środa, 11 sierpnia 2021

"Bezmatek" Mira Marcinów

Rok pierwszego wydania: 2020

Ocena: 4,5/6



 Kolejny bardzo trudny temat. Bolesny. Tym razem relacja matka-córka i umieranie. Kolejna bardzo intymna relacja. Czytałam i czułam jak ściska mnie w najgłębszych warstwach duszy, a nawet w żołądku.

Startujemy w latach 90-tych. Autorka ma kilka lat i mocno poplątaną rodzinę. Starsza przyrodnia siostra, ojcowie obu nieobecni, za to kolejni ojczymowie jak najbardziej, ale w książce ich nie ma. Matka-pije, pali, jest szalenie atrakcyjna, ale jakoś trudno jej zarobić cokolwiek, więc bieda zagląda do garów. Za to kocha, wariacko, radośnie, szalenie, umie cieszyć się życiem, każdym drobiazgiem. Matka w ołówkowej spódnicy, na szpilkach, zawsze umalowana, modnie uczesana, roztaczająca woń perfum i wódki, nieprzewidywalna, wierząca w marzenia. Córka raz pomaga jej wejść po schodach na plączących się nogach obutych w wysokie szpilki, raz tańczy z nią szaleńczo do hitów disco polo, a kiedy indziej-płaczą razem w kuchni. Z czasem, gdy Mira dorośnie, pijają też razem piwo czy wino, pociągając na zmianę z gwinta. 

Ale to tylko taki wstęp. Wspomnienia. Sytuacje, migawki z życia, warte utrwalenia, by potem się nie rozpaść. 

Bo zasadnicza opowieść dotyczy śmierci. Jedni umierają po długiej i ciężkiej chorobie, inni nagle. A matka ani tak ani tak, bo dokładnie rok po zaskakującej diagnozie. Przez ten rok córka towarzyszy odchodzącej matce dzień po dniu. Wozi do szpitala, odwiedza na oddziale, rozpieszcza ją smakołykami,  a potem, już w domu, zmienia pampersy, zwilża usta, rozmawia, albo milczy. Walczy z lekarzami, z pielęgniarkami, o leki, o pomoc. W końcu słucha ostatniego oddechu. Pamięta też, żeby matkę umalować, żeby wyglądała ładnie jak przyjedzie lekarz stwierdzić zgon...A potem...Potem jest bezmatek. Z definicji to pszczela rodzina pozbawiona pszczelej matki. Trzeba się nauczyć żyć na nowo. Bez matki, która była zawsze, którą trzeba było się opiekować jak dzieckiem, ale która kochała jak nikt. Nigdy nie ma dobrego czasu na śmierć matki. To jest zawsze za wcześnie...

Relacja matka - córka. Specyficzna,  trudna. Ciągle balansowanie między skrajnymi emocjami. A jednak chyba najważniejsza relacja. Będąca bazą dla innych. Zwierciadłem dla obu stron.

To krótka (100 str) opowieść zbudowana z urywanych migawek. Jakby ktoś mrugnął oczami i nagle już inna scena. Krótka, ale bardzo bogata w emocje. Niepozorna, a dociera do najgłębiej skrywanych emocji. 

Nie wiem, czy jest szansa na czytanie tej książki bez myśli o własnej matce, o  z nią relacji, o tym, co było i jak to będzie, kiedy przyjdzie się zmierzyć z jej odchodzeniem. 

We mnie po lekturze zapadła cisza zadumy. Pozostał skurcz żołądka. I jakiś ciężar tego, co przecież kiedyś nieuniknione...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz