czwartek, 7 września 2017

"Irena" Małgorzata Kalicińska, Barbara Grabowska

Rok pierwszego wydania: 2012
Ocena: 3+/6



Trzy pokolenia kobiet. Irena-80-letnia, świeżo upieczona wdowa, przyszywana ciotka i babcia dwóch pozostałych. Zawsze rozsądna, opanowana, pełna życiowej mądrości. Dorota-50+, chaotyczna, roztrzepana, od niedawna właścicielka własnego biznesu. Jagoda-25+, córka Doroty, zapracowana menadżerka z korporacji, zżyta ze swoją firmą, wydaje się zadowolona z pracy i swojego  życia, koordynatorka wszystkiego, nie raz  czuje się jak matka swojej matki...
Bohaterki poznajemy w momencie śmierci Felka, męża Ireny, z którą wprawdzie byli jak ogień i woda, ale jednak kochali się bardzo. Dorocie zastępował dawno zmarłego ojca, a dla Jagody był jak najlepszy dziadek.
Powieść to obraz relacji między matką i córką, między małżonkami, relacji nie tylko rodzinnych. Pełnych niełatwych emocji, bolesnych wspomnień i oczekiwań wobec tej drugiej strony, braku zrozumienia, rozczarowania, cienia dawnej tajemnicy. Gorzki chwilami obraz współczesnego świata korporacji, ale i zagubionych kobiet, które kiedyś oddały swoje życie dzieciom, a potem zostały same, bez pracy, zainteresowań, swoich wartości...
W sumie nie wiem, czemu tytuł brzmi Irena, bo o Irenie w tej powieści jest najmniej. Może dlatego, że w niej jest najwięcej życiowej mądrości, którą "karmi" Jagodę i Dorotę w chwilach kryzysów i nie tylko?
Narracja prowadzona jest dwutorowo, na przemian poznajemy punkt widzenia Doroty i Jagody. Różne spojrzenia na tą samą sytuację, na współczesny świat, życie.
Co mnie nieco uwierało, to język, jakim autorka się posługuje. Nie lubię w powieściach słówek typu siema,  no to nara, kolnę wieczorem. Tak mam. I chyba dlatego coraz mniej mi po drodze ze współczesnymi polskimi pisarkami, starającymi się być cool, wyluzowanymi kumpelami czytelniczek. Jednak tutaj współczesny język młodych ludzi można uznać za element podkreślał dzielący pokolenia przepaść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz