Rok pierwszego wydania: 1928
Ocena: 3,5/6
Książka jakiś czas temu trafiła trochę przypadkiem do mojego domu, z bazarku wspierającego rehabilitację niepełnosprawnej dziewczynki. Nic nie wiedziałam ani o jej autorce, ani o samej książce. Po prostu została taka sama, samotna, nikt jej nie chciał, więc za kilka złotych przygarnęłam ją ;) A teraz przypomniałam sobie o niej, kiedy zapragnęłam sięgnąć po coś lekkiego z klasyki.
Tytułowa Dzikuska to Ika, szesnastoletnia córka pana Kruszyńskiego, właściciela niedużego folwarku Kruszelnicy, a zarazem zarządcy majątku barona Ziemskiego. Matka jej zmarła, gdy ta była jeszcze malutkim dzieckiem. Od tego momentu dziewczynka była zostawiona sama sobie, zdana na opiekę prostych chłopów pracujących w folwarku. Załamany śmiercią żony Kruszyński jakby całkiem zapomniał o córce. Starsi bracia Iki zajęci byli swoim życiem. I tak wyrosła Dzikuska, potargana, bosa, ubrana w byle jakie ubrania, łażąca po drzewach i nieprzebierająca w słowach. Na pewno daleko jej do eleganckich, odpowiednio wychowanych i wykształconych panienek z dobrych domów. Niedługo przed szesnastymi urodzinami Iki ojciec postanawia zainwestować w nauczyciela dla niej. Kolejnego. Liczy, że tym razem młody student poskromi nieokrzesaną panienkę, co nie udało się wielu jego poprzednikom.
Jak łatwo się domyśleć, na wieś przybywa ideał ;) Kulturalny, wykształcony, sympatyczny, ciepły, cierpliwy i do tego bardzo przystojny;) Dość szybko udaje mu się nawiązać kontakt z dziewczyną i stopniowo doprowadzić do tego, że przynajmniej nie przynosi już wstydu rodzinie. Z czasem Ika zaprzyjaźnia się z młodą baronówną, a swoją egzotyczną urodą i bardzo naturalnym zachowaniem rozpala serca okolicznych młodzieńców. Jednak to uczucie, które budzi się między nią i belfrem staje się tym najsilniejszym, jedynym i odmieniającym życie kilku osób.
Oprócz wątku miłosnego, z powieści wyłania się obraz ówczesnego życia ziemiaństwa. Na takich ludzi, jak młodzi baronostwo czy inni sąsiedzi Kruszyńskich, dziś mówimy: bananowa młodzież. Ich głównie zajęcia to "bywanie", balowanie, romansowanie i inne tego typu atrakcje. Jako dziedzice sporych majątków, nie kwapili się ani do nauki, ani do jakiejkolwiek pracy. Spędzali życie na przyjemnościach. Mieli też na to przyzwolenie rodziców, o czym świadczy choćby rozmowa Iki z baronem i jego synem:
"(...)- Ale dlaczego pan Janusz nie pomaga swemu tatusiowi...zawsze razem prędzejby się skończyło robotę.
Janusz w tej chwili miał niezbyt mądrą minę, ale usiłował się wytłumaczyć:
- Ja jestem z zawodu prawnik...
- Ty jesteś z zawodu próżniak synku...ale to głupstwo. Majątek ci zostawię, możesz próżnować, choć wcale nie szkodziłoby, gdybyś cośniecoś robił." (str 95)
Ta krótka powieść jest mocno ckliwa, przewidywalna, pełna humoru i bardzo przyjemna w odbiorze. Przypominała mi trochę "Pannę z mokrą głową" Makuszyńskiego, a tematyką ziemiańską może "Nad Niemnem" i inne tego typu wielkie powieści pozytywistyczne. Atutem jest fakt, że w ręku trzymam dokładny przedruk z 1928 roku (wydany w 1990), z zachowaniem ortografii i stylu z początku XX wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz