wtorek, 30 lipca 2019

"Wspomnienia z domu umarłych" Fiodor Dostojewski

Rok pierwszego wydania: 1860
Ocena: 4,5/6


To książka, która od zawsze stoi na półce w moim domu. Patrząc na rok jej wydania - jest starsza o kilka lat ode mnie:) Jednak dopiero teraz dojrzałam, by po nią sięgnąć i się z nią zmierzyć.
Powieść uznana jest za najbardziej osobistą w dorobku pisarza. Powstała na podstawie doświadczeń z czteroletniego pobytu na katordze. Przyjęła postać wspomnień fikcyjnego byłego szlachcica Aleksandra Pietrowicza Gorianczykowa, skazanego na 10 lat ciężkich robót w twierdzach.
Od początku trudno się było odnaleźć Aleksandrowi w nowych warunkach. Nie przywykły do jakiejkolwiek pracy, po raz pierwszy poczuł trud wysiłku fizycznego. Żyjący dotąd w pełnej wolności, samodecydowaniu o sobie, został zmuszony do dzielenia koszarów i życia przede wszystkim z chłopami, tak różniącymi się mentalnością, zachowaniem, sposobem myślenia, poziomem wiedzy od niego. Przez 10 lat nie doświadczył ani chwili odosobnienia, samotności, wciąż otoczony współtowarzyszami niedoli.  Zakuty w kajdany, śpiący na twardej pryczy, próbował, jak inni, zachować choć minimum godności. Zdobyte gdzie się da choć drobne pieniądze dawały namiastkę wolności-można było samodzielnie dokonywać wyboru, na co je wydać.
Najpierw próbował wypytywać najbardziej mu  życzliwego współtowarzysza, by dowiedzieć się czegoś o innych więźniach, z którymi przyszło mu żyć. Potem sam doświadczał, bo nie sposób było się dowiedzieć czegokolwiek od innych. Z tych obserwacji, rozmów, przeżyć powstały wspaniałe portrety składające się na powieść: skazanych i nadzorców, katów i ofiar, a nawet więziennych lekarzy. Uzupełnia je relacja z codziennych zajęć, pracy, chwil odpoczynku.
Powieści Dostojewskiego charakteryzuje wnikliwość psychologiczna. I tu czytelnik nie poczuje się zawiedziony. Autor zagłębia się w tajniki duszy współwięźniów, szuka powodów ich postępowania, analizuje je.Pokazuje, że rzadko sytuacja jest w pełni klarowna, że jednoznacznie można określić, kto jest dobry, a kto zły.
Mimo, że próżno w tej powieści szukać wartkiej akcji, że mało w niej dialogów, przeważają długie opisy, to czyta się ją dobrze. Skłania nie raz do refleksji, co potwierdza jej ponadczasowość.

wtorek, 16 lipca 2019

"Powrót do starego domu" Ilona Gołębiewska

Rok pierwszego wydania: 2017
Ocena: 3/6


Są wakacje. To czas, kiedy chętniej chwyta się po lekturę lekką, przyjemną, taką, której przeczytanie zabierze dwa leniwe popołudnia a treść szybko uleci z głowy.
Taki właśnie jest "Powrót do starego domu". Przewidywalny, banalny, lekki i przyjemny, ale trudno się po nim spodziewać czegoś więcej;)
Alicja Pniewska to kobieta-bluszcz. Opleciona wokół zaborczego męża, pracująca u jego boku, choć wymarzony zawód był całkiem inny...Cicha myszka, zakrzyczana przez mężczyznę, podporządkowana mu, przytłoczona wyrzutami sumienia z powodu niemożności urodzenia dziecka.Taki układ z reguły kończy się dość przewidywalnie: pojawia się ta trzecia, młodsza,piękna, uwodzicielska, która szybko zachodzi w ciążę z cudzym mężem...Alicja zostaje bez pracy, bez męża, bez mieszkania. Postanawia wrócić do starego domu pod Warszawą, który odziedziczyła po dziadkach i rodzicach. Nie widziała go od lat, gdyż mąż zabraniał jej wizyt w rodzinnej miejscowości. Dawno temu dom ten był świadkiem jej szczęśliwego dzieciństwa, dziś mocno podupadły wymaga generalnego remontu. Alicja decyduje się przywrócić mu dawną świetność i w tym cichym i spokojnym miejscu dojść do równowagi psychicznej. Szybko znajduje przyjaciół wśród mieszkańców małego miasteczka, a dawni sąsiedzi otaczają ją opieką. Oczywiście znajdują się też konkurenci do jej serca;) Oraz mały chłopiec, sierota, wychowywany przez babcię staruszkę, z którym Alicję zaczyna łączyć wyjątkowa więź.
Czy trudno się domyślić, co było dalej? Oczywiście, że nie;) Szybko Alicja ma i nowy dom, i pracę o jakiej od dawna marzyła, i nową, wspaniałą rodzinę :)
Żeby nie było tak banalnie i jednowątkowo, autorka dorzuca kilka ciekawych tematów. Pojawia się kryzys małżeński przyjaciółki Alicji-Doroty, choroba nowotworowa byłego męża, tajemniczy Dziad, którego w przeszłości dużo łączyło z dziadkiem kobiety...Ale mimo, że to pierwsza część cyklu, że wątki nie zostały zakończone (czy były mąż Alicji wyzdrowieje?), że na jaw wyszła rodzinna tajemnica, która na pewno zostanie rozbudowana w kolejnym tomie-nie sięgnę po niego.
Czasem potrzebna jest taka odskocznia od poważniejszych książek. Czasem trzeba wyłączyć mózg i z lekkością niewymagającą szczególnego skupienia przerzucać szybko kolejne kartki powieści takiej jak "Stary dom". Ale tylko czasem. I na krótko. Bo tego typu literatura szybko mi się nudzi. Wtedy wracam z przyjemnością i nowymi siłami do klasyki :)

poniedziałek, 15 lipca 2019

"Dom na nowo malowany" Magdalena Grycman

Rok pierwszego wydania: 2006
Ocena:4,5/6


Książka jest kontynuacją "Domu malowanego", którego nie czytałam, ale nawiązania dużo mówią.
Autorka wraz z mężem, po wychowaniu syna, zdecydowali się adoptować maluszka. Jednak z czasem okazało się, że czeka na nich dwóch kilkuletnich braci. O tym etapie ich życia jest "Dom malowany".
Po kilku latach, kiedy powiększona rodzina jakoś pokładała się i wpadła w nowe tory, autorka dostała informację, że w domu dziecka przebywają jeszcze dwie kilkuletnie siostrzyczki chłopców. Po zastanowieniu podjęli trudną decyzję o adopcji dziewczynek. Dodatkowym wyzwaniem była niepełnosprawność jednej z nich (rozszczep podniebienia).
Atutem książki jest to, że pani Magdalena nie ukrywa ciemnych stron macierzyństwa adopcyjnego. Nie lukruje, nie wybiela. Pisze o zmęczeniu, bezradności, łzach. Oczywiście trudności są "nagradzane" wielką miłością, niepowtarzalną więzią. I to te pozytywne emocje stanowią zdecydowaną przewagę.
Z tego, co kojarzę, "Dom malowany" jest zbiorem zapisek autorki na forum Nasz bocian, zrzeszającym pary walczące z niepłodnością, rodziny zastępcze i adopcyjne. Relacje pisane "na bieżąco" są szczere, pełne emocji, tym wg mnie - cenniejsze.
Jako, że temat rodziny zastępczej, dom dziecka jest mi dość bliski, czytałam książkę z dużym zainteresowaniem i emocjonalnym zaangażowaniem. Uważam, że powinna być lekturą obowiązkową dla par starających się o adopcję.

czwartek, 11 lipca 2019

"Przyślę panu list i klucz" Maria Pruszkowska

Rok pierwszego wydania: 1959
Ocena: 5,5/6


Ach, cóż to za smakowity kąsek dla książkoholików;)
To krótka, już "przykurzona" opowiastka o zaczytanej rodzince. Dwie dorastające (a pod koniec już całkiem dorosłe) panienki, których młodość przypadła na dwudziestolecie międzywojenne, ich rodzice i cały zestaw cioć, wujków i kuzynek, a wszyscy zaczytani! Choć to właśnie Alina i Zosia, na podobieństwo swego ojca, wiodły prym w tej dziedzinie w całej rodzinie! W małym mieszkanku w Warszawie nie tylko czyta się książki, ale książkami się żyje! I to często w dosłownym znaczeniu, bo (głównie) Alina uwielbia odgrywać historie powieściowych bohaterów. Książki można tu spotkać wszędzie, nie tylko w specjalnych szafkach (jedna na pozycje ukochane, druga na "czytadła", które bez żalu można pożyczać innym). Tu każdy przy posiłku czyta swoją lekturę. Panny nie mają czasu na naukę, bo wciąż, z wypiekami na twarzy, czytają Żeromskiego, Sienkiewicza, czy "Trędowatą". W szkole rozmawia się o bohaterach literackich. Ach, co to były za czasy;) Co to był za dom;)

To nie tyle powieść, co zbiór anegdot, prześmiesznych, lekkich, dotyczących sytuacji, w których książka grała pierwsze skrzypce.
Nie raz w trakcie czytania przychodziło mi do głowy skojarzenie z rodziną Borejków. Członkowie obu rodzin rozmawiają ze sobą cytatami i potrafią się tak zaczytać, że zapominają o świecie i wszystkim, co się wokół dzieje:)
Ale...pojawiała się też myśl, czy jednak warto aż tak zagubić się w fikcyjnym świecie książek, by pozwalać realnemu życiu przemykać gdzieś obok?
Mimo tych przemyśleń, czytałam z wielką przyjemnością, delektowałam się, ba, dawkowałam sobie, bo książka taka cienka;) Świetna lekturka na wakacje:)