poniedziałek, 24 września 2018

"O wolnym podróżowaniu: Droga jest celem" Dan Kieran

 Rok pierwszego wydania: 2012
Ocena: 5/6



Urlop. Ten wymarzony, wyczekany okres w roku. Odliczamy do niego dni już od momentu zakończenia poprzedniego. A potem, gdy przychodzi, chcemy go wykorzystać maksymalnie, wycisnąć ile się da, upchnąć tyle atrakcji, że pęka w szwach. A potem...okazuje się, że prawie nic nie pamiętamy, po powrocie minione dni zlewają się w jedno, mylą się widziane zabytki. Nie mówiąc o zmęczeniu...
Dan Kieran zachęca nas do czegoś zupełnie innego. Do powolnego podróżowania. Do tego, żeby sama droga stała się celem i przygodą. Do zamiany samolotu, który przenosi pasażerów z miejsca w miejsce bez szans delektowania się samą podróżą, na pociąg. Opowiada o tym, czego sam doświadczył i co sprawdził:)
Swe wyprawy rozpoczął od zwiedzenia najbliższej okolicy domu. Tyle razy przejeżdżał samochodem te same ulice i trasy, nie mając pojęcia, co jest kilkaset metrów w bok. By to zmienić, wyruszył w całodzienną pieszą podróż po okolicznych lasach, wzgórzach i drogach. Odkrył mnóstwo ciekawostek!
Niesamowita była również miesięczna "przejażdżka" po Anglii starą elektryczną platformą do rozwożenia mleka:) Pojazd poruszał się z oszałamiającą prędkością maksymalną 24km/godz, narażając pasażerów dodatkowo na wszelkie niedogodności pogodowe i stres związany z ładowaniem akumulatora. Nie da się chyba nie zwolnić pod każdym względem podczas takiej podróży:) Autor zachwala również wtopienie się w krajobraz, co jest niemożliwe w czasie przemierzania kraju samochodem po autostradach.
Jaką przewagę ma podróż pociągiem przez Europę w porównaniu do teleportacji samolotem?;) Daje szansę na stopniowe wtapianie się w nową rzeczywistość. Jeśli w ciągu kilku godzin znajdziemy się na takim samym bezdusznym lotnisku, jak to, z którego startowaliśmy, tyle, że na drugim końcu świata,  nie jesteśmy w stanie zostawić za sobą wszystkich nawyków, problemów itd. Jesteśmy tacy sami, tyle, że w innym miejscu. Kiedy za oknem powoli zmieniają się krajobrazy, kiedy możemy obserwować coraz to innej kultury, zjawiska, mamy szansę całym sobą zanurzyć się w nowym świecie, do którego zmierzamy.
Kolejną rzeczą, do jakiej zachęca Kieran, to zmiana przewodników;) On sam porzucił te znanych wydawnictw, zawierające obok skróconego rysu historycznego listę miejsc koniecznych do "zaliczenia". Budziły w nim zdecydowanie wyrzuty sumienia, jeśli nie udało mu się "przebiec" wszystkich punktów obowiązkowych programu. W zamian zaczął w podróży czytać książki, których akcja działa się lub dzieje w miejscach, do których podróżuje lub opowieści o znanych osobach w danym kraju żyjących. Dzięki temu dojeżdżając do danego kraju jest już "nasiąknięty" jego klimatem, historią, naturą mieszkańców. Świetne rozwiązanie!  Podobno rewelacyjnie sprawdza się podróżowanie nocnymi pociągami, gdyż śpiąca rodzina nie zakłóca lektury;)
Po dotarciu na miejsce Kieran zdecydowanie odradza "zaliczanie" kolejnych atrakcji. Poleca raczej snucie się uliczkami, w które żaden przewodnik nie zaprowadziłby wycieczki, delektowanie się kawą w małej kafejce czy spędzenie czasu na parkowej ławce:)
Im jestem starsza, tym bliższa mi jest idea wolnego podróżowania:) Lektura była dla mnie wielką przyjemnością, inspiracją. Samo zaczytanie się opowieściami Kierana o jego podróżach, lekturach działa jak niezwykły balsam na duszę:)

wtorek, 18 września 2018

"Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy" Paweł Reszka

Rok pierwszego wydania: 2017
Ocena: 3+/6


Od pacjentów można usłyszeć wiele złego na temat lekarzy. Że znieczulica, że brak czasu, że liczy się tylko kasa i kariera itd itp. Pacjent czuje się w Polsce "niezaopiekowany". Lekarz podchodzi do niego przedmiotowo, skupia się na wypełnianiu papierków, a nie na rozmowie z pacjentem.
A jak to wygląda z drugiej strony? Z punktu widzenia młodego lekarza? Dyżur za dyżurem, zmęczenie sięgające zenitu, ręce związane biurokracją, presja czasu.
Autor zatrudnił się jako sanitariusz, by wejść w środowisko lekarzy, poznać je od podszewki. To, co usłyszał w czasie rozmów z nowymi znajomymi, spisał w formie krótkich reportaży-felietonów.
Czy dowiedziałam się z nich czegoś nowego? Nie. Może na chwilę poczułam po raz kolejny współczucie dla medyków. Bo to tacy sami ludzie jak my, o czym często się zapomina. Ze swoimi wadami, słabościami, rzadko-z wielkim powołaniem, którego system nie zabije.
Chwilami miałam wrażenie, że czytam wciąż o tym samym, że tematy są wałkowane do znudzenia, tyle że od nieco innej strony i za pomocą innych słów. Ale przeczytać warto. Chociaż kawałek. Żeby potem w poczekalni przed drzwiami gabinetu zirytować się może chociaż ciut mniej;)

poniedziałek, 17 września 2018

"Jezus mówi do ciebie" Sarah Young

Rok pierwszego wydania: 2004
Ocena: 1/6


Dziś piszę ku przestrodze. Dawno żadna książka tak mnie nie zdegustowała i nie zdenerwowała!
Autorka, chrześcijańska (?) pisarka, zapragnęła doświadczyć Bożej obecności. Zaczęła praktykować modlitwę w ciszy i skupieniu, a wtedy usłyszała Boży głos w swoim sercu. Gdy to się powtarzało, wzięła długopis, zeszyt i zaczęła spisywać Boże przesłanie (?). Dzień po dniu, tak też podzielona jest książka, od pierwszego do ostatniego dnia roku. W pierwszej osobie, po prostu "cytuje" to, co Jezus do niej mówi. Co Jezus chce przekazać w sumie wszystkim ludziom, by uzdrowić ich życie. A Jezus jawi się jako niezłej klasy coach! Zaczyna od słów: "Nie trzymaj się kurczowo starych przyzwyczajeń, wstępując w nowy rok", by dalej kontynuować: "Daj się porwać przygodzie otwierania się na świadomość Mojej Obecności".
Jakże inny Jezusa jawi się w tej książce niż  w Biblii, jakże inne podejście, słownictwo, ton ;)  
Literatura chrześcijańska, w różnym wydaniu, jest mi bliska, jednak dawno nie trafiłam na taki "kwiatek". Drżę, co może wyrządzić w sercach zabłąkanych owieczek, mniej obeznanych w temacie. Opisy w internecie kuszą bardzo: "Fenomen tej książki kryje się w tym, że każdy, kto będzie ją czytał, dostrzeże, że są to słowa skierowane bezpośrednio do niego. To, co Jezus uczyni dzięki tym słowom w Twoim sercu, jak zmieni Twoje życie, jest jeszcze tajemnicą. Zmieni je jednak na pewno." Tym bardziej rosną moje obawy...
Nie byłam w stanie przeczytać w całości tych bzdur. Kojarzą mi się z new age, hipnozą, NLP, a autorka kreuje się na nowego proroka, wykorzystując słabość i zagubienie wielu osób.

piątek, 14 września 2018

"Tysiąc dni w Wenecji" Marlena de Blasi

Rok pierwszego wydania:
Ocena: 3+/6


Spotkali się pewnego dnia. Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością. Ona Amerykanka, turystka zwiedzająca Wenecję z przyjaciółmi. Rozwiedziona matka dorosłych dzieci, mistrzyni kuchni. On-rodowity Wenecjanin. Wystarczyło, że na nią spojrzał i się zakochał...Za pierwszego jej pobytu w Wenecji zniknęła mu z oczu, jednak po kilku miesiącach, gdy wróciła zwiedzać miasto, już nie pozwolił jej odejść. Gdy ona wraca do Stanów, on po kilku dniach leci za nią. Ona zna po włosku kilka słów, on po angielsku niewiele więcej. A jednak postanawiają zacząć wspólne życie. On wraca do Wenecji, by przygotować "grunt", ona rzuca całe swoje dotychczasowe życie-sprzedaje dom, knajpę, zostawia w Ameryce dzieci i przenosi się do Wenecji, by zamieszkać z Nieznajomym, jak nazywa wybrańca swego serca. Okazuje się, że jego mieszkanie to zapuszczona nora, w której jej trudno się odnaleźć. Okazuje się, że na ich drodze do wymarzonego ślubu piętrzy się mnóstwo przeszkód, a codzienne życie w uroczej Wenecji i charaktery sympatycznych Włochów nieco odbiegają od jej wyobrażeń. A jednak im się udaje. Skleić dwa samotne życia w jedno wspólne. Twierdzą oboje, że szczęśliwe:)
Szalona to historia. Nie raz się zastanawiałam, jak można się tak "rzucić na główkę" w nieznane. Zostawić wszystko i bez znajomości języka i kultury zamieszkać w obcym kraju z praktycznie nieznajomym mężczyzną...I nie można tego uznać za wybryk szalonej wczesnej młodości, bo oboje byli już mocno dojrzałymi ludźmi.
To zbeletryzowana autobiograficzna opowieść o tym, jak autorka próbuje zacząć nowe życie w nowym kraju z nowym mężem;)
Książka napisana jest lekko, z pewną dozą humoru. Jedyne, co mnie drażniło, to dość lekceważący stosunek Amerykanki do Włochów i wszystkiego co włoskie, traktowanie ich z góry i nie bardzo uzasadnione poczucie wyższości. Jednak byłam w stanie przejść nad tym do dalszej lektury, która intrygowała mnie odwagą narratorki i jej życiowymi perturbacjami.
Powieść bardzo przypomina mi "Brudną robotę", podobna życiowa rewolucja i determinacja:)

wtorek, 11 września 2018

"Corka Robrojka" Małgorzata Musierowicz

Rok pierwszego wydania: 1996
Ocena: 4/6


Jeszcze jedna część Jeżycjady tego lata:) Tym razem kolejny, 11 tom.
Głównymi bohaterami są Robrojek, znany już z najwcześniejszych części przyjaciel Gabrysi Borejko. Po odrzuceniu oświadczyn przez Kłamczuchę wiele lat wcześniej, Robrojek szybko ożenił się z nie znaną nikomu bliżej muzyczką, wyprowadził do Łodzi i został ojcem. Żona niestety szybko zmarła i młody mężczyzna został sam z malutką córeczką. Daje z siebie wszystko, by dobrze ją wychować i nie za bardzo omotać swoją miłością. Mamy lata 90-te, czas szybkich i dobrych biznesów, które równie szybko potrafią upaść z wielkim hukiem. Doświadczył tego i Robrojek,oszukany przez wspólnika, zostawiony z wielkimi długami. Poczciwy człowiek, czuje wstyd za to, że dał się oszukać. Sprzedaje dom i wraca "na tarczy" do Poznania, gdzie dawny kolega z liceum poligraficznego, Majchrzak, daje mu pracę i możliwość zamieszkania w maleńkim domku ogrodnika w swoim ogrodzie, pod warunkiem, że Robrojek sam go wyremontuje. To tu przyjeżdża po wakacjach spędzonych u babci Bella. Tu zaczyna nowe życie. Poznaje sympatycznego sąsiada i Przeszczepa-syna Majchrzaka, z którym i rodzice, i całe otoczenie mają mnóstwo kłopotów...Bardzo wyraźnie autorka nawiązuje do historii o Pięknej i Bestii, choć w przypadku Belli i Przeszczepa ani ona taka piękna, ani on taka bestia jak się na pierwszy rzut oka wydaje ;)
Oczywiście mamy tu mnóstwo Borejkowych sióstr, Idę-szczęśliwą mamę Józinka i Gabrysię wraz ze statecznym dwuletnim Ignacym Grzegorzem. Oczywiście mamy budzące się uczucie, tym razem całkiem dojrzale, a nie nastoletnie:)
Musierowicz pisze o ważnych sprawach, ale ubiera je jak zwykle w ciepłe, łagodne zdania. Czyta się oczywiście bardzo sympatycznie, choć nie raz żal ściska serce na myśl o problemach Robrojka czy złość ogarnia gdy czyta się o rodzinie Majchrzaków.

poniedziałek, 10 września 2018

"Po prostu bądź" Magdalena Witkiewicz

Rok pierwszego wydania: 2015
Ocena: 3+/6


Dałam jeszcze jedną szansę pani Witkiewicz. Tym razem wypadło nasze spotkanie lepiej :)
To opowieść o miłości. Trudnej, zakazanej miłości między studentką i wykładowcą. Miłości, która gdy mogła już wyjść na świat, skończyła się tragicznie i za szybko. I o trudnych relacja rodzinnych.
Paulina, wychowana na wsi, jest świetną uczennicą. Świetnie rysuje. Marzy o studiowaniu architektury. Jednak rodzice kategorycznie jej tego zabraniają. Pola jest najmłodszą córką, ma zostać na gospodarstwie, pomagać rodzicom, wyjść za mąż i rodzić dzieci. Tak jak starsza siostra. Inny scenariusz nie wchodzi w grę. Jest już nawet wybrany kandydat na męża, prawie zaklepana sala weselna...Jednak Pola stawia na swoim, po kryjomu, z pomocą potencjalnego przyszłego męża, który okazał się prawdziwym przyjacielem, przygotowuje się do egzaminu w Gdańsku, zdaje go i dostaje się na wymarzone studia. Na wieść o tym rodzice zrywają kontakt z córką. Musi zacząć samodzielne, samotne życie w akademiku.
Na uczelni poznaje Aleksandra, wykładowcę starszego od niej o 15 lat. Początkowe "motyle w brzuchu" obojga przeradzają się w gorące uczucie. Ukrywane do momentu, kiedy Aleks przestanie być nauczycielem Poli. A potem...ciąża, szybki ślub, nowe mieszkanie i wielki kredyt. Zaczyna się piękne, bezpieczne życie. Niestety, na bardzo krótko...Aleks ginie w wypadku zanim urodzi się jego syn.
I tu na scenę wkracza Łukasz, przyjaciel Aleksa. Od początku bardzo polubił Polę, a nawet podkochiwał się w niej. Proponuje jej układ: fikcyjne, papierowe małżeństwo, żeby pomóc dziewczynie w stanięciu na nogi (Pola nie ma skończonych studiów, nie ma pracy, za to ma pół miliona kredytu do spłacenia i dziecko w drodze...), zaopiekować się nią i Juniorem.
Naiwność Poli, a tym bardziej lekkomyślność Aleksa w podejmowaniu decyzji, infantylność niektórych sytuacji trochę drażnią, jednak szybko przychodzi myśl: jak ja bym się zachowała w podobnej sytuacji? Łatwo oceniać studentkę, która wchodzi w związek z wykładowcą, ale jak się wyobrazi samotną 20-latkę, która nie może liczyć na nikogo, już mniej dziwi, że szukała schronienia w ramionach starszego mężczyzny...
To dość banalne, prosto napisane czytadło, ale jednak wciąga. Problemy, jakie porusza autorka, są poważne i trudne. Myślę, że niejedna czytelniczka spotkała się z podobnymi sytuacjami w życiu, może nie z kumulacją tylu złych rzeczy w jednym życiorysie, ale w kilku-wielce prawdopodobne.

piątek, 7 września 2018

"Szczęście pachnące wanilią" Magdalena Witkiewicz

Rok pierwszego wydania: 2014
Ocena: 2/6


Zapragnęłam zakończyć wakacje jakimś miłym, babskim, lekkim czytadełkiem, wprowadzającym w przyjemny, leniwy jeszcze nastrój. W moje ręce trafiło akurat "Szczęście pachnące wanilią", zachęcające pyszną okładką i nawet ciekawym opisem. Wydawało się wpisywać w me oczekiwania. Cóż, swą lekkością, a wręcz banalnością i prostotą niestety mnie rozczarowało:(
To historia kilku młodych kobiet, których losy splatają się w jednym z bloków na nowym gdańskim osiedlu. Ada, samotna matka niespełna rocznego Michasia, nie mogąca liczyć na niczyją pomoc, otwiera cukiernię w lokalu podarowanym jej przez ojca. Pieczenie babeczek i robienie tortów-arcydzieł to to, na czym zna się najlepiej. Niestety, hobby nie zapewnia środków wystarczających na utrzymanie lokalu, siebie i dziecka...Jednak to tu, w cukierni, spotykają się kolejno wszystkie bohaterki, tu zawiązuje się przyjaźń między nimi. Tu rozmawiają o problemach z rozbrykanymi dziećmi, z facetami itd.
Tak naprawdę to taka książka o niczym. Ot płynie sobie zwyczajna opowieść o całkiem zwyczajnych kobietach około 40-tki, z wieloma szczegółami typu: gdzie która odstawiła buty po powrocie do domu i gdzie siedziała inna zalewając się łzami. Nie ma tu za bardzo akcji, nie dzieje się nic szczególnego. A do tego napisane to tak prosto, zwyczajnie, językiem tak pospolitym...Nawet tak gdzie potencjalnie miało być dowcipnie, jedynie delikatny uśmieszek z nutką żenady błąka się na ustach...
To trzecia część cyklu Milaczek, ja czytałam książkę niezależnie od pozostałych, stanowi na tyle odrębną całość, że nie brakowało mi wiadomości z poprzednich.
Dużo więcej oczekiwałam nawet po babskim czytadle...
Cóż, pozostaje mi przedłużyć wakacyjny nastrój i szukać dalej;)

środa, 5 września 2018

"Pełnia życia" Agnieszka Maciąg

Rok pierwszego wydania: 2016
Ocena: 5+/6


Dar od kobiety dla kobiet.
Agnieszka Maciąg dzieli się swoimi doświadczeniami, jak osiągnęła pełnię życia. Jak sama mówi, jest tylko pośrednikiem. Przekaźnikiem Dobrej Energii, która płynie do niej z Nieba, a którą chce się dzielić z innymi kobietami, by mogły doświadczyć tego, co ona.
Pierwsza część książki to autobiograficzna opowieść o życiu "przed" i "po" przebudzeniu. Autorka, można powiedzieć, miała wszystko, o czym marzy wiele dziewczyn: sławę, pieniądze, dziecko, szczęśliwy związek, podróżowała po całym świecie. A jednak czuła wewnętrzną pustkę i ból. Wreszcie się poddała, zawierzyła w pełni Boskiemu prowadzeniu, bo sama nie wiedziała już co robić, by poczuć pełnię. Tak zaczęło się jej nowe życie, pełne cudów, przemian, spokoju i szczęścia.
W drugiej i trzeciej części pani Agnieszka dzieli się tym, co robi na co dzień, dążąc do dalszego rozwoju. Porusza mnóstwo ciekawych tematów, które dla mnie będą wytycznymi do dalszego poszukiwania i zgłębiania. Zioła, homeopatia, medytacja chrześcijańska, modlitwa, joga, zdrowe odżywianie - to tylko niektóre z nich. Podaje konkretne metody, które sprawdziły się w jej przypadku. Jednak nie narzuca swojego zdania, nie raz podkreśla, że to, co dobre dla niej, nie musi być dobre dla innych.
Książka napisana jest niezwykle ciekawie, bez zbędnego patosu, zadufania, ale i bez naiwności i infantylności. Autorka powołuje się na wiele tytułów, cytuje osoby, które były dla niej autorytetami na drodze poszukiwania wewnętrznego spokoju.
Tekst opatrzony jest wieloma fotografiami, a całość wydana jest po prostu pięknie. Samo obcowanie z tą książką jest czystą przyjemnością, a czytanie wlewa spokój do duszy:)
"Pełnia życia" trafiła w moje ręce w momencie, kiedy bardzo potrzebowałam takiego przewodnika. To był odpowiedni czas na taką lekturę. Być może nie jestem w związku z tym obiektywna. Nie spotkałam się jednak do tej pory z taką radosną i szczerą afirmacją chrześcijaństwa w wykonaniu polskiej celebrytki czy celebryty.
Mam nadzieję, że słowa pani Agnieszki pomogą kolejnym kobietom, jak to ma miejsce do tej pory.
Ja już szukam kolejnych jej książek, zarówno wcześniejszych jak i ostatnio wydanej:)