piątek, 17 września 2021

Półki z książkami



 "Salon rekreacyjny" na piętrze mojego domu służy kilku celom. Jest tam jedyny sprzęt do potencjalnego oglądania filmów (używany ze dwa razy w roku), mata do ćwiczenia jogi, stolik do pracy i książki. Setki książek. W ciągu ostatnich dni miałam więcej niż zwykle okazji bywać w tym pokoju. Z każdą wizytą wracała do mnie myśl: ileż ja mam tam książek, które chcę przeczytać! Wzrok wędrował od jednej półki do drugiej, a serce wzdychało..."Gra w klasy", do której zabierałam się już ze dwa razy i odkładałam po 20 stronach..."Anna Karenina", "Ojciec chrzestny", "Wojak Szwejk",  Sienkiewicz, do którego kusi mnie wrócić, Żeromski, którego znam tak mało, Kraszewski w bardzo starym wydaniu...Poupychane w dwóch rzędach książki Tokarczuk, Ligockiej, Salingera, trochę nowości, trochę zakurzonych powieści sprzed 20 czy 30 lat...Część z nich już kiedyś czytałam, podobały mi się na tyle, że zostawiałam je na półce by kiedyś do nich wrócić. Ale niestety nic więcej nie pamiętam oprócz dobrego wrażenia.

Przypomniał mi się wpis ze stycznia, w którym po raz kolejny ubolewałam nad porzuconymi własnymi zasobami, kupowanymi i odkładanymi, zapomnianymi. Wypieranymi przez przynoszone z biblioteki pod wpływem chwili i nastroju lektury "na jeden raz". Patrząc wstecz, nie oparłam się jednak urokowi "szybkich" powieści, większość tegorocznych recenzji dotyczy znów lektur spoza własnej półki. Na pewno przyczynia się do tego śledzenie polecanek w Internecie, czy prenumerata Książek Gazety Wyborczej. Gdy zainteresuje mnie jakiś opisywany tam tytuł, pędzę do biblioteki by go wypożyczyć. Kompulsywnie zamawiam kolejne pozycje, nawet jeśli w tej chwili niedostępne, to wpisuję się na listy oczekujących.

A jednak po raz kolejny po wakacyjnym szybkim i zachłannym czytaniu lekkich, często określanych "kobiecymi", powieści, poczułam przesyt, wręcz przytłoczenie. Niestety z książkami bibliotecznymi jest tak, że trzeba je oddać w terminie. Poza tym  kolejki oczekujących się zmniejszają, co kilka dni dostaję informacje, że kolejne kilka pozycji już czeka na odbiór! Istne szaleństwo! 

Równocześnie wieczorne medytacje przed swoimi półkami, które wzywają coraz bardziej natrętnie... Bo tam nie ma pośpiechu. Nikt nie każe nic oddawać w określonym czasie. Można wrócić do ulubionych fragmentów, albo poczytać coś nowego i odłożyć na spokojne przemyślenie.

Wieczory coraz dłuższe. W ogrodzie pachnie już jesienią, liście lecą z drzew. Moja dusza zwalnia po wakacyjnych szaleństwach pełnych energii. Czas na wyciszenie, na zwolnienie. 

Wracam do was, moje książki! 

czwartek, 16 września 2021

Ginący urok bibliotek?



 Biblioteka. Pierwsze, co mi przychodzi na myśl po usłyszeniu tego słowa, jest pomieszczenie pełne regałów, często sięgających prawie do sufitu, wypełnionych książkami. Zapach kurzu, starych woluminów. W szkolnych bibliotekach duża część egzemplarzy obłożona była w brązowy papier (nie wiem czemu zwany potocznie: szarym?). Do tego cisza, spokój, siwa pani za małym biureczkiem, która zawsze chętnie doradziła, odpowiedziała na pytania. I książki-często po prostu stare, gruby papier taki miły w dotyku, już dawno zbrązowiały.  Taki obraz wyłania się, gdy zamknę oczy i pomyślę: biblioteka.

Dwa, a może i trzy lata temu w Łodzi zreorganizowano sieć bibliotek i wszystkie połączono pod szyldem: biblioteka miejska. Miasto zdecydowanie wzięło się za remontowanie, a zwłaszcza-unowocześnianie tej instytucji. Na mapie pojawiły się niesamowite miejsca! Nie dość, że wiele bibliotek stała się ogromna (połączone mieszkania w odrestaurowanych kamienicach), to jeszcze pojawiły się w nich takie gadżety jak "bocianie gniazda", hamaki, ogromne fotele, a nawet...rower stacjonarny, który przy okazji pedałowania może naładować telefon! Przestronne sale "tematyczne: w jednej literatura polska, w innej obca, oddzielnie historia, oddzielnie Nobliści, dzieci też mają swoje książki podzielone nie tylko ze względu na wiek, ale i na gatunek. I tylko jakoś książek w nich mało...Jakieś niskie regaliki pod odległymi ścianami...

Nie ma w tym oczywiście nic złego! Wręcz dużo dobrego, bo zapewne w ten sposób miasto chce przyciągnąć młodych ludzi do czytania. 

A jednak...czegoś mi w tych nowych bibliotekach brakuje :( Klimatu zaczytania. Zapachu. Stare książki ze  śladami używania ;) nie raz pozwalały pomarzyć, kto je czytał wcześniej, w jakim domu leżały, na stoliku, pod lampą z abażurem, a może przy czyimś łóżku? 

Te nowe biblioteki przypominają mi bardziej księgarnię. Na półkach same nowości, albo nowe wydania klasyki. Błyszczące okładki, cieniutki biały papier i zapach już nie kurzu, a druku. Nie znajdziesz tu już powieści z lat 50-tych czy 70-tych, ba, z reguły to wydania zdecydowanie po 2010 roku.  Niewiele też osób przechadza się z rozmarzonym wzrokiem między regałami, by szukać, przeglądać, podczytywać opisy,  bo książki można zamówić przez Internet i szybko odebrać przy biureczku. I panie bibliotekarki - młode, często tuż po studiach, nie znające odpowiedzi na podstawowe pytania o tytuł czy autora, bo nie wiedzą nawet jak się pisze niejedno nazwisko :(



I może to już ten czas, kiedy wchodzę w wiek "sentymentalny", ale zwyczajnie tęsknie za tamtymi bibliotekami. Tymi z klimatem, w których można było prawie cofnąć się w czasie, znaleźć powieści, które czytała jeszcze moja mama...Cóż, wszystko płynie, gna do przodu, zmienia się, nawet biblioteki...

piątek, 10 września 2021

"Spotkanie w pensjonacie Leśna Ostoja" Joanna Tekieli

 Rok pierwszego wydania: 2019

Ocena: 3/6



Kiedy zamawiam jakąś książkę w miejskiej bibliotece, zaprzyjaźniona pani bibliotekarka ma taki zwyczaj, że wręcza mi wszystkie części cyklu i namawia, żeby tak je wypożyczać. W ten sposób od razu trafiły do mnie trzy tomy serii o pensjonacie Leśna Ostoja, a jak już je przyniosłam, a pierwszy okazał się nie najgorszy, to przeczytałam wszystkie po kolei ;)

Właścicielami pensjonatu są rodzice i brat Justyny. Ta ostatnia spędza w Drzewiu każdy weekend i, jak można się było spodziewać, jej znajomość/przyjaźń z Jakubem nabiera rumieńców. Wiejską sielankę przerywają tylko dziwne wypadki, jakie przytrafiają się Justynie: kolejne dziurawe opony, awaria hamulców...W mieście nigdy nie ma tego typu problemów. Okazuje się, że to zemsta za wytropienie kłusowników w pierwszej części. Robi się naprawdę niebezpiecznie. 

W tym tomie życie pensjonatu przeplata się z miejsko-korporacyjnym. Zrobiło się mocno romansowo i miłośnie, czyli autorka nie uniknęła jednak tego tematu ;) Jest jeszcze bardziej infantylnie i słodko niż w poprzednich tomach. Także przez "Spotkanie..." przefrunęłam bardzo szybko i lekko;) Zauważyłam, że jest jeszcze czwarta część cyklu, ale ze względu na to, że forma spada, a pani bibliotekarka nie dołączyła mi jej do pakietu ;) , na razie nie będę jej szukać.

czwartek, 9 września 2021

"Rok w pensjonacie Leśna Ostoja" Joanna Tekieli

 Rok pierwszego wydania: 2019

Ocena: 3/6



Ciąg dalszy mojej wizyty w pensjonacie Leśna Ostoja. Tym razem spędziłam tam okrągły rok ;)

Pensjonat jest już wyremontowany, wszystko dopięte na ostatni guzik. Przyjeżdżają pierwsi goście. Jednak ktoś musi to wszystko na bieżąco ogarniać. Prezes podejmuje decyzję, że zarządcy pensjonatu będą się zmieniać co miesiąc i będą nimi wydelegowani pracownicy firmy. I tak bohaterem każdego rozdziału jest ktoś inny. Poznajemy sporo historii, i rodzinnych, i lokalnych, i miłosnych. Gdzieś w międzyczasie przewija się Justyna, gnębiona przez sąsiada psychopatę.

Tym razem nie jest już tak wciągająco jak w pierwszej części. Bohaterowie pojawiają się na chwilę i szybko znikają. Czytelnik nie ma okazji ani ich poznać, ani polubić. Poza tym wiele historii nie ma swojego zakończenia, jest jakby urwana w połowie, np. zawał starej Kwietniowej (nawet nie wiadomo, czy wróciła do pracy?) czy dalsze losy małżeństwa jednego z pracowników (przyjeżdża do pensjonatu z żoną, niby chcą ratować małżeństwo, ale ona bierze oddzielny pokój, a pewnego dnia pojawia się jej sympatia z czasu studiów i kobieta wraca z nim do miasta. I...co dalej?).

Humoru jeszcze trochę jest, ale dużo mniej, tak tylko okrasza opowieści. Mało realistycznie za to jak najbardziej;) Ale mimo wszystko lekko i przyjemnie. Przede mną kolejny tom :D

wtorek, 7 września 2021

"Pensjonat Leśna Ostoja" Joanna Tekieli

 Rok pierwszego wydania: 2018

Ocena: 3,5/6



Od kilku miesięcy mój umysł, psychika i czas są bardzo zaabsorbowane nowymi wyzwaniami zawodowymi, stąd brak już sił i mocy przerobowych na ambitne książki. Najbardziej odpowiednie są lekkie, pogodne czytadła, które pozwolą oderwać myśli od życiowych zmagań i chociaż chwilę odpocząć wędrując z bohaterami po wyimaginowanych miejscach.

Wszystkie te oczekiwania spełnia seria o pensjonacie Leśna Ostoja w malowniczym Drzewiu.

38-letnia Justyna, pracownica korporacji w wielkim mieście,  zostaje wydelegowana przez złośliwą szefową do malutkiej miejscowości, by zajęła się remontem podupadłego dworku, niedawno nabytego przez firmę w celach inwestycyjnych. Oczywiście ma to być "kara" i jako taką na początku odbiera ją Justyna. Jednak szybko zmienia zdanie. Okazuje się, że pensjonat wcale nie jest taki zaniedbany, lokalni majstrowie przesympatyczni, a co więcej, w starych murach kryją się tajemnice mrożące krew w żyłach.

Wielkim plusem jest poczucie humoru, z jakim autorka opisuje zarówno przygody Justyny, jak i mieszkańców Drzewia. Co mnie zaskoczyło (pozytywnie), nie ma tu tak często spotykanego w tego typu czytadłach wątku miłosnego, dominującego nad resztą. Ba, żadnej miłości tu nie ma ;) Justyna niedługo przed wyjazdem rozstała się z wieloletnim partnerem, o dziwo nie szuka na siłę nowego, nie wdaje się w romans z żadnym lokalnym lowelasem. Choć robi "maślane oczy" do przystojnego Igora i marzy o nim po nocach, ten okazuje się...proboszczem lokalnej parafii, więc kiepskim kandydatem na męża ;) Główna bohaterka jest kobietą z krwi i kości, a nie jakąś słodką lalą, która porzuca miejskie życie i oczywiście dziedziczy dom na idealnej wsi, gdzie poznaje księcia z bajki ;)

Wprawdzie bohaterowie są mocno przerysowani (ci źli są bardzo źli, a dobrzy-kryształowi ;) ), jednak różnorodni, przedstawieni z sympatią i humorem. Na pewno dodają kolorytu powieści.

Apetyt na czytanie kolejnych stron zaostrzają też tajemnice z przeszłości. Co się stało z poprzednimi właścicielami dworku, którzy zniknęli dziesięć lat temu z dnia na dzień, zostawiając wszystkie ubrania, nawet laptop i samochód w garażu? Jak potoczyły się dalsze losy Emilki, dziedziczki Drzewia i wielkiej miłości jednego z lokalnych stolarzy? Co kryje dziennik niemieckiego oficera, który stacjonował w dworku w 1944 roku? Rozwiązania zagadek, choć trochę infantylne, są zaskakujące.

Powieść, jak przystało na tej rangi utwór, jest lekka, mało realna, bardzo pozytywna i czyta się wręcz "sama". To naprawdę dobra lektura na chwile relaksu i odpoczynku. Na pewno nie jest to powieść z wyższej półki, ambitna, ale całkiem niezła jak na takie czytadło. Z chęcią sięgnę po kolejny tom.

czwartek, 2 września 2021

"Dziewczyna na klifie" Lucinda Riley

 Rok pierwszego wydania: 2011

Ocena: 3,5/6



Najpierw okładka przyciągnęła mój wzrok. Potem zauroczyły mnie opisy irlandzkich klifów. A wreszcie-wciągnęła historia rodziny na przestrzeni stu lat.

Grania, młoda, uzdolniona rzeźbiarka, przed laty wyemigrowała z irlandzkiej farmy do Nowego Yorku, gdzie ułożyła sobie życie u boku Matta. Jednak po stracie ciąży, w ciągu jednego dnia, bez żadnego wyjaśnienia, wraca na rodzinną formę nad zatoką Dunworley. Na klifie spotyka ośmioletnią Aurorę Lisle, mieszkankę pobliskiego zamczyska, najmłodszą z rodu o wielopokoleniowych tradycjach. Mama dziewczynki popełniła samobójstwo kilka lat wcześniej. Jej ojciec, Alexander, prosi Granię o pomoc w opiece nad dzieckiem. Grania szybko przywiązuje się do Aurory, obie zaspokajają nawzajem swoje najgłębsze potrzeby. Szybko okazuje się, że Alexander jest ciężko chory. Składa Grani zaskakującą propozycję....

Matka Grani jest zaniepokojona nową znajomością córki i przeciwna jej angażowaniu się w sprawy rodziny Lisle. Opowiada córce zagmatwaną rodzinną historię, cofając się dwa pokolenia wstecz. Grania dowiaduje się o tragicznym wpływie przodków Aurory na losy jej własnej rodziny. 

To typowe "babskie" czytadło ;) Są źli i dobrzy bohaterowie, jest miłość i happy end mimo wielu burz po drodze do szczęścia ;) Czyta się lekko, szybko, przyjemnie. Powieść nie należy do tych z wyższej, ambitnej półki, ale na pewno można przy niej spędzić kilka miłych wieczorów :) Mimo, że nie przepadam za takimi grubymi sagami, szybko mnie nudzą, w tym przypadku dobrnęłam do końca ;)