poniedziałek, 21 stycznia 2019

"Nędznicy" Wiktor Hugo

Rok pierwszego wydania: 1862
Ocena: 5+/6


"Nędznicy" trwali w mojej głowie od lat. Od lat chodziłam wokół nich jakoś tak na palcach, bo przerażała mnie objętość powieści. 4 tomy! (są wydania dwutomowe, ale te proponuję obchodzić szerokim łukiem, bo to wydania skrócone, nie warto!) Jakże ja przez to przebrnę? Czasu brak, a w ogóle to pewnie tak napisane, że będzie się mozolnie czytało...
Jednak kiedy zdecydowałam się nabyć bilety na słynny musical, i to bilety, które miały być zrealizowane za ponad 2 miesiące-dojrzałam. Postanowiłam zapoznać się z książką zanim udam się do teatru.
I to był strzał w 10!
To było przeżycie! Uczta!
Arcydzieło. Monumentalna powieść. Cztery tomy, każdy średnio po 400 stron! Ale warto! Jakże warto!
Przez tę powieść po prostu płynie się w zachwycie. Język oczarowuje, jest niczym piękna muzyka, która wprawia człowieka w błogie uniesienie.
A do tego-to powieść tak wielowątkowa, wielopłaszczyznowa, że nawet nie byłabym w stanie wyobrazić sobie, że jest to możliwe, zanim po nią sięgnęłam.
Powieść psychologiczna ( ta warstwa podobała mi się chyba najbardziej)-kilkustronicowe opisy rozterek wewnętrznych głównego bohatera, jego przemiany, po prostu rarytas!
Powieść przygodowa-wszakże kolei życia Jana Valjean wystarczyłoby na kilka utworów!
Powieść historyczna - świetnie nakreślone burzliwe losy Francji końcówki XVIII i XIX wieku (tu jedyny dla mnie minus powieści-opisy bitew i politycznych wydarzeń chwilami były przydługie i lekko nużące. Gdyby nie to ocena najwyższa byłaby murowana!).
Wątki społeczne-rewelacyjnie opisane różne warstwy, ich zachowania, myśli, motywy działań.
I w końcu-historia miłosna, zaczynająca się tak niewinnie, zmuszona przejść przeszkody, które życie ustawiło na jej drodze, by wreszcie dojść oczywiście do wzruszającego happy endu:)
Spędziłam z "Nędznikami" kilka miesięcy swojego czytelniczego życia. Był to czas niezapomniany, na pewno nie stracony. Powieść była dla mnie jak wspaniała uczta, na której smakowałam potraw z najwyższej półki. Wzbudziła sporo emocji, a to chyba najlepiej świadczy o książce;) Dzięki temu ma szanse być niezapomnianą przez wiele lat!

czwartek, 10 stycznia 2019

"Kamizelka" Bolesław Prus

Rok pierwszego wydania: 1904
Ocena: 5/6


Króciutka nowelka. A jaka wymowna. Jak pobudzająca do myślenia, do pytań: a co ja bym zrobiła?
To historia miłości, pięknej, spokojnej, takiej, jaką dziś tak już rzadko można spotkać. Ona-nauczycielka. On-urzędnik. Popołudnia i wieczory lubią spędzać razem. Wspólnie jedzą obiady, spacerują, rozmawiają, nawet zajęci swoją pracą. Jednak na ich szczęśliwym, poukładanym życiu kładzie się cień choroby. Wyniszczającej, prowadzącej do nieuchronnej śmierci. Żadne z małżonków nie chce martwić tej drugiej osoby. Oboje chcą żyć nadzieją i nawzajem się nią karmić. On-zaciąga coraz mocniej pasek kamizelki, a ona- w ukryciu po troszku ją zwęża, by on nie zauważał jak bardzo chudnie...
Kłamstwa w imię miłości. Ale jakże szlachetne. Czy słuszne? A może lepiej było w tych ostatnich tygodniach żyć inaczej? Czy to by coś zmieniło? Czy lepiej jednak żyć, jakby "to nic takiego"?
Mnóstwo pytań. Tekst uderzający w emocje.
Dawno nie czytałam Prusa. Dziś utwierdziłam się w tym, że to wspaniały pisarz. Miał niesamowitą umiejętność obserwowania świata, ludzi i pisania o otaczającej rzeczywistości bez zbędnego zadęcia. Muszę wrócić do innych jego utworów. Przypominam sobie, że kiedyś bardzo je lubiłam:)

środa, 9 stycznia 2019

Pamiętniki L.M. Montgomery

Uwielbiam książki o Ani z Zielonego Wzgórza. Od czasów dzieciństwa pierwszy tom przeczytałam dobrych kilka razy, znam go już prawie na pamięć, a przez całą serię przebrnęłam co najmniej dwa razy i na pewno jeszcze do niej wrócę.
Dlatego też wielką niespodzianką było dla mnie natrafienie na dwa tomy dzienników L.M. Montgomery. Dziwię się, że wcześniej nawet o nich nie słyszałam!


Tom pierwszy, zatytułowany "Krajobraz dzieciństwa", ukazał się drukiem dopiero w 1985 r, a w Polsce kolejne 11 lat później. Opiewa nastoletnie lata Maud (na co dzień pisarka posługiwała się drugim imieniem). Może nieco rozczarowywać i nudzić, gdyż głównym tematem jest tu życie towarzyskie dziewczynki-spotkania z koleżankami, niewinne ploteczki podlotków, spacery, nabożeństwa itd. Montgomery była wychowywana przez dziadków (być może to oni byli pierwowzorami Maryli i Mateusza?) , po tym jak została osierocona przez matkę w wieku niespełna dwóch lat, a ojciec założył drugą rodzinę w innym mieście. Jednak w pamiętnikach nie znajdziemy zbyt wielu wzmianek o życiu rodzinnym, o relacjach z opiekunami. Niewiele pisze też Maud o macosze i przyrodnim rodzeństwie, z którymi mieszkała przez rok. Wspomina jedynie, że trudno jej było żyć w zgodzie i przyjaźni z drugą żoną ojca. Jednak z tatą do końca jego życia łączyła ją bliska i głęboka więź, mimo odległości, jaka ich dzieliła.



Druga część dzienników jest zupełnie inna. Wyłania się tu obraz dojrzewającej i dojrzałej kobiety. Obraz, który przyznam, bardzo mnie zaskoczył. Znając pogodną Anię Shirley, czytając pełne ciepła książki o jej przygodach, miałam wyobrażenie o ich autorce jako osobie pozytywnej, romantycznej i optymistycznej. Tymczasem poznałam kobietę bardzo samotną, zgaszoną, często popadającą wręcz w rozpacz. Być może dziś jej stan zostałby określony jako depresja, jednak 100 lat temu pojęcie to nie było jeszcze znane...
Po kilku latach pracy jako nauczycielka, po burzliwym, utrzymywanym w wielkiej tajemnicy romansie, zerwanych zaręczynach z niekochanym mężczyzną, po śmierci dziadka Maud zmuszona była wrócić do Cavendish, by zaopiekować się babcią. Starsza kobieta była osobą bardzo staroświecką, apodyktyczną i surową. Nie pozwalała wnuczce na spotkania z rówieśnikami, skazując ją praktycznie tylko na swoje towarzystwo. Maud, osoba otwarta, ciekawa świata, pełna młodzieńczej energii i zapału, została "uwięziona" w  domku na Wyspie Księcia Edwarda. Dusiła się w atmosferze  małego miasteczka, w którym prawie nic się nie działo. Jedynym jej ratunkiem i pocieszycielem były książki, które czytała w takich ilościach, jakie tylko trafiały w jej ręce. Niestety, na przełomie XIX i XX wieku nie było to dobro ogólnie dostępne, zwłaszcza na wyspie odciętej często od świata na wiele zimowych miesięcy...
Od wczesnej młodości Maud próbowała swoich sił w pisarstwie. Zaczynała od krótkich opowiadań pisywanych do gazet. Z czasem to właśnie powieści, opowiadania i artykuły stały się źródłem jej dochodu. Poświęcała pracy mnóstwo czasu, którego i tak miała w nadmiarze.
Dziennik stał się wiernym powiernikiem wszelkich smutków i złych nastrojów Maud. Rzadko pisywała o pozytywnych emocjach, raczej był to sposób na radzenie sobie z negatywnymi stanami ducha. Dawała tu też wyraz swojemu zamiłowaniu do przyrody, które później stało się tak charakterystyczną cechą Ani z Zielonego Wzgórza.

Lektura pamiętników była dla mnie niesamowitą, niezapomnianą przygodą. Mimo, że przygnębienie Maud wyziera dosłownie z kartek i wdziera się w duszę czytelnika, warto poznać bliżej tę kobietę, której powieści są wciąż czytane przez kolejne pokolenia.