poniedziałek, 3 sierpnia 2020

"Góra śpiących węży" Hanna Kowalewska

Rok pierwszego wydania: 2001
Ocena: 5/6


Po trzech latach wróciłam do Zawrocia. Tyle czas upłynęło od momentu, kiedy powtórzyłam lekturę I tomu.
Tym razem Matylda stawia czoła przeszłości związanej ze śmiercią ojca. Przypadkowo znaleziony guzik oraz tajemnicze zdjęcia schowane od lat w pawlaczu, budzą w niej potrzebę odnalezienia śladów po osobie, która na pewno bardzo ją kochała, a która w rodzinie owiana jest milczeniem. Dlaczego matka nigdy nie wspomina swojego pierwszego męża? Dlaczego nie opowiada córce o tacie? Przecież dziewczynka spędziła z nim 5 lat. To dużo okazji do tworzenia wspomnień.
Matylda, wiedząc, że ojciec wychowywał się w domach dziecka, rusza do Sosenki, by szukać tak kogokolwiek mogącego pamiętać małego, samotnego chłopca. Tam poznaje historię Malinowskich, uzupełnianą potem przez kolejne odnalezione osoby.
Przy okazji poznajemy całkiem współczesną sytuację rodzinną Matyldy. Autorka świetnie pokazuje psychikę kobiety, jaka wyrosła z niekochanej, zawsze "tej gorszej" dziewczynki, która musiała dorastać w domu ojczyma, w cieniu młodszej przyrodniej siostry. Jednak z każdym rozdziałem poznajemy szczegóły, które sprawiają, że sytuacja nie jest tak jednoznaczna, jak wydawało się na początku.
W tle pojawiają się wciąż byli kochankowie Matyldy, manipulanci, nie umiejący przejść do porządku dziennego po rozstaniu. Szczerze podziwiam odporność psychiczną młodej kobiety na intrygi snute przez otoczenie...
I w tym wszystkim jeszcze Paweł. I Zawrocie. Czyli coś, co zaczyna iskrzyć, coś, o czym autorka nie pozwala zapomnieć, jednak wciąż pozostawia czytelnika z niezaspokojoną ciekawością, w oczekiwaniu na coś, co ma się wydarzyć. Czy rzeczywiście to, co wydaje się nieuniknione, wydarzy się w kolejnych tomach cyklu?
Powieść mnie po prostu wchłonęła. Matylda ze swoimi problemami i rozterkami stała mi się bardzo bliska.
Książka napisana jest bardzo dobrze. To nie pospolite czytadło, zniechęcające pospolitym językiem i przewidywalnym schematem. Tu tajemnica goni tajemnicę. A poetyckie zwroty i trafne myśli pozwalają delektować się lekturą.
Przede mną już leży "Maska Arlekina". Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz