wtorek, 8 sierpnia 2017

"Jeśli tylko potrafiłyby mówić" James Herriot

Ocena: 4+/6
Rok pierwszego wydania: 1970

Autobiograficzna opowieść Herriota o początkach jego pracy w zawodzie weterynarza. Młody James, zaraz po studiach, trafia do wioski Darrowby w Yorkshire w Szkocji. Są lata trzydzieste XX wieku, także opisywane realia już nieco odległe, ale warte poznania!
Szefem Jamesa zostaje roztrzepany doktor Sigfried Farnon, a do współpracy dołącza jego młodszy brat, leniwy wesołek Tristan. James kocha swoją pracę, uwielbia zwierzęta małe i duże, choć wykonanie niektórych czynności medycznych przysparza nieco problemów. Także kontakt z miejscowymi farmerami nie jest wolny od nieporozumień i kłopotów. Życie młodego lekarza obfituje w sytuacje zarówno śmieszne, kłopotliwe, jak i bardzo satysfakcjonujące.
Książka napisana jest w przeuroczy, lekki i pogodny sposób. Czyta się ją z wielką przyjemnością, a chwile z nią spędzone są bardzo relaksujące:) Nie jest to literatura wysokich lotów, ale swym humorem i stylem urzeka czytelnika. Może kartą przetargową Herriota jest prawdziwość tego, co opisuje? Szczegółowe relacje z zabiegów wykonywanych na zwierzętach bardziej wrażliwych czytelników mogłyby pewnie przyprawić o mdłości;)
Mnie klimat Darrowby i opisane relacje sąsiedzkie przypominały te z Avonlea czy Alabamy opisywanej przez panią Flagg:) Na kilka godzin przeniosłam się w magiczny, uroczy świat, którego mieszkańców miałam wrażenie, że znam od zawsze:)
Książka otwiera cykl "Wszystkie stworzenia małe i duże". Chętnie sięgnę po kolejne części dla poprawy nastroju :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz