czwartek, 3 sierpnia 2017

"Miasto Śniących Książek" Walter Moers

Ocena: 4+/6
Rok pierwszego wydania: 2004


Wszystko zaczęło się od tego, że Dancelot Tokarz Sylab, ojciec poetycki Hildegunsta Rzeźbiarza Mitów-umarł. Każdy mieszkaniec Twierdzy Smoków, gdy osiąga dojrzałość czytelniczą, dostaje od rodziców ojca poetyckiego, który jest odpowiedzialny za pisarskie wychowanie młodego dinozaura. Na łożu śmierci Dancelot przekazał swojemu podopiecznemu tajemniczy, acz doskonały rękopis, który jakiś czas wcześniej podarował mu pewien camoński pisarz spoza Twierdzy Smoków. Hildegunst obiecuje opiekunowi, że zapozna się z opowiadaniem, zdobędzie Orma (tajemniczą siłę przenikającą niektórych pisarzy w momentach najwyższego natchnienia) i wyruszy w podróż.
Skutkiem tego dotarł do Księgogrodu. "W Księgogrodzie znajdowało się ponad pięć tysięcy urzędowo zarejestrowanych antykwariatów i, szacunkowo, ponad tysiąc półlegalnych księgarenek, gdzie prócz książek oferowano napoje alkoholowe, tytoń, odurzające zioła i substancje, których używanie wzmagało podobno radość czytania i koncentrację. Istniała także niemal niezmierzona liczba "latających" handlarzy, którzy na regałach na kółkach, drewnianych wózkach, w torbach konduktorkach i na taczkach oferowali słowo drukowane w każdej możliwej formie. W Księgogrodzie istniało ponad sześćset wydawnictw, pięćdziesiąt pięć drukarni, tuzin młynów papierniczych oraz stale rosnąca liczba zakładów zajmujących się wytwarzaniem ołowianych liter drukarskich i czernidła drukarskiego. Były też sklepy oferujące tysiące różnorodnych zakładek do książek i naklejek z nazwiskiem właściciela (...)" (str30).
Czyż nie tak powinien wyglądać raj miłośników książek???
W Księgogrodzie były też Śniące Książki. "Tak w tym mieście nazywano antykwaryczne zasoby, ponieważ z handlowego punktu widzenia nie były one ani już naprawdę żywe, ani jeszcze całkiem martwe, znajdowały się bowiem w stanie przypominającym sen. (...) Jedynie książka chwycona poszukującą ręką i otwarta przez nią, książka zakupiona i wyniesiona stamtąd, mogła ożyć nowym życiem. I to było to, o czym śniły wszystkie te książki" (str. 32).
Walter Moers stworzył niesamowity, fantastyczny świat, w którym panują warunki tak dalekie od ideału, jak w świecie realnym. Wykreował mnóstwo dziwnych postaci o jeszcze dziwniejszych imionach, żyjących w miejscach o równie dziwacznych nazwach;) Mimo wielu pokus, czyhających na rozmiłowanych w książkach stworach, trzeba się strzec zagrożenia płynącego choćby z przeczytania Zatrutej Książki!
Głęboki ukłon w stronę wyobraźni autora!
Opowieść czyta się bardzo przyjemnie, choć chwilami można się pogubić w zmyślnych słowach-nazwach. Napisana jest prostym, ciut nawet infantylnym językiem. Autor stworzył klimat iście baśniowy, który na pewno zadowoli miłośników fantasy! Brak tu wartkiej akcji, opowieść snuje się wolno, leniwie wśród różnej maści stworów i książek. Pewnie wiele moli książkowych utożsami się z którymś z bohaterów;) Ja nie raz, jak narrator i równocześnie główny bohater, "musiałam oprzeć się pragnieniu zaatakowania pierwszej lepszej księgarni w szperania w księgach, ponieważ nie wyszłabym z niej do wieczora" ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz