poniedziałek, 2 października 2017

"Brudna robota: Zapiski o życiu na wsi, jedzeniu i miłości" Kristin Kimball

Rok pierwszego wydania: 2011
Ocena: 5/6


Autobiograficzna opowieść o tym, jak można zmienić swoje życie o 180 stopni podążając za głosem serca.
Kristin jest typową singielką, hedonistką z NY. Ma trzydzieści kilka lat, wynajmuje małe mieszkanko w centrum miasta, wieczory spędza w knajpkach ze znajomymi i jak sama mówi, nie ma zasad moralnych. Gdy jedzie na spotkanie z Markiem, młodym farmerem, by zrobić o nim reportaż, nawet nie wie, że wydarzenie to tak diametralnie odmieni jej życie. Kristin porzuca NY by u boku świeżo poznanego mężczyzny wyruszyć na amerykańską prowincję i spełnić wraz z nim marzenie o samowystarczalnej farmie. Założenie jest takie, że farma dostarczy wszystkiego, co potrzebne do życia jego mieszkańcom oraz okolicznym mieszkańcom, którzy wykupią abonament na roczne dostawy ekologicznej żywności. W książce Autorka opisuje pierwszy, najtrudniejszy rok zmagań z nowym życiem.
Przyznam, że czytałam opowieść w wielkim zadziwieniu, przede wszystkim dla poczynań Kristin. Nie dość, że zdecydowała się na życie z mężczyzną, którego na dobrą sprawę prawie nie znała, wyjechała z nim na koniec świata i zdała tylko na niego, to jeszcze była gotowa zamienić swój ekskluzywny nowojorski styl na obcowanie z gnojem, użeranie się ze zwierzętami, trwanie w nieogrzewanym domu w siarczyste mrozy itd. Nie raz wątpiła w sens swojego wyboru, tym bardziej, że nie znalazła ani zrozumienia, ani wsparcia w oczach najbliższej rodziny. Jak sama przyznawała nie raz, nie była nawet pewna, czy Mark jest człowiekiem o zdrowych zmysłach, choćby wtedy, gdy podczas pomieszkiwania u jego rodziców przed znalezieniem farmy zbudował toaletę z wiadra i torfu i ustawił ją...na środku pokoju. Przyszło jej żyć z fanatykiem, apodyktycznym i ekscentrycznym, sfokusowanym jedynie na realizacji swojego zamierzenia. Jednak był w stanie zaoferować jej coś, co rekompensowało wszelkie wady. Swoją wiarą w to, co robi, pewnością i siłą był dla Kristin buforem, kompasem i oparciem. Na farmie odkryła swoje prawdziwe pragnienia i wartości. Zagorzała nowojorska wegetarianka błyskawicznie porzuciła swoje upodobania i rozsmakowała się w wątrobie jelenia, fantastycznie przyrządzonej przez Marka. Zrozumiała, że samodzielne wyhodowanie, wyprodukowanie jedzenia daje poczucie wielkiego bogactwa. Poczuła więź z naturą, odnalazła sens życia zgodny z porami roku i  rytmem przyrody. A przede wszystkim znalazła zasady, którymi mogła się kierować.

Opowieść napisana jest bardzo szczerze, prostym, inteligentnym stylem. Autorka nie ubarwia i nie wydelikaca twardej, chwilami brutalnej rzeczywistości życia na farmie (choćby szczegółowy opis stanu krowiego ucha, odgryzionego przez psa, zabijanie i oprawianie zwierząt itd.). Dzięki temu pozwala czytelnikowi wejść w swój świat ze wszystkimi jego kolorami i zastanowić się nad szczerością i prawdziwością własnych wyborów i wartości...
Książkę podarowała mi Modraszka, wielka miłośniczka i propagatorka życia w stylu slow, autorka bloga o życiu blisko natury. Bardzo jej za nią dziękuję, gdyż na kilkanaście wieczorów mogłam się przenieść w zupełnie inny świat, daleki od wielkomiejskiego pędu, jakże często prowadzącego donikąd. I utwierdzić w wegetarianizmie;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz