardii, by zostawić tam swój głos. Wiele z nich to ocaleni z kataklizmu z 11 marca 2011 roku, większość z Otsuchi. Ale byli i tacy, którzy stracili bliskich w wyniku choroby, wypadku samochodowego, staruszkowie przybywający, by porozmawiać z własnymi rodzicami, ofiarami drugiej wojny światowej, albo rodzice dzieci, które przepadły w nicości" (str. 53)

Gdzieś w Japonii istnieje ogród, w którym stoi budka telefoniczna z niepodłączonym telefonem. Wystarczy podnieść słuchawkę, by móc porozmawiać z tym, kogo już nie ma, a wiatr zaniesie słowa tam, gdzie trzeba.

Do Bell Gardii dociera Yui, która w tsunami straciła matkę i malutką córeczkę, dwie najważniejsze dla niej i najbliższe istoty. Jednak długo nie ma odwagi sięgnąć po słuchawkę. Jedynie spaceruje po pięknym miejscu. Poznaje tam Tekeshiego, młodego lekarza, wdowca. Jego córeczka przestała mówić w dniu, kiedy jej mama odeszła. Ale też kilka innych osób, które przez niecodzienny telefon rozmawiają ze swoimi zmarłymi bliskimi, opowiadają im o codziennych sprawach, albo wykrzykują emocje, których nie zdążyli wyrazić, póki ci żyli. Oraz staruszka, który opiekuje się tym magicznym ogrodem. 

Yui i Tekeshi, dwoje młodych  ludzi, tak bardzo poranionych i samotnych, powoli zaprzyjaźniają się ze sobą. Myliłby się jednak ten, kto spodziewałby się, że to typowy romans i że ten temat wiedzie prym. 

To przepiękna opowieść o żałobie, o próbach powrotu do życia. Pełna wspomnień, bólu, ale też nadziei. 

piątek, 19 lipca 2024

"Pójdę sama" Chisako Wakatake

 Rok pierwszego wydania: 2017

Ocena: 5/6



Pani Momoko jest po siedemdziesiątce. Jako młoda dziewczyna uciekła, można powiedzieć, od despotycznej matki do Tokio. Poznała miłość swojego życia, urodziła dzieci, była wzorową panią domu, żoną i matką. A teraz jest sama. Mąż zmarł kilkanaście lat temu, dzieci się usamodzielniły i nie utrzymują z nią niestety kontaktu. "Może to nic takiego-może  po prostu dawała córce zbyt wiele tego wszystkiego, czego sama dostawała od matki zbyt mało. Ku swojemu zaskoczeniu ona także próbowała kontrolować ją wedle własnego przekonania, wedle własnych gustów. To samo. Z matki na córkę. Z córki na jej córkę. (...) To jak choroba zakaźna." (str 40).

"(Matki) rozpaczają, że przywarły do swoich synów, nie dały im przestrzeni na oddech, że są odpowiedzialne za pustkę, która panuje w ich życiu. Tak wielka była rola matki w ich własnym" (str.46)

Powieść jest obrazem myśli, przeżyć wewnętrznych, refleksji pani Momoko. Wydawało mi się, że będzie to lekka, cienka książeczka, w sam raz na upalne popołudnie. Rzeczywiście, napisana jest prosto, a wstawki napisane dialektem (i jakoś tak koślawo przetłumaczone) mogą drażnić i męczyć. Jednak im dalej, tym tematyka okazała się coraz trudniejsza. Refleksje pani Momoko na temat samotności, starości i mnie dawały dużo do myślenia. Obudziły we mnie pewien rodzaj melancholii, bardziej jesiennej niż letniej....

"Jakie by kto miał życie, i tak jest samotny"

"Nikomu już nic nie zabiorę. Ani mnie nic nie zabiorą. Pójdę, dokąd zechcę, gdzie wiatr zawieje. Odpocznę, kiedy będę miała ochotę. Jestem już wolna" (str 47)

Pani Momoko podejmuje symboliczną, samotną, długą pieszą wędrówkę do grobu męża. Pod wysokie górki, przez ciemny las. Na tej drodze spotyka dziewczynki, młode kobiety, które są nią samą sprzed wielu lat, które wciąż żyją w niej. Rozmawia z nimi, przytula je, obdarza zrozumieniem. Jakże bliskie to jest obrazowi Wewnętrznego Dziecka!

Być może ta powieść trafiła do mnie w odpowiednim czasie. I przez to tak bardzo mi się spodobała. Przemówiła do mnie. Wypełniła mnie po brzegi. Nie ma przypadkowych spotkań. Spotkań z książkami też to dotyczy. 

wtorek, 16 lipca 2024

"Bądź dobra dla zwierząt" Monica Isaksuten

 Rok pierwszego wydania: 2023

Ocena: 5/6



Najpierw jest wielka miłość. Z każdym dniem wspólna przestrzeń rozrasta się, aż do niewyobrażalnych rozmiarów. Potem młodzi dorabiają się wspólnego mieszkania, albo domu, rośnie wspólne konto. Wreszcie pojawia się dziecko. To wymarzone. Ok, może nie zawsze takie wymarzone, zwłaszcza jeśli pojawia się ryzyko, że będzie ciężko chore. Ale na szczęście to był fałszywy alarm, wszystko jest ok. Uff...

A potem...

"Jak wytłumaczyć swoim dzieciom, że większość związków rozpada się w trakcie pierwszych lat ich życia, że to wtedy dochodzi do konfliktów, niezadowolenia, roztrzaskiwania talerzy o podłogę, przenoszenia w środku nocy kołder i poduszek na kanapy, do wszystkich tych nieporozumień, kłótni, gróźb rozwodu i wiecznego zatracenia, ponieważ człowiek jest tak cholernie śpiący, że gotów zasnąć w drodze do skrzynki na listy, do śmietnika albo w toalecie, z głową przytuloną do ściany."

Rozwód. To się zdarza. Coraz częściej. Podział majątku. A potem podział dziecka. Negocjacje, spotkania w różnych instytucjach, które mają pomóc, ustalenia. I w końcu podpisanie papierów. Opieka naprzemienna. Tydzień u mamy, tydzień u taty. Podobno taka opieka jest najbardziej wskazana z psychologicznego punktu widzenia. Bo pomaga utrzymać więź i dorastać z odpowiednimi wzorcami czerpanymi od rodziców obu płci. 

Zwykle uwaga wszystkich kierowana jest w tej sytuacji na dziecko. To "dobro najwyższego rzędu". Ale w tym wszystkim jest też matka. Kobieta, która nosiła to dziecko w brzuchu przez 9 miesięcy. Dla której to dziecko jest jakby częścią jej samej. I nagle ta część, jeszcze taka mała, nieodrośnięta, kilkuletnia zaledwie, zostaje jej odebrana. Na tydzień. Na dwa tygodnie w każdym miesiącu. Na 26 tygodni w roku. Na święta. I co drugie urodziny. 

Zostaje pusty pokój. Pusty fotelik w samochodzie. Zostaje wyrwa w sercu, w głowie. Strach, szloch, wycie.  Co on daje dziecku na śniadanie? Czy pamięta, że trzeba je smarować maścią na egzemę dwa razy dziennie? Czy ja bardzo krzywdzę swoje dziecko? Skąd będzie wiadomo, czy jego złe cechy w dorosłości to geny czy efekt tej decyzji? ... Wszystkie emocje matki, której za wcześnie zabrano pisklę z gniazda.

I o tych emocjach jest ta książka. Bardzo treściwa, esencjonalna. Zbiór scenek, myśli, słów. 

W Skandynawii nie rozmawia się o trudnych emocjach. Tam wszystko powinno być poprawne. Nowoczesne. Po prostu niektóre dzieci robią w przedszkolu dwa Mikołaje przed świętami. Choć jedna dziewczynka po prostu przecięła swojego na pół...

To literatura trafiająca prosto w serce, duszę i głowę. Zadaje kilka szybkich, celnych ciosów i zostawia czytelnika w oszołomieniu. 

Ja nadal w nim trwam.

niedziela, 14 lipca 2024

"Witajcie w księgarni Hyunam-Dong" Hwang Bo-Reum

 Rok pierwszego wydania: 2022/2024

Ocena: 4/6



"Yeong-ju zaczytywała się w książkach od samego otwarcia. Lubiła je, bo pozwalały jej uwolnić się od własnych odczuć, jednocześnie zbliżając do emocji przeżywanych przez innych (...) Często zdarzało jej się czytać, żeby coś odnaleźć (...) Wielokrotnie dopiero po kilkudziesięciu stronach zdawała sobie sprawę, że właśnie taka historia była jej potrzebna."

Wielu miłośników książek marzy o tym, żeby otworzyć własną księgarnię. Tak jak młoda Yeong-ju. Jednak jej życie dalekie było od takich planów. Pracowała w korporacji, podobnie jak jej mąż. Oboje poświęcali pracy cały swój czas, siły, życie. Na rozmowy, wspólne chwile, poznawanie siebie nawzajem pozostawało bardzo mało miejsca. Wreszcie przyszło wypalenie zawodowe. Yeong-ju nie była w stanie iść do pracy już ani razu więcej. Nie była też w stanie patrzeć, jak jej mąż nadal oddaje siebie korporacji, a ten nie chciał słyszeć o żadnych zmianach. Pozostało więc się rozstać. Zapłacić za tą decyzję nie tylko zerwaniem relacji z mężem, ale też z matką... I zacząć spełniać swoje marzenie...

I tak młoda, samotna, załamana kobieta stanęła w swojej nowo otwartej księgarni...

To opowieść o tym, jak znaleźć odwagę i siłę, by zacząć iść swoją drogą. Na przekór otoczeniu, światu, a nawet rynkowi ;) Opowieść o miłości do książek; o przyjaźni; o trudach prowadzenia własnego biznesu. O chwilach zwątpienia, ale i radości i satysfakcji.

To jedno z tych lekkich czytadełek, napisanych prostym językiem, do pochłonięcia w dwa popołudnia. A jednak jest w nim coś takiego, co nie dawało mi się oderwać mimo kiepskiego języka i czającej się chwilami nudy. Może to historia głównej bohaterki? Może urok księgarni? Może coraz bliżsi znajomi Yeong-ju? W każdym razie, mimo średniej jakości, nie żałuję, że poznałam tę młodą kobietę i spędziłam kilka miłych chwil w jej księgarni :) Może właśnie taka historia była mi teraz potrzebna?

środa, 10 lipca 2024

"Wyspa zaginionych drzew" Elif Shafak

 Rok pierwszego wydania: 2021

Ocena: 5,5/6



"Imigranci w pierwszym pokoleniu to wyjątkowy gatunek. Często ubierają się na beżowo, szaro lub brązowo. W kolory, które nie rzucają się w oczy. Barwy, które szepczą, a nigdy nie krzyczą. W ich manierach dostrzega się pewną skłonność do oficjalności, jakby chcieli, aby traktowano ich z godnością. Poruszają się z pewną niezgrabnością, nie całkiem swobodni w otaczającej ich rzeczywistości. Jednocześnie dozgonnie wdzięczni za szansę, którą dał im los, i przerażeni ty, co im odebrał, zawsze niedopasowani, odseparowani od innych jakimś niebywałym  doświadczeniem, niczym osoby, które przeżyły wypadek samochodowy" (str. 39)

Ada jest nastolatką, kończy szkołę w Londynie. Pewnego dnia niespodziewanie zaczyna krzyczeć na lekcji. Krzyk po prostu sam wydobywa się z jej wnętrza. Nie umie go zatrzymać, zapanować nad nim. Skąd się tam wziął? Czy to niedawna śmierć mamy leży u jego źródła? A może oddalenie się taty, który więcej czasu spędza ze swoim ukochanym drzewkiem figowym, niż z córką? 

Ada jest dzieckiem Turczynki i Greka. Mieszkańców Cypru, podzielonego murem i wojną domową. Owocem zakazanej miłości, brutalnie przerwanej przez politykę, uprzedzenia, lęk, której po latach dano jeszcze jedną szansę.

Zachwyciła mnie ta książka. Wciągnęła z głową i nogami w akcję nasączoną ciekawymi informacjami. 

O czym można w niej poczytać?

O historii Cypru, burzliwej, bolesnej, niosącej ze sobą okrucieństwo i konsekwencje rzutujące na kilka pokoleń. O ekshumacjach, poszukiwaniu swoich bliskich, o żałobie po tych, których los jest nieznany.

O rodzącej się miłości, skrywanej przed całym światem. O bólu, który trwa latami...

O tradycjach, rodzinnych więzach. 

O wierzeniach, zabobonach, przesądach, złych duchach, urokach, a nawet o egzorcystach.

O drzewach, mrówkach, pszczołach, myszach, ich zwyczajach i życiu, nad którym mało kto się pochyla i zastanawia. I o pięknej przyrodzie. 

O świętych, ale też o bohaterach mitów.

To chyba jedna z najlepszych powieści, jakie czytałam w ostatnim czasie.