Rok pierwszego wydania: 2017
Ocena: 4,5/6
"My przeciwko wam" to ciąg dalszy losów bohaterów, których poznałam niedawno w powieści "Miasto niedźwiedzia".
Nikt nie wie, co się stało pewnej nocy w lesie. Jedno jest pewne: od momentu, kiedy matka znalazła Kevina na ścieżce do biegania, w śniegu, prawie zamarzniętego, ze śladami moczu na spodniach i przerażeniem w oczach, nastolatek ani razu nie wyszedł z domu, przestał jeść, budzi się z krzykiem co noc. To wystarczy, żeby z bohatera, zwycięzcy, stać się psychopatą w oczach przyjaciół i lokalnej społeczności. Wszyscy się od niego odwracają. Rodzina Kevina niespodziewanie opuszcza miasto. Jednak każde z rodziców odjeżdża w inną stronę. Chłopak siedzi w samochodzie matki, która mimo, że nigdy mu nie wybaczy tego, co zrobił, nigdy go też nie opuści.
To jedna z konsekwencji tragicznych wydarzeń na imprezie po zwycięskim meczu kilka miesięcy wcześniej. Tamta noc zmieniła większość mieszkańców Bjornstad. A może zmienić jeszcze więcej. Bo klub ma upaść. Gmina nie jest w stanie utrzymać dwóch klubów. W takim razie stawia na Hed. Zawodnicy drużyny niedźwiedzia zmieniają klub. A jeśli hokej wyniesie się z Bjornstad, miasteczko upadnie. Ale do gry wchodzą politycy...
Na tle walki o klub hokejowy, po raz kolejny autor świetnie wnika w psychikę mieszkańców tej zapomnianej przez świat mieściny. Pokazuje, jak trudno być "innym", żyć z piętnem.
Kontynuacja "Miasta niedźwiedzia" już mnie tak nie zauroczyła, jak pierwsza część. Jest dobra, ale "Miasto..." postawiło tak wysoko poprzeczkę, że trudno ją przeskoczyć;) Na pewno jest smutna, przygnębiająca. Momentami trudno mi się ją czytało w ponure, ciemne deszczowe dni, które miały być jeszcze bardzo letnie, a zrobiły się już przygnębiająco jesienne... I znużyła mnie trochę polityka. Ale poza tym cieszę się, że znów byłam w Bjornstad i mogłam zobaczyć, co było dalej ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz