czwartek, 16 września 2021

Ginący urok bibliotek?



 Biblioteka. Pierwsze, co mi przychodzi na myśl po usłyszeniu tego słowa, jest pomieszczenie pełne regałów, często sięgających prawie do sufitu, wypełnionych książkami. Zapach kurzu, starych woluminów. W szkolnych bibliotekach duża część egzemplarzy obłożona była w brązowy papier (nie wiem czemu zwany potocznie: szarym?). Do tego cisza, spokój, siwa pani za małym biureczkiem, która zawsze chętnie doradziła, odpowiedziała na pytania. I książki-często po prostu stare, gruby papier taki miły w dotyku, już dawno zbrązowiały.  Taki obraz wyłania się, gdy zamknę oczy i pomyślę: biblioteka.

Dwa, a może i trzy lata temu w Łodzi zreorganizowano sieć bibliotek i wszystkie połączono pod szyldem: biblioteka miejska. Miasto zdecydowanie wzięło się za remontowanie, a zwłaszcza-unowocześnianie tej instytucji. Na mapie pojawiły się niesamowite miejsca! Nie dość, że wiele bibliotek stała się ogromna (połączone mieszkania w odrestaurowanych kamienicach), to jeszcze pojawiły się w nich takie gadżety jak "bocianie gniazda", hamaki, ogromne fotele, a nawet...rower stacjonarny, który przy okazji pedałowania może naładować telefon! Przestronne sale "tematyczne: w jednej literatura polska, w innej obca, oddzielnie historia, oddzielnie Nobliści, dzieci też mają swoje książki podzielone nie tylko ze względu na wiek, ale i na gatunek. I tylko jakoś książek w nich mało...Jakieś niskie regaliki pod odległymi ścianami...

Nie ma w tym oczywiście nic złego! Wręcz dużo dobrego, bo zapewne w ten sposób miasto chce przyciągnąć młodych ludzi do czytania. 

A jednak...czegoś mi w tych nowych bibliotekach brakuje :( Klimatu zaczytania. Zapachu. Stare książki ze  śladami używania ;) nie raz pozwalały pomarzyć, kto je czytał wcześniej, w jakim domu leżały, na stoliku, pod lampą z abażurem, a może przy czyimś łóżku? 

Te nowe biblioteki przypominają mi bardziej księgarnię. Na półkach same nowości, albo nowe wydania klasyki. Błyszczące okładki, cieniutki biały papier i zapach już nie kurzu, a druku. Nie znajdziesz tu już powieści z lat 50-tych czy 70-tych, ba, z reguły to wydania zdecydowanie po 2010 roku.  Niewiele też osób przechadza się z rozmarzonym wzrokiem między regałami, by szukać, przeglądać, podczytywać opisy,  bo książki można zamówić przez Internet i szybko odebrać przy biureczku. I panie bibliotekarki - młode, często tuż po studiach, nie znające odpowiedzi na podstawowe pytania o tytuł czy autora, bo nie wiedzą nawet jak się pisze niejedno nazwisko :(



I może to już ten czas, kiedy wchodzę w wiek "sentymentalny", ale zwyczajnie tęsknie za tamtymi bibliotekami. Tymi z klimatem, w których można było prawie cofnąć się w czasie, znaleźć powieści, które czytała jeszcze moja mama...Cóż, wszystko płynie, gna do przodu, zmienia się, nawet biblioteki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz