czwartek, 1 lutego 2024

Cudze chwalicie...


  Podczas jednego ze spotkań z czytającymi nałogowo koleżankami wypłynął temat literatury polskiej i jej promowania. Skłoniło mnie to do różnych przemyśleń i...postanowień 😉

Okazuje się, że w księgarniach w naszym kraju dużo łatwiej znaleźć klasykę angielską (Szekspir czy Austen) w najróżniejszych, pięknych wydaniach, pełnych lub okrojonych, niż polską. Żeromski, Prus czy Sienkiewicz zniknęli można powiedzieć z półek. Wydawani są jedynie w ramach lektur szkolnych, nieciekawej formie, niewygodną w czytaniu czcionką,  z omówieniem/streszczeniem, które tylko kusi i zniechęca do zapoznania się z powieścią...

A literatura współczesna? Wśród nowości znajdziemy mnóstwo przekładów z angielskiego czy francuskiego popularnych za granicą czytadeł. Za to naszych autorów, wielokrotnie lepszych niż Sparksa czy Roberts, próżno szukać w zagranicznych przekładach na półkach naszych sąsiadów...

A ja? Czy znam polską literaturę?  Przyznaję, że też dużo częściej sięgam po powieści amerykańskie czy angielskie, w przekonaniu, że są lepsze niż rodzime. Przez kilka ostatnich lat wędrowałam czytelniczo po całym świecie.  Jestem na bakier z polskimi nowościami, nazwiska Sapkowskiego, Dehnela czy Dukaja są mi znane jedynie ze słyszenia...A wielu nazwisk z pewnością nawet nie kojarzę. Jeśli mam ochotę na klasykę to moja ręka kieruje się w stronę wielokrotnie czytanych powieści Montgomery, a nie nieznanych Żeromskiego...Gdy chcę się zrelaksować przy jakiejś lekkiej powieści obyczajowej, wypożyczam w bibliotece coś z działu z literaturą zagraniczną, a nie polską. Rzadko w moich lekturach spotykane gatunki-fantasy, kryminał, realizm magiczny-znam tylko z przekładów pisarzy francuskich czy amerykańskich...

Chciałabym to zmienić. Sprawdzić, czy rzeczywiście to co obce, jest lepsze niż polskie. A raczej-czy może polskie wcale nie znaczy gorsze?

Ile prawdy jest w starym powiedzeniu "cudze chwalicie swego nie znacie"...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz