piątek, 12 marca 2021

"Dygot" Jakub Małecki

 Rok pierwszego wydania: 2015

Ocena: 5/6


 

70 lat. Trzy pokolenia. Dwie rodziny. Prowincja. Zwyczajne niby życie, zwyczajnych ludzi. Jednak nie tak do końca zwyczajnych, bo Emilka była akurat w odwiedzinach u ciotek, kiedy w ich mieszkaniu wybuchł granat. Schyliła się po cukierka i dlatego nie zginęła. Za to jej ciało prawie spłonęło. To prawie zrobiło różnicę na całe życie, gdyż jej skóra (pomijając twarz) już na zawsze była jedną wielką blizną. A to rzutuje na wszystko. Na przyjaźń, na miłość, nawet na modlitwy. Za to Wiktor urodził się biały. Po prostu. Wszystko na nim było białe.Tylko oczy czerwone. To też zmienia wszystko. Ich drogi się splotły. Tak jak i ich rodzin. Gdzieś tam na prowincji. Przez przypadek. 

W ogóle dużo przypadków w tej powieści. Niby ot tak coś się wydarza, a potem skutkuje latami...Przez przypadek Bronek spotkał Irenkę, tak na chwilę i w sumie zgrzeszyli też tak tylko "na chwilę", a jednak po latach to pociągnęło za sobą lawinę wydarzeń. Opiłek żelaza też wpada w Bronkowe oko przypadkiem. A jednak przecież tak miało być, tak przepowiedział Cygan, to była cena za to, żeby Mila mogla się kiedyś zakochać...

To powieść o ludziach. O tym, jak bardzo nie lubimy inności. Żadnej. Inność to przekleństwo. I może ściągnąć klątwę na sąsiadów. Tak było 70 lat temu, i 50, i jest teraz. Tylko inność może trochę się zmieniła...Ale ludzie jak byli zacofani i przesądni, tak i są...I potrafią być okrutni. Zwłaszcza wobec takich, jak Wiktor, który jest winny wszystkim nieszczęściom...Gdyby go nie było, byłoby lepiej.

To też powieść o tych nieszczęściach, których więcej niż szczęść, a przynajmniej to na nie wszyscy zwracają uwagę. Dwie rodziny, a tych nieszczęść tyle, że obdarzyłoby się i z dziesięć...Ich życie to jeden wielki dygot. 

Małecki tak trochę pesymistycznie buduje swoich bohaterów właśnie na bazie tych nieszczęść. Każdego coś dotyka, jak nie wypadek, to żądze, słabości, choroby, ból, śmierć...Kulminacją jest Sebek, zdecydowanie antybohater, którego trudno lubić od momentu, kiedy wyszedł z wieku niemowlęcego. Na każdym z bohaterów odciska się też piętno czasów, w których żyją. Począwszy od wojny, skończywszy na początku XX wieku, kiedy to młody kapitalizm sprzyjał takim kombinatorom jak Sebek.

Narracja prowadzona jest bardzo sprawnie, przejrzyście. Fabuła nie raz zaskakuje. Nie ma tu dłużyzn, przeskakujemy płynnie ze sceny w scenę, od jednej sytuacji do drugiej. Momentami ta powieść aż boli. Gniecie duszę. Niby nie ma tu nic nadzwyczajnego, ani odkrywczego, ot zwyczajne życie zwyczajnych ludzi.  Ale trudno się wyrwać z jej szponów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz