środa, 5 grudnia 2018

"Śniadanie mistrzów" Kurt Vonnegut

Rok pierwszego wydania: 1973
Ocena: 4/6


Zacznę od tego, że dziwna to książka. Inna. Niebanalna.   Przez wielu określana jako "wielka literatura".
Pierwszoosobowy narrator relacjonuje nam przebieg znajomości dwóch bohaterów: Kilgora Trouta, niespełnionego pisarza, autora fantastycznonaukowych powieści drukowanych w pismach erotycznych oraz Dwayna Hoovera, bogacza cierpiącego coraz bardziej na chorobę psychiczną.
Nie ma tu głównej opowieści. Jest za to mnóstwo równorzędnych wątków, które się non stop przeplatają, przerywają nawzajem. Miałam wrażenie, że nie są ze sobą w żaden sposób powiązane. Za to nie raz autor wracał do tego samego tematu. Jakby chciał jeszcze bardziej podkreślić śmieszność i absurdalność jakiegoś zjawiska czy zachowania.
Vonnegut obnaża wiele ludzkich wad oraz obala mnóstwo mitów. Satyrą przekłuwa napompowane do granic wytrzymałości baloniki amerykańskiej kultury narodowej. Trafnie diagnozuje wiele chorób nękających społeczeństwo Stanów. Prawdopodobnie uderza w psychikę niejednego czytelnika, czy to przedstawiając naturalistyczne sceny erotyczne, czy wyśmiewając sztandar.
To nie tylko satyra, ale i metafora dziwnego świata, w którym żyjemy. Uzupełniona rysunkami autora. Prostymi, trywialnymi. Nie zabraknie tu np. obrazka majtek czy świni.
Doceniam kunszt Vonneguta, bo udało mu się napisać opowieść zupełnie wykraczającą poza kanony powieści. Doceniam pomysłowość autora. Jego wyobraźnię. Ale zmęczyła mnie ta książka. To chyba nie jest rodzaj literatury, który do mnie przemawia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz