Rok pierwszego wydania: 2019
Ocena: 3,5/6
Uwielbiam klimat Stawiska. Dom pełen książek, starych mebli, dom "z duszą". I park dookoła. Mogłabym tam zamieszkać, najlepiej sto lat temu ;) Niestety zadowolić się muszę książkami o tym miejscu i jego mieszkańcach...
Lubię też prozę Iwaszkiewicza, ale zdecydowanie wygrywa Stawisko ;)
Jednak albo umknął mojej uwadze, albo uleciał z pamięci fakt, że Iwaszkiewiczowie adoptowali syna. Z prawdziwym zadziwieniem dowiedziałam się o Wiesławie Kępińskim.
Mały Wiesio cudem uniknął śmierci w zagładzie na Woli w sierpniu 1944 roku. Został sierotą w wieku 12 lat. Rodzice i rodzeństwo zginęli praktycznie na jego oczach, podobnie jak 60 innych osób, z którymi chwilę wcześniej krył się w piwnicy cerkwi. Po długiej tułaczce chłopak trafił pod opiekę starszej siostry. Zaznał ogromnej biedy. Był prostym chłopakiem z Woli, nie chodził do szkoły, bo najpierw wojna przeszkodziła edukacji, a potem zwyczajnie nie było ich na to stać...W 1947 roku napisał list do "Expresu Wieczornego" z prośbą o pomoc. Na ogłoszenie odpowiedział Jarosław Iwaszkiewicz. I tak kilkunastoletni Wiesio trafił do Stawiska, do świata, o jakim nigdy nawet nie marzył...Dostał szansę na nowe życie.
Przez cały okres pobytu u Iwaszkiewiczów, Wiesław pisał pamiętnik, na którego podstawie próbował odtworzyć tamten czas. Jednak jak sam przyznaje, wiele umknęło z pamięci. Widać to w książce. Osoby, wydarzenia wspomniane są bardzo pobieżnie. Nad innymi, niekonieczne istotnymi z punktu widzenia czytelnika, autor drobiazgowo się rozpisuje.
Na rynku sporo jest książek o Stawisku. Ta na pewno nie należy do najlepszych. Jest powierzchowna, chaotyczna. Zdecydowanie więcej w niej opowieści o życiu autora w okresie sprzed Stawiska niż historii o nowej rodzinie. Jednak mimo to przeczytałam ją z zaciekawieniem. Tym bardziej, że jest relacją "z pierwszej ręki".
Wielkim atutem jest piękne wydanie, pełne zdjęć, fragmentów listów, pamiętnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz