środa, 8 maja 2024

"Kroniki beskidzkie i światowe" Andrzej Stasiuk

 Rok pierwszego wydania: 2018

Ocena: 5/6


 Andrzej Stasiuk jest pisarzem wędrującym przekornie nie na zachód, a na wschód. Celem wypraw są zarówno miejsca po prawej stronie Wisły, jak i dalsze, choćby na Bałkanach czy Ukrainie. Jazda samochodem setki czy tysiące kilometrów sprzyja rozmyślaniom, obserwacjom, wspomnieniom (co, jak zaznacza autor, nie zwiększa jednak zagrożenia na drodze!). A z nich rodzą się felietony, publikowane pierwotnie w Tygodniku Powszechnym, a następnie zebrane w książkę. 

Ich tematyka jest różnorodna, jak zmieniający się krajobraz za oknem, nastrój, pora roku... Bo Stasiuk jest wnikliwym obserwatorem i krytycznym, często ironicznym komentatorem rzeczywistości. Dostrzega zarówno pasące się na łąkach owce (i rozmawia z nimi o polityce i snach...), niepasujące do otoczenia, paskudnie nowoczesne kościoły, w których pełno jest złota, a mało Boga, jak i pojedynczego człowieka z jego codziennym utrapieniem, ale i radością ze zwyczajnego drobiazgu...

Poglądy i komentarze bliskie są moim. Chyba podobnie jakoś odbieramy rzeczywistość. Dlatego z wielką przyjemnością czytałam "Kroniki beskidzkie". Jakbym słuchała opowieści bliskiego przyjaciela.

Odżyła we mnie nadziej, że są jeszcze na świecie ludzie, którzy mają odwagę widzieć prawdę i nazywać ją po imieniu. Stasiuk robi to z charakterystyczną dla siebie ironią, czasem nieukrywanym zniesmaczeniem, z lekką domieszką melancholii, zawsze bez wszechobecnej  fikcji.

"Swoją drogą to jest ciekawe, że zwolennicy przywracania pamięci o klęskach, grobach, nieboszczykach oraz heroicznej historii tracą pamięć codzienności. Próbują narodowi zafundować historyczną lobotomię. Bo dla nich ludzka, prywatna historia nie ma znaczenia. Należy ją usunąć, by zrobić miejsce dla wszechogarniającej fikcji. Fikcją po prostu rządzi się bez problemu" (str 113)


wtorek, 6 lutego 2024

"Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza" Emilia Padoł

 Rok pierwszego wydania: 2023

Ocena: 4/6


Powieści Rodziewiczówny czytałam dawno temu, zaledwie kilka z nich. Ale kiedy w bibliotece zobaczyłam wystawioną biografię autorki, z chęcią po nią sięgnęłam. 
Emilia Padoł opowiada o życiu pisarki od momentu narodzin, choć nie wszystkie fakty z tego  okresu są znane. W sumie można to chyba powiedzieć w odniesieniu do całego życia Rodziewiczówny. W biografii jest bardzo dużo pytań, domysłów, jedynie przypuszczeń. Mimo to poznałam tę postać z osobistej, a nie tylko twórczej strony :)
Maria Rodziewiczówna kojarzona jest jako pisarka albo patriotyczna, propagująca hasła pozytywistyczne, albo autorka rzewnych romansów (często jej książki wydawane były w seriach typowo kobiecych). Tak naprawdę od wczesnej młodości łamała wszelkie normy kulturowe, wymykała się szufladkowaniu i uciekała przed schematami.
Sama prowadziła gospodarstwo już jako młoda dziewczyna. Ubierała się po męsku, nosiła krótkie włosy, miała wręcz męską urodę. Angażowała się w politykę. W tamtych czasach było to bardzo nowatorskie. Co więcej, w dorosłym życiu mieszkała z kobietami, nigdy nie wyszła za mąż. Dziś mogła by być uznana pewnie za osobę transpłciową, a na pewno lesbijkę. 
Zaciekawiły mnie okoliczności powstawania kolejnych powieści. Z wielkim zainteresowaniem czytałam o "kulisach" mojej ulubionej: "Lata leśnych ludzi", która zawiera elementy autobiograficzne. Z chęcią sięgnę po nią raz jeszcze, tym razem mając w pamięci wiadomości (i zdjęcia) z biografii. 


Autorka podjęła się niełatwego zadania napisania biografii osoby, która bardzo chroniła swoją prywatność, o której niewiele wiadomo. Można powiedzieć, że udało jej się to nawet całkiem nieźle ;) 

Jedynie po raz kolejny okładka zupełnie nie pasuje mi do treści książki. Wręcz mi się nie podoba. Ta kolorystyka, róże, fioletowe włosy-kojarzą mi się po prostu tandetnie i nie współgrają z tą mało kobiecą kobietą. 


czwartek, 1 lutego 2024

Cudze chwalicie...


  Podczas jednego ze spotkań z czytającymi nałogowo koleżankami wypłynął temat literatury polskiej i jej promowania. Skłoniło mnie to do różnych przemyśleń i...postanowień 😉

Okazuje się, że w księgarniach w naszym kraju dużo łatwiej znaleźć klasykę angielską (Szekspir czy Austen) w najróżniejszych, pięknych wydaniach, pełnych lub okrojonych, niż polską. Żeromski, Prus czy Sienkiewicz zniknęli można powiedzieć z półek. Wydawani są jedynie w ramach lektur szkolnych, nieciekawej formie, niewygodną w czytaniu czcionką,  z omówieniem/streszczeniem, które tylko kusi i zniechęca do zapoznania się z powieścią...

A literatura współczesna? Wśród nowości znajdziemy mnóstwo przekładów z angielskiego czy francuskiego popularnych za granicą czytadeł. Za to naszych autorów, wielokrotnie lepszych niż Sparksa czy Roberts, próżno szukać w zagranicznych przekładach na półkach naszych sąsiadów...

A ja? Czy znam polską literaturę?  Przyznaję, że też dużo częściej sięgam po powieści amerykańskie czy angielskie, w przekonaniu, że są lepsze niż rodzime. Przez kilka ostatnich lat wędrowałam czytelniczo po całym świecie.  Jestem na bakier z polskimi nowościami, nazwiska Sapkowskiego, Dehnela czy Dukaja są mi znane jedynie ze słyszenia...A wielu nazwisk z pewnością nawet nie kojarzę. Jeśli mam ochotę na klasykę to moja ręka kieruje się w stronę wielokrotnie czytanych powieści Montgomery, a nie nieznanych Żeromskiego...Gdy chcę się zrelaksować przy jakiejś lekkiej powieści obyczajowej, wypożyczam w bibliotece coś z działu z literaturą zagraniczną, a nie polską. Rzadko w moich lekturach spotykane gatunki-fantasy, kryminał, realizm magiczny-znam tylko z przekładów pisarzy francuskich czy amerykańskich...

Chciałabym to zmienić. Sprawdzić, czy rzeczywiście to co obce, jest lepsze niż polskie. A raczej-czy może polskie wcale nie znaczy gorsze?

Ile prawdy jest w starym powiedzeniu "cudze chwalicie swego nie znacie"...


niedziela, 7 stycznia 2024

"Wanda Chotomska. Nie mam nic do ukrycia" Barbara Gawryluk

 Rok pierwszego wydania: 2016

Ocena: 5/6



Z Wandą Chotomską w moim życiu czytelniczym było jakoś tak dziwnie. Urodziłam się trochę za późno, bo Jacek i Agatka były kultową, pokoleniową dobranocką telewizyjną (jedną z najwcześniej powstałych w Polsce!) moich rodziców. Z pojedynczymi wierszykami, tekstami pani Wandy zetknęłam się pewnie w szkolnych czytankach czy przedszkolnych książeczkach. Pięciopsiaczki poznałam dopiero w dzieciństwie mojego dziecka. A jednak postać ta cały czas funkcjonowała w mojej świadomości, pamięci, gdzieś na obrzeżach poznawanej literatury. Poza tym darzę ogromną miłością i sentymentem wszelkie książeczki i autorów z czasów PRL. Dlatego też z chęcią sięgnęłam po książkę, będącą połączeniem biografii, autobiografii i rozmowy. Jakże przyjemna była to lektura! 

Przede wszystkim pani Wanda jawi się jako osoba niesamowicie pogodna, pozytywna, pełna energii. I już to wystarczyłoby, żeby czytało się o niej z radością. Nie da się ukryć, że czasy, w których przyszło jej żyć nie były łatwe, tym bardziej dla pisarzy. A jednak Chotomska szła przez przeszkody niczym taran, z uśmiechem, z werwą, z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru. 

A ileż w tej książce fantastycznych zdjęć! Na szczęście zachowało się bogate archiwum zarówno fotografii autorki, dokumentów z różnych spotkań, jak i tekstów, książek w różnych wydaniach...I to wszystko można podziwiać i oglądać w biografii :) Z wielkim sentymentem pochylałam się nad wycinkami z elementarzy, podobnych prawdopodobnie do tych, z jakich uczyli się moi rodzice, nad stronicami Świerszczyków, które być może czytali...

Polecam na poprawę nastroju!


środa, 25 października 2023

"Manufaktura codzienności" Joanna Matusiak

Rok pierwszego wydania: 2018

Ocena: 4/6

 


Od jakiegoś czasu, może od roku? dwóch? szydełkuję i robię na drutach. Nie jestem w tym jeszcze zbyt biegła, wzory moich sweterków i czapek są dość proste, ale czerpię z tego mnóstwo spokoju i radości. Będąc w odwiedzinach w nowo otwartej filii miejskiej biblioteki natrafiłam na pięknie wydaną książeczkę z mnóstwem zdjęć przede wszystkim wnętrz i dodatków własnoręcznie wydzierganych przez autorkę. Nie mogłam przejść obok niej obojętnie!

Okazało się, że Manufaktura codzienności jest zbiorem zapisków przeniesionych z Instagrama pani Joanny. Teksty są krótkie, jednak bardzo pozytywne, jak sama autorka :) Jak mówi tytuł, przeczytamy tu o codzienności, o ulotnych chwilach poranka, o promieniach słońca wpadających przez okno, o zapachu kawy i tęsknocie za ukochanym. Te pełne uroku migawki przeplecione są rozważaniami na różne poważne życiowe tematy. Pani Joanna - zwyczajna kobieta, która pokazuje, jak można celebrować zwykłe chwile, cieszyć się życiem. Mówi o swojej codzienności bez lukru i zakłamania. Opowiada o zwyczajnych rytuałach, o tworzeniu kocy, toreb czy dywanów, dbaniu o dom i ogród. A wszystko to robi z radością i uśmiechem.

Teksty ozdobione są pięknymi zdjęciami. Od razu zamarzyłam o takich poduszkach i w głowie pojawiły się pomysły na kolejne szydełkowe projekty :) 


Oczywiście odwiedziłam Instagramowy profil Manufaktury splotów, zachwyciłam się nim i jestem od tej pory stałym gościem i "podglądaczem" :D

niedziela, 3 września 2023

"Moje dni w antykwariacie Morisaki" Satoshi Yagisawa

Rok pierwszego wydania: 2010/2023

Ocena: 4


 


"Żyłam w antykwariacie Morisaki od początku lata do wczesnej wiosny"

Dwudziestoletnia Takako przenosi się z prowincji do Tokio. Po wielkim zawodzie miłosnym i pogrzebaniu nadziei na wspólne życie, rzuca pracę i dosłownie zapada w sen, by uciec od rzeczywistości. Na pomoc dziewczynie rusza wujek Satoru, z którym od dawna nie miała kontaktu. Proponuje jej skromne mieszkanie w zamian za pomoc w antykwariacie Morisaki, odziedziczonym po poprzednich pokoleniach. Tatako poznaje nowych ludzi, odkrywa moc czytania, nabiera nadziei, a wreszcie zaprzyjania się z ciotką, która niespodziewanie wraca po 5 latach od nagłego zniknięcia z życia Satoru. 

To opowieść o mocy literatury, pokonaniu smutku i odnalezieniu nadziei.

Książka napisana jest prostym językiem, postacie nie są skomplikowane, dialogi oszczędne w słowa. Czyta się szybko i sympatycznie. Szkoda tylko, że Takako czyta japońskich autorów, żadna z jej lektur nie jest mi znana :(

Jedyny minus to okładka. Zupełnie nie pasująca do treści. Cukierkowa kolorystyka zupełnie mi się nie podoba, na szczęście w wersji ebooka na czytnik nie musiałam na nią spoglądać w trakcie czytania ;)

Cytaty:

 "Nasze życie należy do nas i nikogo innego, a ja chciałem głębiej poznać swoje"

"(...) często sobie wyobrażałam, jak by to było, gdybym mogła żyć nieskrępowana, szczera wobec własnych wartości i uczuć-chociaż oczywiście nie miałam odwagi, by naprawdę spróbować"

"Możliwe, że wcale nie da się od razu zrozumieć, czego człowiek tak naprawdę szuka. Możliwe, że trzeba poświęcić całe życie i odkrywać to odrobina po odrobinie"

"To ważne, żeby czasem się zatrzymać. Zrobić sobie przerwę w tej długiej podróży, jaką jest życie".

piątek, 2 czerwca 2023

"Upragniony syn Iwaszkiewiczów" Wiesław Kępiński

 Rok pierwszego wydania: 2019

Ocena: 3,5/6



Uwielbiam klimat Stawiska. Dom pełen książek, starych mebli, dom "z duszą". I park dookoła. Mogłabym tam zamieszkać, najlepiej sto lat temu ;) Niestety zadowolić się muszę książkami o tym miejscu i jego mieszkańcach...

Lubię też prozę Iwaszkiewicza, ale zdecydowanie wygrywa Stawisko ;) 

Jednak albo umknął mojej uwadze, albo uleciał z pamięci fakt, że Iwaszkiewiczowie adoptowali syna. Z prawdziwym zadziwieniem dowiedziałam się o Wiesławie Kępińskim. 

Mały Wiesio cudem uniknął śmierci w zagładzie na Woli w sierpniu 1944 roku. Został sierotą w wieku 12 lat. Rodzice i rodzeństwo zginęli praktycznie na jego oczach, podobnie jak 60 innych osób, z którymi chwilę wcześniej krył się w piwnicy cerkwi. Po długiej tułaczce chłopak trafił pod opiekę starszej siostry. Zaznał ogromnej biedy. Był prostym chłopakiem z Woli, nie chodził do szkoły, bo najpierw wojna przeszkodziła edukacji, a potem zwyczajnie nie było ich na to stać...W 1947 roku napisał list do "Expresu Wieczornego" z prośbą o pomoc. Na ogłoszenie odpowiedział Jarosław Iwaszkiewicz. I tak kilkunastoletni Wiesio trafił do Stawiska, do świata, o jakim nigdy nawet nie marzył...Dostał szansę na nowe życie. 

Przez cały okres pobytu u Iwaszkiewiczów, Wiesław pisał pamiętnik, na którego podstawie próbował odtworzyć tamten czas. Jednak jak sam przyznaje, wiele umknęło z pamięci. Widać to w książce. Osoby, wydarzenia wspomniane są bardzo pobieżnie. Nad innymi, niekonieczne istotnymi z punktu widzenia czytelnika,  autor drobiazgowo się rozpisuje. 

Na rynku sporo jest książek o Stawisku. Ta na pewno nie należy do najlepszych. Jest powierzchowna, chaotyczna. Zdecydowanie więcej w niej opowieści o życiu autora w okresie sprzed Stawiska niż historii o nowej rodzinie. Jednak mimo to przeczytałam ją z zaciekawieniem. Tym bardziej, że jest relacją "z pierwszej ręki".

 Wielkim atutem jest piękne wydanie, pełne zdjęć, fragmentów listów, pamiętnika.